Rozdział XII

87 7 0
                                    

DRACO „Skłamałem. Powiedziałem, że chodzi o te akromentule. Nie mogłem powiedzieć przecież prawdy.

Poszedłem po tą cholerną roślinkę do zakazanego lasu. Znalazłem ją bez problem, nie było trudną ją znaleźć, jest dość charakterystyczna. Miałem już wracać, gdy ktoś rąbnął mnie w plecy zaklęciem. „Petrificus totalus"! – jak się później okazało krzyknął mój „ojciec". Padłem bezwładnie na ziemie, bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Moje ręce i nogi zesztywniały.

Przyszedł w eskorcie dwóch innych, których nie znałem. Podszedł do mnie, ja leżałem w takiej pozycji, w jakiej upadłem. Zadowolony popatrzył mi prosto w oczy. Ja nie chciałem nawet na niego spojrzeć!!

Zaczął swój monolog: „Draco, Draco, Draco... Pewnie zastanawiasz się co ja tu robię? Jak wydostałem się z Azkabanu? I co planuję dalej robić. O co chodzi i po co tu przyszedłem? Hymm... No więc słuchaj! Nie powinno cię obchodzić jak wydostałem się z Azkabanu! Powinieneś się cieszyć, że ojciec jest na wolności! A przechodząc do sedna... Bo nie mamy zbyt wiele czasu na pogaduchy. Wraz ze mną z Azkabanu uciekło około dwudziestu innych byłych śmierciżerców. Ukrywamy się już jakiś czas w starym zamku gdzieś na oceanie spokojnym, swoją drogą to całkiem przyjemne miejsce.

Ale to nie o miejsce chodzi, tylko o nasz cel! Po wielkiej bitwie o Hogwart, zostaliśmy niesprawiedliwie ocenieni! Nikt nie docenił naszej idei „czystości krwi"! Naszych starań! A za swoje poświęcenie i troskę o przyszłość czarodziejów zostaliśmy zesłani do Azkabanu!

Ale nie martw się, twój ojciec to twardy facet! Dałem sobie radę z tymi przeklętymi dementorami.

A teraz po tych wszystkich niesprawiedliwościach przyszedł czas na zemstę! Niedługo włączę cię w mój plan Draco."

I wtedy, nie wiem skąd i dlaczego w tej części lasu, ale nadbiegło stado centaurów. Jeden z tych nieznajomych mężczyzn powiedział „Finite!" i poczułem, że mogę się poruszyć.

Mogłem się poruszać, ale nie zdążyłem uciec  przed biegnącym "pół-koniami". „Ojciec" i dwaj jego towarzysze aportowali się. Ja nie miałem tyle szczęścia. Odsunąłem się tylko trochę na bok ścieżki, ale tak zostałem potraktowany kilkoma końskimi kopytami.

Biegnąc centaury o czymś rozmawiały. Mówiły chyba coś o ucieczce śmierciożerców... przynajmniej takie słowa usłyszałem.

Po chwili wstałem. Teraz byłem już sam. Popatrzyłem na zegarek, byłem już spóźniony i przekonany, że nie zdążę donieść tego Asfodelusa. Zerwałem jednak kolejnego i ruszyłem biegiem w stronę Hogwartu.

Zdążyłem. Zdążyłam w ostatniej chwili!

Nawet nie mam już ran. Granger zna się na rzeczy Widać, ze „Episkey" używała już wcześniej, miała wprawę. I ma nawet ładne czekoladowe oczy.

Do jakiego planu on chce mnie włączyć! Na pewno się na to nie zgodzę! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! Nic! Chcę zapomnieć o tym co kiedyś było i żyć spokojnie! Nie pozwolą wciągnąć mnie ja jakiegoś planu!"

Było ostatni dzień warzenia eliksiru. Hermiona poszła do pokoju „przychodź -wychodź" sprawdzić czy na pewno wszystko dobrze poszło z miksturą.

Eliksir wyszedł wspaniale. Był dokładnie taki jak opisany w książce. Ciemno niebieski, gęsty niczym zawiesina i ładnie pachniał.

Już po dokładnych oględzinach i stwierdzeniu, że z eliksirem wszystko jak najbardziej w porządku, myśli Hermiony powędrowały ku przyjaciołom. Martwiła się. Nie było już ich tak długo, ale wiedziała, że na nic zdzą sie poszukiwania. Nie miała zielonego pojęcia gdzie oni mogą teraz być ani co robią. McGonagall też się nie pojawiała. Im dłużej o tym rozmyślała przychodziły jej do głowy coraz to gorsze scenariusze.

Z ponurych myśli wyrwał ją dźwięk otwierających się drzwi.

- I jak? Dobry jest? – powiedział ktoś spokojnym głosem, który dziewczyna rozpoznała. To był Malfoy.

- Tak. Jest doskonały! Możemy już ... no do tych syren... pod wodę schodzić. – powiedziała z entuzjazmem. Tak bardzo tęskniła za przyjaciółmi, martwiła się o nich i czuła tak bardzo samotna, że chciała z kimś porozmawiać, choćby nawet z Malfoyem. Więc, pomimo wszystko, ucieszyła się, że go widzi. Ucieszyła się nawet pomimo tego, że to był PRZECIEŻ MALFOY!

- Cieszę się – powiedział. Ale jego głos był ponury, dopiero teraz uświadomił sobie jak niebezpieczne może być to zadanie. Nie ze względu na samo zadanie, ale na jego „ojca", który nie wiadomo co planuje i jakie ma do niego nastawienie.

- Coś ci się stało, mówisz jakoś dziwnie...- nie zdążyła dokończyć, bo Draco przerwał jej w pół zdania.

- Muszę iść. Pogadamy o tym później – rzucił i wyszedł.

Hermiona znów została sama, nie wiedząc co ze sobą zrobić i co o tym wszystkim myśleć.

Najgorszym więzieniem jest przeszłość...  |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz