17.

4.5K 281 153
                                        

Wpatrywałam się w sklepową półkę, próbując sobie przypomnieć, dlaczego jestem taka tępa i nie zrobiłam sobie listy zakupów, i zamiast z uśmiechem na ustach wybierać poszczególne produkty zapisane na ładnej żółtej karteczce, muszę teraz wytężać mózg aby przypomnieć sobie, co moja mama kazała mi kupić.

Dostałam swoją pierwszą misję. Wyprawa do sklepu. Była dla mnie niczym samotna wędrówka na Mount Everest w środku zimy bez gwarancji powrotu ze wszystkimi kończynami. Poważnie.

Po raz pierwszy miałam zrobić coś sama. Czułam się trochę jak siedmiolatka i jej pierwsza samodzielna podróż ze szkoły, co w sumie nie różniło się zbyt od rzeczywistości. Wyobraźcie sobie jak komicznie musiało wyglądać odprawienie 18-letniej dziewczyny przez jej matkę na przystanek autobusowy (bo auta Eddiego oczywiście nie mogłam pożyczyć), ucałowanie w czoło i pomachanie do niej przez okno, gdy już zajęła miejsce.

Czasami cieszę się, że mam w Kanadzie tak mało znajomych.

Aczkolwiek podróż odbyła się bez większych przygód i ostatecznie skończyłam przed działem z nabiałem, próbując przypomnieć sobie, czy moja mama mówiła, że mam kupić jajka, czy może że mamy w domu jeszcze pełne dwa opakowania.

A nawet jeśli, to trzecie nie zaszkodzi. Lucas lubi jajecznicę. Albo mogę obrzucić nimi dom sąsiada, który nie odezwał się ani słowem i wystawił moje delikatnie i wrażliwe serce do wiatru.

Zastanawiałam się, czy brać też drugą tackę (gdyby jego dom zbyt lekko oberwał), kiedy dostrzegłam podejrzany ruch kątem oka.

Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się uważnie, ale po przeciwnej stronie stało tylko starsze małżeństwo dyskutując, który jogurt naturalny jest lepszy i jakaś kobieta z małym synkiem doczepionym do nogi.

Chyba wpadam w paranoję.

Zamrugałam kilka razy, próbując wyrzucić chore myśli z głowy i ruszyłam na dział z warzywami. Wybierałam właśnie pomidory, kiedy to dziwne uczucie się powtórzyło. Wyraźnie czułam na sobie kogoś wzrok. Ale sklep wokół był pusty.

Cholera jasna.

Porwałam siatkę z warzywami i ruszyłam do kas. Chciałam jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Może świeże, albo przynajmniej udające świeże, powietrze sprawi, że mój mózg się ogarnie.

I wtedy ktoś do mnie uderzył, a pomidory poszybowały do góry. Jakby w zwolnionym tempie patrzyłam, jak moje zakupy rozsypują się po podłodze, a ja z trudem utrzymuję równowagę. Chwyciłam się najbliższej stojącej rzeczy, aby uniknąć kontaktu z twardymi kafelkami. Pod swoimi dłońmi poczułam miękką skórę, a sekundę później patrzyłam na twarz, którą przecież znałam.

- Brian? - zapytałam, oswobadzając się z jego uścisku. Odchrząknęłam, próbując ukryć zakłopotanie.

- Cześć, przepraszam... Nie zauważyłem cię - chłopak podrapał się po szyi, unikając mojego wzroku. Popatrzył na podłogę i dopiero teraz zauważył, jaki bałagan zrobił. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. - O matko, przepraszam, Laura, zaraz to pozbieram...

- Daj spokój, to moja wina - powiedziałam, kręcąc głową, dołączając do chłopaka pełzającego po podłodze. - Odkąd tu przyjechałam ciągle na kogoś wpadam... A tak w ogóle, to co tu robisz w środku tygodnia? - zagadnęłam go, kiedy cisza zaczęła się robić trochę niezręczna.

- Ah, robimy sobie z chłopakami nockę filmową i trzeba było zrobić jakieś zapasy - uśmiechnął się, pokazując na swój koszyk wypchany chrupkami, chipsami i gazowanymi napojami. Typowi faceci pozostawieni sami sobie.

i was wrong || s.m ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz