Alan Coulder krążył nerwowo po swojej przyczepie ściskając w ręku telefon komórkowy. Jego zazwyczaj pogodna i pełna optymizmu twarz była teraz ściągnięta w wyrazie głębokiego niepokoju. Zacisnął zęby i oparł się rękami o drewniany blat w małej, prowizorycznej kuchni.
-Opowiedzcie mi wszystko jeszcze raz - powiedział cicho i spuścił wzrok na swoje uwalane ziemią buty - Z najmniejszymi szczegółami.
-Ale, proszę pana... - zaczął Andy, który siedząc na drewnianym krześle od ponad godziny, z minuty na minutę czuł się coraz gorzej. Coraz bardziej zdenerwowany, przestraszony i ... wściekły. Wściekły na Alana, że ten zamiast natychmiast wyruszyć na poszukiwania trzyma ich w przyczepie i przesłuchuje.
-Ani słowa - zagrzmiał Alan i odwrócił się gwałtownie. Andiemu wydało się, że siedzący obok niego Miles, przygarbił się jeszcze bardziej, co wydawało się niemal niemożliwością -Dziewczyny zniknęły i wy widzieliście je ostatni. Macie mi wszystko jeszcze raz...
-Opowiedzieć!? -krzyknął Andy i podniósł się tak gwałtownie, że krzesło z piskiem zaszurało po posadzce. -Ile jeszcze razy mamy opowiadać o tej przeklętej plaży?! Widzieliśmy jak dziewczyny rozmawiają, a chwilę później zaczęły krzyczeć. Nie wiemy dlaczego. Stały nad brzegiem, patrzyły się przed siebie i krzyczały! - głos mu się załamał -A my staliśmy sto metrów dalej i nie zrobiliśmy nic!
-Andy... - zaczął Miles, który również podniósł się z krzesła
-A potem zniknęły! - powiedział Andy i wbił zrozpaczone spojrzenie w posępną twarz archeologa. -Po prostu zniknęły. Wyglądało to tak, jakby rozpłynęły się w powietrzu.
Alan spojrzał na chłopca i przyjrzał mu się uważnie. Próbował dostrzec w jego oczach cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że kłamie, ale niczego takiego nie znalazł. Westchnął ciężko i spojrzał na Milesa.
-Chcesz coś dodać, Miles? - zapytał i opadł ciężko na fotel naprzeciwko -Nie odzywałeś się za dużo.
-Nie, proszę pana - powiedział cicho chłopak i zdjął bejsbolówkę z głowy. Okręcił ją parę razy w dłoniach i założył z powrotem, daszkiem do tyłu. -Chociaż...
-Tak? -zapytał Alan i pochylił się w jego stronę. "Błagam, daj mi coś więcej, coś co nie brzmi jak historia o duchach"
Miles spojrzał na Andiego, jakby liczył, że ten zrozumie co ma na myśli.
-Wtedy, pod ruinami zamku...
Alan zesztywniał na te słowa.
-Miles. -powiedział Andy i ostrzegawczo chwycił go za łokieć -Daj spokój.
-To może mieć jakieś znaczenie - szepnął do kolegi i ponownie spojrzał na Alana -Kiedy byliśmy pod ruinami z Mary i Phoebe, wydarzyło się coś dziwnego. Mówiliśmy panu o tym wcześniej, tyle że wtedy nie chciał nas pan słuchać.
-Słucham was teraz, chłopcy, proszę, mów dalej - powiedział archeolog w napięciu
-Było cicho i spokojnie - powiedział Miles -Zero wiatru, deszczu, zupełnie nic. Ale kiedy podeszliśmy bliżej, wszystko wokoło, jakby ożyło.
Andy, który miał nogi jak z waty, kurczowo trzymał się swojego kolegi, jakby bał się, że i on zniknie, jak tylko ten dokończy zdanie.
-Zerwał się wiatr, zaczęło padać i grzmieć, ułamała się gałąź... Było słychać jakieś brzęczenie, a chwilę później przewalilo się to wielkie drzewo i ...
-Jakie brzęczenie? - przerwał mu archeolog i podszedł do chłopaków. Górował nad nimi wzrostem, dlatego schylił się, by móc spojrzeć Milesowi prosto w oczy.
-Normalne. Jak rój pszczół, albo wycie wiatru zimą. Ale bardziej rój pszczół.
-I później przewaliło się drzewo i was odcięło?
-Tylko Andiego i Mary - powiedział Miles i spojrzał na bladego Andiego, który wyglądał jakby lada chwila miał zemdleć.
Alan przeniósł wzrok na drugiego chłopca i chwycił go mocno za ramiona.
-Co się tam wydarzyło, Andy?
-Słucham? -zapytał piskliwie chłopak i spojrzał ze strachem w oczy opiekuna
-Czy byłeś cały czas z Mary?
-Tak. - powiedział pośpiesznie, ale sekundę później o czymś sobie przypomniał. -To znaczy nie.
-To jak w końcu? - zapytał Alan i chłopcy nie mieli wątpliwości, że wydarzenia spod ruin ewidentnie miały dla archeologa znaczenie.
-Kiedy leżałem przywalony gałęzią, Mary na chwilę się oddaliła, chcąc znaleźć jakieś wyjście.
-Na długo?
-Nie, nawet nie na parę minut. Minutę, może...
-Andy, to jest istotne, skup się! Ktoś tam był, rozmawiała z kimś?
Chłopiec spojrzał wstrząśnięty na archeologa.
-Sugeruje pan, ze w tych ruinach miał ktoś być?
-Pytam się! Czy z kimś rozmawiała!?
-Nie wiem! Nie widziałem! Gałąź mnie przygniotła i nie mogłem się odwrócić! Jedyne co widziałem to gałęzie i liście!
Alan puścił ramiona Andiego i zatoczył się do tyłu. Nie był w stanie zaakceptować tego, co podpowiadała mu intuicja. Musiało być inne wytłumaczenie. Musi je tylko znaleźć. Odwrócił się i podszedł do drzwi przyczepy. Już miał je otworzyć, kiedy Miles go zapytał:
-Proszę pana, czemu te ruiny mają znaczenie?
-Nie mają.
-Proszę nas nie okłamywać! -zawył Andy, który nie potrafił już dłużej powstrzymać piekących go pod powiekami łez. -Co się z nimi stało? Czy ktoś je porwał?
Alan zacisnął wargi, ale skinął głową.
-Tak, Andy - szepnął -Ktoś je porwał.
Potem otworzył drzwi i wyszedł z przyczepy, pozostawiając dwóch zszokowanych chłopców zupełnie samych.
Kolejny rozdział za nami. Co myślicie?
CZYTASZ
Zagubiona w czasie (Outlander Fanfiction)
FanfictionFanfik zainspirowany powieścią Diany Gabaldon Outlander;. Osiemnastoletnia dziewczyna, Mary Graham, jedzie na obóz archeologiczny do Szkocji. Tam, podczas pracy na wykopaliskach znajduje tajemniczy amulet, dzięki któremu w niewyjaśniony sposób przen...