Rozdział 21 - W niewoli cd.

307 12 2
                                    

Dwóch mężczyzn siedzących przy stole wstało i weszło do pomieszczenia, w którym Ugoh przed chwilą przesłuchiwał Szkota. Mortair zacisnał zęby i splótł przed sobą ramiona, chcąc wygladać na pewnego siebie. Spojrzał ukradkiem na Bodacha, który bardziej był zajęty pustą szklanką po whiskey niż tym co się dzieje wokół niego. Przemyślał raz jeszcze to, co powiedział mu starzec. Mógł puścić tę parkę wolno, ale mógł też ich zabić. Pokazał by siłę i determinację. Nie mógł jednak wyprzeć z głowy posiniaczonej twarzy tej dziewczyny. Szkot powiedział, że nazywała się Mary. To jak leżała bez życia przez ostatnie dwa dni, a jednak dalej żyła. Gdyby teraz ją zabił to nie byłoby po prostu morderstwo. To byłaby egzekucja. Usłyszał podniesione głosy swoich ludzi i jęk tamtego mężczyzny. Po chwili z zatęchłej izby wyprowadzony został Szkot, trzymając na rękach nieprzytomną dziewczynę. Mężczyźni kazali mu stanąć po środku izby, naprzeciwko Ugoh'a, a sami stanęli pod ścianą gotowi w każdej chwili dobyć broni. 

- Jak widzę, dalej jest nieprzytomna - powiedział z przekąsem Ugoh mierząc wzrokiem chłopaka. Przyjrzał mu się dobrze, był niewiele młodszy od niego. Mężczyzna spojrzał na niego spode łba i napiął ramiona, mocniej ściskając dziewczynę. Mortair zastanowił się, jaka naprawdę relacja ich łączyła. - Ostatnia szansa, Szkocie, dokąd ją prowadziłeś?

- Do Fort William - warknął tamten wytrzymując spojrzenie Ugoh'a

Ugoh sapnął z niecierpliwością i skonsternowany podszedł bliżej. 

- Masz dwa wyjścia. - powiedział po krótkiej chwili - Zginiesz teraz, albo jutro. Mnie jest bez różnicy. Wybieraj. 

Mężczyzna nie wydawał się być zaskoczony ani przestraszony. Zamiast tego rozejrzał się dookoła i skrzywił w paskudnym grymasie. 

- Nie uśmiecha mi się dostać kulki w łeb w tej norze - powiedział i wyszczerzył zęby, co wyjątkowo Ugoh'a rozdrażniło - Niech będzie jutro. - dodał i uśmiechnął się, jakby właśnie dobił korzystnego dla siebie targu. Mortair stał jeszcze przez chwilę i wpatrywał się w niego. Widać było, że chłopak jest wycieńczony. Stał zgarbiony, kolana mu się lekko trzęsły, oczy miał przymknięte. Ugoh odwrócił się i rozkazał swoim ludziom przygotować konie do drogi.  Sam wyminął więźniów i wyszedł z chaty oddychając głęboko zimnym i wilgotnym powietrzem. Sekundę później dołączył do niego Bodach.

- Czyżbyś odnalazł w sobie resztki sumienia? - zapytał Ugoh'a otulając się szczelniej peleryną. W ciągu ostatnich dwóch dni pogoda się zmieniła, i teraz nie było już ani śladu słońca na niebie, które Ugoh w głębi serca tak kochał. Zamiast tego z chmur siąpił deszcz i pomimo braku wiatru człowiek czuł wilgoć przenikającą głęboko do kości. 

- Nie doszukuj się we mnie dobroci, bo jej nie znajdziesz. - powiedział nie patrząc na starego mężczyznę - Nie zamierzam puszczać ich wolno, poczekam aż dziewczyna się obudzi. Chłopaka zostawiam przy życiu, bo może nam się jeszcze przydać.

- Do czego? -spytał z przekąsem Bodach i odszedł zostawiając młodego łowcę czarownic samego ze swoimi myślami. 

Zagubiona w czasie (Outlander Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz