Rozdział IV

114 11 0
                                    


 DRACO„ Kolejny dzień, który bardzo dobrze pamiętam.

Dzień, w którym pomogłem Potterowi.

Nie wydałem Pottera. Przynajmniej z tego jestem z siebie zadowolony. Tak wiem, powinienem wtedy walnąć Drętwotą w ojca, albo ciotkę Belle i pomóc wydostać się więźniom. Nie zrobiłem tego. Bałem się, że coś pójdzie nie tak- że zginę.

Pamiętam jak Greyback razem ze szmalcownikami przyprowadzili ich wszystkich. Od razu ich rozpoznałem. Pomimo spuchniętego ryja Pottera, wiedziałem, że to on.

- Draco pozwól tutaj. – rozległ się chłodny głos mojej matki.

Stałem blisko przed Potterem. Ale nie miałem odwagi na niego spojrzeć. On też unikał mojego wzroku.

- No i co chłopcze? – dopytywał śmierdzący krwią i potem wilkołak.

- No i co, Draco?- pytał niecierpliwie mój „ojciec" – Czy to on? Czy to Harry Potter?

Wszyscy się dopytywali.

- Nie jestem pewny. - odrzekłem. Nie wiem dlaczego nie powiedziałem prawdy. Byłem przecież pewien, że to Potter. – Nie wiem.

Nagle ciotka zobaczyła w rękach szmalcowników miecz Godryka Gryffindora, który jak twierdziła miał się znajdować w jej skrytce w banku Gringotta.

- Sprowadź więźniów do piwnicy, Greyback! – wydała rozkaz moja matka.

- Czekaj! Wszystkich oprócz tej szlamy! – Powiedziała wyraźnie, z satysfakcją w głosie Bellatrix.

- Nie, weź mnie. – Krzyczał Ron. On ją naprawdę kocha. Ciekawe jak to jest. Tego właśnie zazdroszczę Wesleyowi.

Granger przeraźliwie krzyczała! Widać było, że torturowanie i znęcanie się nad nią sprawia satysfakcję Bellatrix. A JA TYLKO NA TO PARTZYŁĘM!!! Za każdym razem jak teraz widzę Granger przypomina mi się ta scena.

Nie potrafię teraz na nią zwyczajnie spojrzeć. I nawet nie powinienem. 

Potem wydarzenia potoczyły się szybko. Jakiś trzask w piwnicy. Krzyk! NIEEEE...- wrzask Wesleya. Expelliarmus! Spadający żyrandol! Nasz były skrzat domowy. I trzask deportacji."

- Co ty chłopie! – wszedł bez zapowiedzi przystojny Blaise. – Dalej coś piszesz?

- Nic ci do tego.

- To, że nikt inny tego nie widzi, nie znaczy, że ja nie widzę. Stary zachowujesz się dziwnie.

- Wcale nie. I przestań mi wmawiać, że tak jest!. – Draco wskazał przyjacielowi drzwi.- Najlepiej to wyjdź już.

- Okej. Ale ty też wyjdź. Siedzisz tu już dobre kilka dni. Taka moja dobra rada – bierz się za to zadanie, za tą zagadkę. Bo jak na ciebie patrzę to widzę, że skończysz w tym roku jak Pansy w poprzednim. Ta szlama... - wzdrygnął się – nie radzi sobie z tą zagadką, od rozpoczęcia zadań minęło już kilka dnia ona dalej siedzi w tej bibliotece i czegoś szuka. Ale to dobrze ,że jesteś z nią w parze, ona zrobi wszystko za ciebie. Wykorzystaj to.

- No właśnie, zrobi wszystko za mnie, to po co mam się udzielać i jej pomagać?!

- Uważaj żeby ona cię nie oszukała i sama zgarnęła nagrody. Chociaż udawaj, że jej pomagasz.

„Smok" nie chciał się z nikim widzieć. Najchętniej nie wychodziłby ze swojego dormitorium. Ale nie mógł zaprzeczyć, że przyjaciel miał trochę racji. Musi chociaż udawać, że pomaga Granger. Ona jest cwana i nie pozwoli się wykorzystywać.

Użył więc zaklęcia kameleona i udał się do biblioteki. Wiedział, że ona tam będzie.

Podsłuchiwał chwilę jak Hermiona wertując jakieś książki, mówi sama do siebie. „Zakazany Las", „ bronią zaklęcia", „potem się dowiecie...".

Te kluczowe słowa coś mu przypomniały. Gdy kiedyś miał karę u profesor Sprout, nauczycielki zielarstwa i słyszał coś podobnego. Swoją drogą bardzo nie lubił profesor zielarstwa.

-Tak!- olśniło go. Podszedł do najbliżej półki, znalazł książkę, tę samą, którą wtedy widział u Pomony Sprout. – Róża Roweny! To jest to.

Nagle z zamyślenia wyrwał odgłos zamykanych drzwi. Nawet nie zauważył, że Weasleyówna tu była. I nagle podniesiony głos Granger. Włściwie nie podniesiony głos tylko krzyk. MORDERCA! ŚMIERCIOŻERCA! Nie miał wątpliwości o kim właśnie mówiła.

Zdjął zaklęci kameleona i ruszył w jej stronę.


Krótki rozdział, ale to nic. Już za chwilę dodaję kolejny. :)

Najgorszym więzieniem jest przeszłość...  |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz