Rozdział 6 - Kłopoty w związku

497 24 6
                                    


Na wykopaliskach w okolicach Fort William mieliśmy pozostać do późnego wieczora. Dawało to mnie i Phoebe mnóstwo czasu na obmyślenie wszystkich szczegółów naszego planu.

Po tym jak Alan Coulder opowiedział mi historię opuszczonego, i prawdopodobnie, nawiedzonego zamku Garlathy, wpadłam na świetny pomysł. Andy i Miles być może nie wierzą w duchy, ale mogę się założyć o wszystkie pieniądze, jakie tutaj ze sobą przywiozłam, że nie odważą się podejść do zamku bliżej niż te pięćdziesiąt kroków. Zamierzałyśmy z Phoebe złamać zasadę Couldera o niezbliżaniu się do ruin i zaciągnąć tam chłopaków, kiedy już się ściemni. Wystarczyłaby nam godzinka. Krótka godzinka, żeby się zemścić. Nie miałyśmy w planach ich tam nastraszyć, żadnego wyskakiwania zza rogu i krzyknięcia głośno „BUU!". Chciałyśmy ich tylko podpuścić, żeby podeszli jak najbliżej ruin, czego oczywiście nie zrobią, bo z pewnością ze strachu posikają się w majtki. Urażona męska duma boli najbardziej, a zwieńczeniem naszej zemsty będzie nagrany w tym czasie filmik, który później wyląduje na YouTube'ie. Jak mówiłam, zemsta będzie słodka.

Około godziny dwudziestej miało się zacząć ognisko. Po całym dniu kopania w ziemi i szukania jakiś drogocennych przedmiotów, wszyscy byli tak zmordowani, że odpowiadałby nam każdy rodzaj odpoczynku. Alan Coulder z grupką chłopaków przynosili drewno na ognisko, a dziewczyny zajmowały się jedzeniem. Pozostali chowali do skrzyni znalezione artefakty. Muszę powiedzieć ze smutkiem, nie było tego tak dużo. Do kości, połowy dzbanka i garści monet, dołączył talerz, pierścionek i drewniana figurka.

Rozejrzałam się dookoła wypatrując Phoebe. Stała z boku z telefonem w ręku.

-Co robisz? –spytałam i spojrzałam na komórkę

-Szukam zasięgu. –westchnęła –Próbuję skontaktować się ze Steve'm, ale nie ma sygnału.

-Nie rozmawialiście rano?

-Nie, nie rozmawialiśmy odkąd tu przyleciałam. –powiedziała ze smutkiem. Pierwszy raz widziałam ją smutną i był to osobliwy widok. Phoebe, którą znałam, była waleczna i na wszystkich patrzyła z góry. Dziewczyna, która stałą przede mną przypominała raczej nastolatkę ze złamanym sercem.

-Nie układa się wam? –spytałam delikatnie

-Wiesz jak to jest. –westchnęła –Starszy, dojrzały student z Oxfordu i małolata z Londynu. To chyba naturalne.

-Wcale nie. –zaprzeczyłam i stanęłam obok niej –Jeśli się kogoś kocha to takie rzeczy nie mają większego znaczenia. Jasne, odległość może być uciążliwa, różnica wieku także. Ale on jest starszy tylko o dwa lata, i mieszka dwie godziny jazdy autokarem od Ciebie. Być może po prosu mu na tobie nie zależy.

-Kurde... -powiedziała Phoebe po chwili i odgarnęła z twarzy kosmyk włosów –Twoje słowa są jak zrywanie plastra. Szybkie i bolesne.

Chyba trochę przesadziłam. Phoebe właśnie przechodziła kryzys w związku, a ja zamiast jej mówić, że wszystko będzie dobrze powiedziałam, że Steve się nią nie przejmuje. Jak mogłam coś takiego powiedzieć, kiedy sama nie miałam żadnego doświadczenia w tych sprawach.

-Ale to prawda. –dodała po chwili Phoebe i uśmiechnęła się delikatnie –Gdybym zadzwoniła do Gladis ona pewnie przekonywałaby mnie, że wszystko samo się rozwiąże. Mydliłaby mi oczy i z pewnością nie odważyłaby się powiedzieć mi tego, co naprawdę myśli. Ty to powiedziałaś. I dziękuję ci za to –ścisnęła moją dłoń. Odetchnęłam z ulgą. Phoebe pokazała mi dzisiaj swoje inne oblicze. Być może za maską obojętności i lekkiej arogancji kryje się całkiem inna, wrażliwa dziewczyna.

-Znamy się od przedszkola, wiesz? –powiedziała i usiadła na ziemi. –Nasi rodzice są bliskimi przyjaciółmi, poznali się na jednym z przedstawień, jakie odbywało się w przedszkolu. Nie pamiętam już nawet o czym było. Wiem tylko, że od tamtej pory nasze mamy stały się najlepszymi przyjaciółkami, a ojcowie grywali razem w golfa. W podstawówce jeździliśmy razem na wakacje do Brighton, rodzice Steva mają tam piękny dom nad samym morzem. Z czasem spotykaliśmy się rzadziej, ponieważ jego tata dostał pracę na uniwersytecie oxfordzkim. Jest tam wykładowcą fizyki. Przeprowadzili się, kiedy byliśmy w gimnazjum. Pewnego lata w liceum, tuż przed rozwodem moich rodziców, pojechaliśmy wszyscy razem na dwa dni do Bath no i tam... no wiesz... stało się.

-Wow. –tylko tyle byłam w stanie powiedzieć

-Steve powiedział, że długo o mnie myślał, i że chce spróbować. Było cudownie naprawdę, jak w jakiejś komedii romantycznej. Randki w kinie samochodowym, wspólne koncerty, zakradanie się przez okno. Bardzo mnie wspierał, kiedy rodzice powiedzieli mi, że się rozwodzą, a ja muszę zdecydować, z którym z nich zamieszkam. Powiedziałam im wtedy, że zamieszkam ze Stevem, bo to jedyna osoba, która mnie nigdy nie zawiodła. –przerwała na krótką chwilę -Rok po lecie w Bath Steve zaczął studia, przez co spotykaliśmy się coraz rzadziej. On miał swoje życie tam, ja tutaj. Inni znajomi, inne problemy. Sama wiesz... Coraz rzadziej do siebie dzwoniliśmy, częściej odwoływaliśmy spotkania... I teraz wygląda to w ten sposób. –otrzepała spodnie z resztek ziemi i zapatrzyła przed siebie

-Przykro mi –powiedziałam cicho –Naprawdę. Nie wiem jakie to uczucie, mogę się tylko domyślać. Ale wszyscy mówią, że to po pewnym czasie przechodzi.

Phoebe roześmiała się cicho.

-Na pewno znajdziesz chłopaka, który okaże się lepszy od Steva. –dodałam stanowczo i szturchnęłam ją w ramię.

-Może Andy się skusi. –powiedziała ze śmiechem i spojrzała na mnie. Również się roześmiałam –Apropos Andy'ego. Gotowa na zemstę? – spytała i uśmiechnęła się z przekąsem.

-Gotowa jak nigdy. –odpowiedziałam i wspólnie poszłyśmy szukać chłopaków.

Czy myślicie, że związek Phoebe przetrwa? Napiszcie, co o tym myślicie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czy myślicie, że związek Phoebe przetrwa? Napiszcie, co o tym myślicie. :)

Zagubiona w czasie (Outlander Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz