"Kiedy spotykasz właściwego człowieka, cały świat przestaje mieć znaczenie."
***
Minął tydzień.
Spędziłam go na powolnym pakowaniu walizek i przeszukiwaniem ofert autobusów, kursujących pomiędzy Stanami a Kanadą. Po ostatniej wiadomości Shawna, stwierdziłam, że czas to zakończyć. Cholernie mnie zranił, ale to do siebie miałam żal. Dlatego nie chciałam mu mówić, że wyjeżdżam. Miałam zamiar zniknąć, rozmyć się jak cień. I żeby tak, jak cienia, nikt mnie nie szukał i nie tęsknił. Kanadę uznałam za zaliczony krótki przystanek, nadszedł czas na poważniejszą wyprawę.
Zadzwoniłam do swojego kuzyna, mieszkającego na Manhattanie. Wiedział, że pomieszkam u niego przez chwilę, był tylko zdziwiony, że odzywam się tak szybko. Odpowiedziałam, że tak wyszło. Nie pytał o więcej.
Chciałam wyruszyć w następnym tygodniu. Gdybym się uparła, mogłabym dotrzeć do Nowego Jorku szybciej, ale jakaś część mojego serca nalegała, żebym poczekała jeszcze moment, dała szansę to wszystko wyjaśnić. Powinnam ją zignorować, ale ostatecznie posłuchałam jej. Tyle że z każdym kolejnym dniem jego milczenia, bolało coraz mocniej.
Nie mogłam pogodzić się z tym, że zakończył naszą znajomość w taki sposób. Bez pożegnania.
Ale nie mogłam go przecież winić. Zadał mi proste pytanie, na które nie potrafiłam odpowiedzieć. Powinnam brać z niego przykład. Dał sobie spokój, nie tak jak ja, ciągle bezsensownie czekająca na cud.
W piątek byłam z Sunny na spacerze.
Bezchmurne niebo i ciepłe powietrze tylko zachęcały do przechadzki pomiędzy gęstymi koronami drzew w pobliskim parku. Byłam tam tylko raz, wieczorem, więc niewiele pamiętałam z tego miejsca, które wczesnym popołudniem wyglądało zupełnie inaczej niż w mojej pamięci. W sumie, to zachowałam jedynie obraz koca w czerwono-białą kratę, rozmigotanych gwiazd i szerokiego uśmiechu pewnego chłopca.
- Idziemy na huśtawki? - zapiszczała Sunny, ciągnąc mnie lekko za rękę.
Zamrugałam kilka razy, chcąc przypomnieć sobie gdzie jestem.
W parku z Suzanne, no tak.
- Pewnie, Słoneczko - uśmiechnęłam się, puszczając ją przed sobą.
Mała dotarła do wiele wyższej od niej huśtawki i jak zwinna małpka zaczęła się na nią wspinać. Po kilku sekundach siedziała w siodełku, z wymalowanym na twarzy ogromnym uśmiechem.
Będzie mi jej brakować.
***
Wróciłam do domu o 18, nie wiedząc gdzie przeleciał mi ten dzień. Ale byłam szczęśliwa, pierwszy raz w tym tygodniu. Zaprowadziłam małą do Amandy i włożyłam do wazonu polne kwiaty nazbierane przez nią w drodze powrotnej. Postawiłam je na kuchennym stole, po czym poczłapałam po schodach na górę. Bez namysłu podeszłam do regału z książkami, chcąc wybrać coś nie tyle do poczytania, co do zajęcia myśli. Machinalnie sięgnęłam po najbardziej zniszczoną okładkę mojej ulubionej książki, ale przewertowałam tylko kilka stron, po czym odłożyłam ją na miejsce. Nawet "Igrzyska Śmierci" nie były w stanie mnie zainteresować.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując zrozumieć co mi tutaj nie pasuje. Obrzuciłam uważnym wzrokiem łóżko z nieposłaną pościelą, poduszki walające się na podłodze tak, jak je zostawiłam, biurko z laptopem i bukietem róż obok oraz krzesło z ubraniami z całego tygodnia.
Czekaj, wróć.
Wszystko się zgadzało, oprócz kwiatów. Nie przynosiłam tutaj nic takiego.

CZYTASZ
i was wrong || s.m ✔
FanfictionWszyscy mamy tajemnice.. Czasami są tak wielkie, że sami stajemy się jedną z nich. Żyjemy w bezpiecznym kokonie fałszu i kłamstwa. A co, jeśli nagle pojawi się ktoś, kto zechce obnażyć cię z tajemnic? Opowiadanie zawiera wulgaryzmy i sceny +18, a...