Rozdział 12 - Faceci w czerni

452 27 4
                                    


Stałyśmy po środku naszego obozowiska. Albo raczej w miejscu, gdzie powinno się ono znajdować.

-Co się dzieje? -spytała Phoebe ze zdziwieniem.

Zniknęło wszystko. Namioty, przyczepa Couldera, prowizoryczna stołówka.... i ludzie. Nie było tutaj nikogo. Ani śladu po czterdziestoosobowej grupie nastolatków i pracownikach obozu.

-Może źle skręciłyśmy na ścieżce? -powiedziałam ze spokojem, chociaż cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że to nie prawda. Wróciłyśmy tą samą drogą, a potwierdzał to widok. Dokładnie taki sam, jaki oglądałyśmy z Phoebe od trzech dni. Przed nami ocean, z boku średniej wielkości pagórek, a w dole miasteczko.

-O mój Boże, Phoebe! Miasteczko ! -zawołałam nagle, ponieważ ten drobny szczegół uderzył we mnie z mocą kija bejsbolowego. 

-Co z nim? -spytała rozglądając się dookoła, mając pewnie nadzieję dojrzeć kogoś lub coś znajomego.

-Nie ma go. -powiedziałam i wskazałam palcem na miejsce, gdzie powinno znajdować się Fortrose. Zamiast rozświetlonego światłami miasteczka ujrzałam ciemną plamę. Nie dojrzałam ani jednej zapalonej ulicznej latarni, ani jednego światła w oknie, żadnych samochodowych reflektorów, zupełnie nic.

-Co ty bredzisz? -spytała Phoebe z lekkim rozdrażnieniem podchodząc do mnie. Spojrzała w kierunku miasteczka -Pewnie nie ma prądu. Nie byłabym wcale jakoś bardzo zaskoczona. -powiedziała i wyjęła z kieszeni telefon. -Nie panikuj, okej? Najprędzej się zgubiłyśmy.

-Brak prądu? -spytałam i podeszłam do niej -Tak myślisz? A samochody? Nie uważasz, że powinnyśmy stąd jakieś zobaczyć?

-Jest środek nocy, Mary! A to jest Szkocja! Nie jesteśmy na wakacjach w Nowym Jorku tylko w jakiejś dziurze pośrodku niczego! Nikt nie jeździ tutaj samochodem o pierwszej nad ranem!

-Nie krzycz na mnie! -zawołałam -Staram się tylko myśleć logicznie! Stoimy w miejscu, gdzie jeszcze dwie godziny temu był rozbity nasz namiot, a teraz nie ma śladu ani po namiocie, ani po Coulderze, i nawet nie widać miasta!

-To ty na mnie nie krzycz! I nie zachowuj się jak sześciolatek! Co się niby, według ciebie, wydarzyło, co?

-Nie wiem! Staram się tego dowiedzieć, ale ty mi nie pomagasz!

-Ja ci nie pomagam, tak? To i tak wszystko twoja wina!

Stanęłam jak wryta. Że co proszę?!

-Moja wina!? Niby dlaczego?

-To ty chciałaś iść na tę przeklętą plażę! -zawołała Phoebe patrząc na mnie oskarżycielsko -Gdyby nie ty, to teraz spałybyśmy w namiocie i nic takiego by się wydarzyło!

-To trzeba było ze mną nie iść! -krzyknęłam wymachując rękami -Nikt ci nie kazał z nami iść!

-Czyli to wszystko moja wina, tak?!

Wzięłam głęboki wdech i przeczesałam ręką włosy. Musimy się uspokoić i pomyśleć, co dalej. Prawdopodobnie Phoebe miała rację. Był środek nocy, a my byłyśmy daleko od większego miasta, czy autostrady. Być może wcześniej nie zwróciłam uwagi na brak samochodów czy świateł. Odwróciłam się i przeszłam przez polanę. Kiedy teraz na nią patrzyłam wydała mi się bardziej dzika i zarośnięta, niż przedtem. Krzewy rosły bliżej siebie i sięgały bardziej w głąb polany, a drzewa wydawały się inne. Mogłabym przysiąc, że obok miejsca, gdzie stała przyczepa Couldera rósł sporej wielkości dąb. Teraz go tam nie było. A obok namiotu Andy'ego i Milesa znajdował się średniej wielkości klon. Drzewo, na które teraz patrzyłam było dużo większe i starsze.

Zagubiona w czasie (Outlander Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz