9.

4.1K 255 44
                                    


- Dwa tygodnie szlabanu, miesiąc prac domowych i opieka nad Suzanne! Wyobrażasz to sobie? - jęczałam w telefon, leżąc owinięta w koc na swoim łóżku. - A ten idiota dostał tylko karny tydzień zmywania naczyń. No to są chyba jakieś żarty.

- W tym świecie nie ma sprawiedliwości, kochana - stwierdziła kwaśnym tonem Cecily. - Ej, na jaki kolor powinnam pomalować paznokcie?

- Ja ci tu opowiadam o moich problemach, a ty wyjeżdżasz o paznokciach? - oburzyłam się.

- No przepraszam, no, ale za dwie godziny wychodzę z Deanem na kolację, a jestem w proszku. Potrzebuję kobiecej rady.

- To raczej nie u mnie - zaśmiałam się. - Wiesz przecież, że znam się na tych całych "babskich sprawach" nie lepiej niż chociażby Lucas.

- Mówisz jak facet - z udawanym przerażeniem oznajmiła Cecily. - Mam się bać? Czy może lepiej zajrzeć ci w spodnie?

- Jeśli tego bardzo pragniesz - roześmiałam się. - Ale wczoraj wpadła do mnie z wizytą ciotka czerwonym maluchem, więc może być trochę słabo.

- Biedactwo - zaśmiała się Cecy. - Słuchaj, będę kończyć. Trzymaj się tam i spróbuj nie zabić wszystkich wokół siebie, okay?

- Postaram się - obiecałam. - Baw się dobrze, ale żeby z tego dzieci nie było!

- Niczego nie obiecuję - rzuciła ponętnym tonem. Pożegnałyśmy się po raz ostatni, po czym zakończyłam połączenie. Rzuciłam telefon na łóżko i zastygłam w bezruchu. Czułam się trochę jak poczwarka w kokonie, tyle że u mnie szanse na zmianę w motyla były bliskie zeru. I dodatkowo bolał mnie brzuch.

Jak Lucas mógł twierdzić, że Cecily nie jest warta przyjaźni? Jak dotąd, była najmilszą osobą poznaną przeze mnie w Kanadzie. Luc chciał nas tylko skłócić. Była słodka, kochana i przeurocza do szpiku kości. Dodatkowo jej 160 cm wzrostu powodowały, że po prostu miało się ochotę ją przytulić. Jak takie urocze stworzenie mogło chcieć zrobić coś złego?

Miałam ochotę z kimś pogadać, ale w moim domu aktualnie nie było żywej duszy. Odebrałam to jako część swojej kary, pomimo tego, że Amanda z mamą i Suzanne pojechały do jakiś znajomych, Eddie był w pracy a Lucas na treningu. Dobra, mogli sobie wyjechać nawet zbierać śmieci z ulicy, ale liczył się fakt, że JA musiałam siedzieć na tyłku w domu. I dodatkowo nie działał internet. Podejrzewałam, że moja matka maczała w tym palce, chcąc mnie szczególnie dobić. Bo co innego miałaby robić 18-latka sama w domu, jak nie siedzieć na twitterze, oglądać jakieś głupie koty i stalkować sławnych przystojniaków?

Na szczęście ratował mnie internet w telefonie. Weszłam na kika, napisałam kolejną wiadomość do Mickey'ego (na poprzednie nie odpowiedział), i włączyłam konwersację z moimi przyjaciółkami, ale gdy pomyślałam nad powitaniem, mój palec zatrzymał się gwałtownie nad klawiaturą. Nie wiedziałam o czym mogłybyśmy pogadać. Moje życie w Kanadzie było jak na razie mega nudne, nie chciało mi się tłumaczyć całej dramy z Lucasem, a w moją historię z Shawnem na pewno by nie uwierzyły. Westchnęłam i zablokowałam telefon. Podeszłam do okna i spojrzałam na sąsiedni budynek. W domu panowała głucha cisza, nigdzie nie paliło się światło, mimo tego, że już powoli zmierzchało. Wyglądało na to, że tylko ja nie miałam planów na ten wieczór. Mogłam napisać do sąsiada, zapytać, gdzie jest, dowiedzieć się o nim czegoś więcej, ale nie chciałam zaczynać rozmowy jako pierwsza. Nie napisał od tamtego czasu, a ja nie chciałam mu się narzucać. Może stwierdził, że jestem przewrażliwiona, kłótliwa i wredna i nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. W sumie mu się nie dziwiłam. Gdybym była nim, sama nie chciałabym siebie znać.

i was wrong || s.m ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz