Rozdział 18 - Fortrose, rok 2016

333 17 3
                                    

Alan Coulder krążył nerwowo po swojej przyczepie ściskając w ręku telefon komórkowy. Jego zazwyczaj pogodna i pełna optymizmu twarz była teraz ściągnięta w wyrazie głębokiego niepokoju. Zacisnął zęby i oparł się rękami o drewniany blat w małej, prowizorycznej kuchni.

-Opowiedzcie mi wszystko jeszcze raz - powiedział cicho i spuścił wzrok na swoje uwalane ziemią buty - Z najmniejszymi szczegółami.

-Ale, proszę pana... - zaczął Andy, który siedząc na drewnianym krześle od ponad godziny, z minuty na minutę czuł się coraz gorzej. Coraz bardziej zdenerwowany, przestraszony i ... wściekły. Wściekły na Alana, że ten zamiast natychmiast wyruszyć na poszukiwania trzyma ich w przyczepie i przesłuchuje.

-Ani słowa - zagrzmiał Alan i odwrócił się gwałtownie. Andiemu wydało się, że siedzący obok niego Miles, przygarbił się jeszcze bardziej, co wydawało się niemal niemożliwością -Dziewczyny zniknęły i wy widzieliście je ostatni. Macie mi wszystko jeszcze raz...

-Opowiedzieć!? -krzyknął Andy i podniósł się tak gwałtownie, że krzesło z piskiem zaszurało po posadzce. -Ile jeszcze razy mamy opowiadać o tej przeklętej plaży?! Widzieliśmy jak dziewczyny rozmawiają, a chwilę później zaczęły krzyczeć. Nie wiemy dlaczego. Stały nad brzegiem, patrzyły się przed siebie i krzyczały! - głos mu się załamał -A my staliśmy sto metrów dalej i nie zrobiliśmy nic!

-Andy... - zaczął Miles, który również podniósł się z krzesła

-A potem zniknęły! - powiedział Andy i wbił zrozpaczone spojrzenie w posępną twarz archeologa. -Po prostu zniknęły. Wyglądało to tak, jakby rozpłynęły się w powietrzu.

Alan spojrzał na chłopca i przyjrzał mu się uważnie. Próbował dostrzec w jego oczach cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że kłamie, ale niczego takiego nie znalazł. Westchnął ciężko i spojrzał na Milesa.

-Chcesz coś dodać, Miles? - zapytał i opadł ciężko na fotel naprzeciwko -Nie odzywałeś się za dużo.

-Nie, proszę pana - powiedział cicho chłopak i zdjął bejsbolówkę z głowy. Okręcił ją parę razy w dłoniach i założył z powrotem, daszkiem do tyłu. -Chociaż...

-Tak? -zapytał Alan i pochylił się w jego stronę. "Błagam, daj mi coś więcej, coś co nie brzmi jak historia o duchach"

Miles spojrzał na Andiego, jakby liczył, że ten zrozumie co ma na myśli.

-Wtedy, pod ruinami zamku...

Alan zesztywniał na te słowa.

-Miles. -powiedział Andy i ostrzegawczo chwycił go za łokieć -Daj spokój.

-To może mieć jakieś znaczenie - szepnął do kolegi i ponownie spojrzał na Alana -Kiedy byliśmy pod ruinami z Mary i Phoebe, wydarzyło się coś dziwnego. Mówiliśmy panu o tym wcześniej, tyle że wtedy nie chciał nas pan słuchać.

-Słucham was teraz, chłopcy, proszę, mów dalej - powiedział archeolog w napięciu

-Było cicho i spokojnie - powiedział Miles -Zero wiatru, deszczu, zupełnie nic. Ale kiedy podeszliśmy bliżej, wszystko wokoło, jakby ożyło.

Andy, który miał nogi jak z waty, kurczowo trzymał się swojego kolegi, jakby bał się, że i on zniknie, jak tylko ten dokończy zdanie.

-Zerwał się wiatr, zaczęło padać i grzmieć, ułamała się gałąź... Było słychać jakieś brzęczenie, a chwilę później przewalilo się to wielkie drzewo i ...

-Jakie brzęczenie? - przerwał mu archeolog i podszedł do chłopaków. Górował nad nimi wzrostem, dlatego schylił się, by móc spojrzeć Milesowi prosto w oczy.

-Normalne. Jak rój pszczół, albo wycie wiatru zimą. Ale bardziej rój pszczół.

-I później przewaliło się drzewo i was odcięło?

-Tylko Andiego i Mary - powiedział Miles i spojrzał na bladego Andiego, który wyglądał jakby lada chwila miał zemdleć.

Alan przeniósł wzrok na drugiego chłopca i chwycił go mocno za ramiona.

-Co się tam wydarzyło, Andy?

-Słucham? -zapytał piskliwie chłopak i spojrzał ze strachem w oczy opiekuna

-Czy byłeś cały czas z Mary?

-Tak. - powiedział pośpiesznie, ale sekundę później o czymś sobie przypomniał. -To znaczy nie.

-To jak w końcu? - zapytał Alan i chłopcy nie mieli wątpliwości, że wydarzenia spod ruin ewidentnie miały dla archeologa znaczenie.

-Kiedy leżałem przywalony gałęzią, Mary na chwilę się oddaliła, chcąc znaleźć jakieś wyjście.

-Na długo?

-Nie, nawet nie na parę minut. Minutę, może...

-Andy, to jest istotne, skup się! Ktoś tam był, rozmawiała z kimś?

Chłopiec spojrzał wstrząśnięty na archeologa.

-Sugeruje pan, ze w tych ruinach miał ktoś być?

-Pytam się! Czy z kimś rozmawiała!?

-Nie wiem! Nie widziałem! Gałąź mnie przygniotła i nie mogłem się odwrócić! Jedyne co widziałem to gałęzie i liście!

Alan puścił ramiona Andiego i zatoczył się do tyłu. Nie był w stanie zaakceptować tego, co podpowiadała mu intuicja. Musiało być inne wytłumaczenie. Musi je tylko znaleźć. Odwrócił się i podszedł do drzwi przyczepy. Już miał je otworzyć, kiedy Miles go zapytał:

-Proszę pana, czemu te ruiny mają znaczenie?

-Nie mają.

-Proszę nas nie okłamywać! -zawył Andy, który nie potrafił już dłużej powstrzymać piekących go pod powiekami łez. -Co się z nimi stało? Czy ktoś je porwał?

Alan zacisnął wargi, ale skinął głową.

-Tak, Andy - szepnął -Ktoś je porwał.

Potem otworzył drzwi i wyszedł z przyczepy, pozostawiając dwóch zszokowanych chłopców zupełnie samych.


Kolejny rozdział za nami. Co myślicie?

Zagubiona w czasie (Outlander Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz