W drodze do chińskiej restauracji nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Gdy usiedliśmy z menu złapał mnie za rękę i powiedział:
- Asik (ostatnio mówiła tak do mnie mama, gdy jeszcze byłam w podstawówce, było to jakieś takie dziwne, ale bardzo miłe), przepraszam, jeśli źle zrobiłem przedstawiając Cię, jako moją dziewczynę. Nie chciało mi się tłumaczyć czegoś, co mam nadzieję, że w przyszłości będzie prawdą. Chociaż w sercu czuję, że chciałbym z Tobą być chociażby od teraz. Mówiąc Ci o tym nie mam nic do stracenia, bo prędzej, czy później doszłoby do tego, że moje serce i mój umysł nie mogłyby bez Ciebie żyć i wolę to powiedzieć teraz, gdy odrzucenie nie będzie aż tak bolało, jak przy jeszcze większym zaangażowaniu. Aczkolwiek na pewno i tak zaboli. Szczerość była zawsze moją domeną, dlatego mówię to, co mówię i wiem, że chciałbym, byśmy byli razem mimo, iż znamy się dopiero 2 dni. Wiem, że na etapie gimnazjum to dłużej trwa, ale jednak jakoś tak przy Tobie straciłem już całkiem poczucie bycia dorosłym.
Siedziałam tak, jakby ktoś do mnie mówił – wygrała pani milion dolarów, w pakiecie są też dom, samochód, niebawem odwiedzi panią książę William, a za 12 godzin leci pani w podróż dookoła świata. W odpowiedzi udało mi się tylko bardzo cicho powiedzieć:
- Ja też.
- Naprawdę?
Boże! Usłyszał!
- Naprawdę. – potwierdziłam.
Pocałował mnie i powiedział do kelnera:
- Panie kelnerze, moja dziewczyna i Ja chcielibyśmy coś zamówić. Najlepiej danie dnia.
Była nim kaczka po pekińsku z ryżem i zestawem surówek na każdą porę roku.
- Asiu, chciałbym, abyś wiedziała, że związek ze mną nie jest niczym łatwym. Po pierwsze będziesz musiała wyzbyć się feminizmu i pozwolić mi, abym się Tobą zaopiekował. Mam na myśli, gdy jest Ci źle, dzwoń, gdy masz ochotę się spotkać, dzwoń, zero krępowania się w jakiejkolwiek sytuacji. Po drugie chcę, abyś przyjęła ode mnie służbowy samochód, abyś mogła spokojnie dojechać do pracy. Po trzecie jest coś, co mnie boli w sercu. Prawdopodobnie nie mogę mieć dzieci, nie robiłem testów po wypadku, bo boję się prawdy, ale lekarze stwierdzili, że mam się nastawić na najgorsze. Przepraszam, że mówię o tym tak bezpośrednio, i że nie powiedziałem zanim to wszystko między nami się zaczęło.
- Po pierwsze – powiedziałam będąc w szoku, że zaczęłam mówić – zastanawiam się, co z Tobą jest nie tak, bo cały czas jesteś podejrzanie idealny, po drugie muszę sama sobie zarobić na samochód, a po trzecie to w kwestii dzieci, jeśli się ich kiedyś naprawdę zapragnie, to przecież można adoptować. Mam w sobie tyle miłości, że nie musi płynąć ona bezpośrednio poprzez krew.
Zauważyłam, że się wzruszył, ale zrobił to tak, by nie było tego widać. 1:0 dla mnie, bo nie do końca Mu wyszło.
- Wiedziałem, ze z tym samochodem tak łatwo nie pójdzie, więc postanowiłem dołączyć je na wyposażenie stanowisk.
Cwany jest.
- Czyli Joanno – kontynuował – chciałbym dowiedzieć się, co ma Pani do powiedzenia na temat handlu zagranicznego w naszej firmie.
- Drogi Panie Tomaszu o firmie to za dużo nie powiem. Zacznę od pojęcia korporacji, bo jest ono sercem całego projektu. Po pierwsze wszystkie spółki, firmy i przedsiębiorstwa powinny działać na tych samych zasadach. Jeśli korporacja jest naprawdę wielka, a Pańska jest, to powinny być jakieś zasady ogólne, a wręcz wspólne i identyczne. Na przykład spółka M&I przynosi straty. Wszystko przeanalizowałam i wnioski są następujące – trzeba stworzyć dla nich program naprawczy i wyspecjalizować w innej dziedzinie, niż obecna. Powinno się wprowadzić równe opłaty i składki, a także zarobki i sprecyzować listy artykułów, które to powinny stać się symbolem całej korporacji. Dobrze by było, gdyby każda firma sprzedawała coś innego, wtedy dopiero konkurencja byłaby naprawdę duża. Tymczasem zdarza się, jak to jest w przypadku GGC i TC, że firmy wręcz ze sobą konkurują sprzedając dokładnie to samo. Warto by też pozmieniać kadry. Potrzebni są ludzie, którzy naprawdę chcą pracować, którzy mają pasję i traktują firmę jak swoją rodzinę, bo wiele razy napotkałam kompletnie nieodpowiedzialne i do tego niekompetentne osoby, które to dostały pracę po znajomości nie mając żadnych atutów potrzebnych na dane stanowisko. Ktoś powinien zajmować się rekrutacji i nie powinna to być przez 30 lat ta sama osoba. Co najważniejsze w tej materii to szef powinien wiedzieć, gdy ktoś awansuje, a wręcz sam zgłaszać osoby do awansu, a tymczasem jest tak, że niektórzy wciągają na wyższe stanowiska ludzi, którzy nawet sobie niczym nie zasłużyli, by na nich być. Nawet pomyślałam o tym, by dobrze było, gdybyśmy zajęli się tez branżą restauratorską i wciągnęli do korporacji Pańskiego brata, który mógłby zarządzać restauracjami. Jako, że wiadomo mi z nieoficjalnych, ale prawdziwych źródeł, że Pański ojciec odchodzi z firmy i przekazuje Panu wszystko, to można by zmienić nazwę na BMKC, bo jak w nazwie jest słowo bracia, to dobrze to wróży na rynkach, a i młodzież przyciągnie z ich pomysłami. Przydałyby się też żłobki dla dzieci tam, gdzie jest pracownicy mają łącznie co najmniej 10 dzieci. I wyznaczyłabym też konkretne premie na konkretne stanowiska za konkretne czyny. A przerwa na lunch powinna trwać godzinę, a nie 45 minut. I to chyba wszystko. Co myślisz?
- Co myślę? Mój ojciec dostanie opieprz, że musiałaś się męczyć tyle czasu z jakimiś kartonami! – powiedział Tomek.
- No, niekoniecznie było to męczące, ale mało płatne, chociaż jakoś podołałam, no i ta praca pozwoliła mi zaobserwować to wszystko, o czym Ci właśnie powiedziałam.
Nastała cisza. Trwała ona już dwie minuty, gdy Asia pomyślała, że powiedziała coś głupiego. Już chciała przeprosić, gdy odezwał się Tomek:
- Nie mogę przyjąć Cię na to stanowisko.
Zatkało Ją, bo powiedział to bardzo poważnie. Po chwili kontynuował:
- Chciałbym, abyś została moją asystentką.
Jako, że kelnerka wcześniej przyniosła piwa, które zamówiliśmy prawie się udusiłam i zaczęłam kaszleć. Rzecz jasna wszyscy zaczęli się gapić. Jakim sposobem przed 17 w restauracji jest pełno ludzi? Gdy doszłam do siebie powiedziałam:
- Po pierwsze nie jestem gotowa, a po drugie jak sama powiedziałam nie byłoby w porządku, gdybym została zatrudniona po znajomości.
- Czy mogłabyś uświadomić sobie, że nawet własnej żonie nie dałbym pracy na tak wysokim stanowisku po znajomości?
Dziwnie się poczułam, a Tomek kontynuował:
- Teoretycznie udowodniłaś mi, że nadajesz się do tej pracy.
- A nie mogłabym na początku pracować na jakimś niższym stanowisku?
- Mogłabyś, ale Kochanie, powiedz, po co?
Nazwał mnie Kochaniem! To chyba dzieje się za szybko. Gdzie jest ta kaczka? Wypiłam jedno piwo i czuję, że mnie bierze.
- Masz ochotę na drugie piwo? – zapytałam Tomka.
- Tak, ale nie zmieniaj tematu!
- Ja już sama nie wiem, co mam robić. Zgłupiałam całkowicie i to nie tylko w aspektach pracy.
- Co masz na myśli?
Wiedziałam, że gdy dodam tego typu tekst rozmowa zejdzie na inny tor.
- No, to, że czuję, że zaczęłam się bardzo angażować w coś, co jest dla mnie całkiem nowe.
- Dla mnie też, ale raz kozie śmierć. – powiedział i puścił oczko.
Mimo to nie spodobało mi się to powiedzenie. Cóż, zapewne znowu jestem przewrażliwiona. Całe życie tak miałam. Najgorsze było, gdy moja mama nazwała wstrętnym paskudztwem moją świnkę morską. Zresztą nieważne. Kelner przyniósł kaczkę. Chyba był gejem, bo intensywnie gapił się na Tomka. Ciekawe jak to jest być gejem. Ogólnie to bym mogła, bo podobają mi się faceci. Boże! Takie myśli po jednym piwie? Po drugim to chyba będę sztywna.
- Więc co robimy z posadą? – przerwał mi rozmyślanie Paweł.
- Na moje lepiej awansować, niż zdegradować, ale Ty jesteś szefem, więc przyjmę każdą decyzję.
Uśmiechnął się, a Ja zmieniłam temat:
- Co teraz robimy, wypiliśmy piwa, to samochodem raczej nie ruszymy?
- Na co masz ochotę?
- Na Cold Mountain. Nigdy nie widziałam tego filmu, a słyszałam, że jest świetny.
- OK., to trzeba wpaść do sklepu i go kupić. Jak już go zdobędziemy to jedziemy do mnie? – zapytał Tomek.
- Możemy. – odpowiedziałam.
Kupiliśmy DVD i pojechaliśmy do Niego. Myślałam, że ma dom lub wielkie mieszkanie. Myliłam się. Wyglądało na jakieś 70 metrów kwadratowych, no, małe to nie jest, ale zazwyczaj szefostwo korporacji nie spędza czasu w mieszkaniu mniejszym, niż ich biuro. Oczywiście wnętrze było piękne. O dziwo czysto. Na ścianach bardzo interesujące obrazy, zapewne namalowane w Południowej Afryce, co można stwierdzić po ich tytułach brzmiących jak tamtejsze miasta. Zwróciłam też uwagę na 25 posążków Buddy, co oznacza, że musi fascynować się buddyzmem. W salonie stała mała świątynia przypominająca tę, w jakiej modlą się szintoiści. Mogłabym tak się zachwycać wszystkim cały wieczór, ale musiałam skupić się na moim chłopaku. Chłopaku, dziwnie to brzmi. Nie używałam tego terminu od momentu, gdy piegowaty Jarek zostawił mnie, bo nie udało Mu się mnie zmusić do chodzenia do kościoła w niedzielę.
CZYTASZ
Autobus Linii Numer 5
عاطفيةPrzygoda, która mogłaby przydarzyć się każdemu, ale przydarzyła się akurat Asi...