Rozdział 22 - Las Dorcha

299 13 4
                                    

Dwaj mężczyźni wyprowadzili Johnatana z opuszczonej chaty, niegdyś pewnie zamieszkałej przez biednego rolnika i jego rodzinę. Z zewnątrz marna chatka wyglądała jeszcze gorzej niż w środku. Cały dom był przechylony i wyglądał jakby mocniejszy podmuch wiatru miał przewrócić porośnięte mchem kamienne ściany. Młody Szkot potknął się przechodząc przez próg i o mały włos nie upuścił Mary, którą nieprzytomną trzymał na rękach. Dziewczyna była wysoka i swoje ważyła, a Johnatan, który nic nie jadł od dwóch dni i został w tym czasie wielokrotnie pobity, nie miał siły jej trzymać. Na szczęście ktoś przyprowadził konia, ciemnego ogiera z czarną grzywą, którego kazali mu dosiąść. Wgramolił się niezgrabnie na zwierzę, a potem jeden z mężczyzn podtrzymał Mary, żeby Johnatan mógł ją posadzić przed sobą. Objął ją ciasno ramionami, żeby nie spadła i wziął do ręki lejce.

-Jeśli spróbujesz jakichkolwiek sztuczek to zastrzelę ciebie i ją bez mrugnięcia okiem. - warknął Ugoh, który siedząc na białym siwku pojawił się za Johnatanem jak cień. Podjechał bliżej Johnatana i spojrzał na niego z taką pogardą, że Johnatan aż prychnął pod nosem. Ugoh udał, że nic nie usłyszał i podjechał kawałek dalej, gdzie zrównał się ze starym mężczyzną stojącym na przedzie. 

Johnatan rozejrzał się dookoła. Nietrudno było się domyślić, że będzie jechał pośrodku grupy oraz że jakakolwiek próba ucieczki, którą zasugerował Ugoh jest bezsensowna. Po raz pierwszy zapragnął, by Mary podręczyła go swoim gadaniem, ponieważ, choć przyznał to przed sobą niechętnie, polubił ją. 

-Mogłabyś się już obudzić - szepnął jej we włosy i spiął konia, ponieważ ich ponura karawana ruszyła. 

Jechali od około godziny, a jedynym pocieszeniem dla Johnatana był fakt, iż wiedział doskonale gdzie się znajdują. Dzieliły ich jedynie dwie godziny drogi do Eilean Donan. Obserwował znajomą mu okolicę z ulgą, wypatrywał jednocześnie na horyzoncie ojca lub kogolwiek z rodziny Fraserów, którzy z pewnością już ich szukają. Po trzech godzinach jego entuzjazm osłabł, gdyż Ugoh kierował swoich ludzi na południe w kierunku miejsca, w które on sam nigdy się nie zapuszczał. Przed nimi rozciągał się las Dorcha.

"Las Dorcha", pomyślał Johnatan i instynktownie napiął mięśnie ramion. Zdradziecki las rozciągał się przed nimi, a linia starych i powykręcanych drzew aż zdawała się szeptać na wietrze by trzymali się z daleka. Johnatanowi przypomniał się ten jeden jedyny raz kiedy wraz z bratem Matthias'em  zapuścili się w puszczę. Był to chłodny poranek podczas jednej z mroźniejszych zim, osiem lat temu. Johnatan miał wtedy trzynaście lat, a Matthias szesnaście. Starszy brat był w tym wyjątkowo głupim wieku, kiedy chłopiec myśli, że jest już dorosły i w walce może pokonać każdego. Młodszy z kolei pragnął jedynie zaimponować starszemu. Obydwaj byli zafascynowani legendami o lesie Dorcha, według których był on zamieszkiwany przez duchy druidów. Według jednej z takich opowieści, jeśli śmiałek zdołał się zbliżyć do zjawy i pokonać ją w walce mógł zażyczyć sobie czegokolwiek na świecie, a druid by mu to ofiarował. Nie dziwi wręcz, że dwaj bracia, porywczy i nadwyraz łatwowierni, udali się pewnego zimowego poranka na wyprawę, z której żywy powrócić miał tylko jeden. 

Johnatan ściągnął konia i zatrzymał się gwałtownie. Pokręcił gwałtownie głową i mocniej ścisnął lejce w dłoniach. 

- Rusz się! -warknął mężczyzna stojący za nim, ale Johnatan ani drgnął. -Głuchy jesteś? 

- Jeśli zamierzacie jechać przez las Dorcha to jesteście głupsi niż sądziłem. -powiedział Johnatan nie odrywając wzroku od lasu.

- Jakoś mnie nie obchodzi twoja opinia na ten temat -wycedził mężczyzna - Rusz się mówię!

Nagłe zamieszanie zwróciło uwagę Ugoh'a, który zawrócił konia i zatrzymał się tuż przed Johnatanem.

- W czym problem? -zapytał spokojnie patrząc na Johnatana, który musiał mocno zbladnąć na twarzy. Ugoh obejrzał się przez ramię, a potem spojrzał z powrotem na Johnatana. Przyjrzał mu się uważnie, a następnie roześmiał, głośno i niemalże histerycznie. - Litości! -powiedział dalej się śmiejąc - Nasz Szkot boi się opowieści o starych druidach!

Kilku mężczyzn zawtórowało mu śmiejąc się głośno. Tylko jednej osobie nie było do śmiechu.

- Opowieści są prawdziwe - powiedział Johnatan, a fala wspomnień, o których udało mu się zapomnieć powróciła z siłą fali sztormowej uderzającej o brzeg. Zniknęło zmęczenie, głód i ból obolałych mięśni. Teraz czuł tylko przerzywający go na wskroś strach. 

- Wybacz, ale ci nie wierzę -powiedział Ugoh, ale ton jego głosu się zmienił -Ruszaj, albo odstrzelę ci łeb a dziewczynę sprzedam w niewolę. -warknał i pogalopował z powrotem na przód. -Albo rzucę ją na pastwę duchom! - zawołał nawet nie odwracając się przez ramię. 

Zagubiona w czasie (Outlander Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz