WĘDRÓWKI PO ZAMKU

1.3K 106 5
                                    

6

Dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego ze zdziwieniem mogłam przyznać, że w szkole czuję się dobrze. Nigdzie indziej nie czułam się bezpiecznie na takim poziomie, na jakim mogłam odczuć to tutaj. Nie było mi z tym źle, taki dziwny spokój omamiał mnie każdego wieczora, gdy kładłam się spać w dormitorium. Mimo, że pilnowałam się na każdym kroku — by nie używać starej magii czy by po prostu nie stracić życia z rąk Margarett Smith, było dobrze.

Półtora miesiąca po rozpoczęciu roku szkolnego Draco z Blaisem obrali sobie za zadanie nauczenie mnie latania na miotle, więc codziennie po lekcjach, korzystając z ostatnich ciepłych dni w roku, wychodziliśmy na boisko do quiddicha.

Kiedy pierwszy raz wsiadłam na miotłę, czułam się dziwnie powierzając swoje życie w ręce tego nieożywionego przedmiotu. Nie ufałam swojej nowej miotle, którą zamówiłam korespondencyjnie, jednak z drugiej strony chciałam nauczyć się na niej latać, ponieważ mnie to ciekawiło.

Zabini pokazywał mi jak wsiąść na miotłę, jak się jej trzymać by nie spaść i jak mniej więcej nią kierować, podczas gdy Draco wisiał dwa metry nad ziemią i przyglądał się nam z rozbawieniem.

— Jesteście pewni, że to dobry pomysł? — spytałam wtedy, próbując się wygodnie ułożyć.

— Znakomity. — Uciął Malfoy, podrywając się z miotłą jeszcze wyżej. — Tak jak mówił Zabini, odepchnij się mocno od ziemi!

Gdy wreszcie zebrałam swoje siły, by odepchnąć się od ziemi, oni przynajmniej od pięciu minut krążyli wysoko nade mną i cicho o czymś rozmawiali. Ku mojemu zdziwieniu całkiem płynnie uniosłam się na wysokość pętli bramkowych boiska do quidditcha, gdzie na mnie czekali. Powoli oswajałam się z miotłą, próbując nią skręcać i zawracać. Za którymś razem z kolei nie udało mi się to tak, jak zaplanowałam i ześlizgnęłam się z miotły, trzymając się na niej tylko rękoma.

— Uważaj! — Ryknął Draco i sekundę później był już przy mnie, gotowy mnie uratować. Usiadłam okrakiem tuż za nim, trzymając w ręce swoją miotłę, która przestała się już unosić. — Trzymaj się mocno. — Polecił chłopak. Oplotłam wolną ręką ją brzuch i przycisnęłam policzek do ciemnego materiału jego szaty. Gdy upuściłam miotłę na ziemię z wysokości niecałych dwóch metrów, Draco poderwał się w górę z zawrotną prędkością, aż zaparło mi dech w piersiach, i krzyknął. — Teraz się trzymaj, zrobimy mały wyścig! PIĘĆ GALEONÓW, ŻE PIERWSZY OKRĄŻĘ ZAMEK NAWET Z RAVATEL NA MIOTLE!

Nie czekając na reakcję przyjaciela, Malfoy skulił się, przyciskając brzuch do miotły i wystartował w szaleńczym wyścigu o pieniądze, ze mną przyciskającą kurczowo głowę do jego umięśnionych pleców. Wiatr świszczał nam w uszach, a ostatnie promienie jesieni ogrzewały nasze zmarznięte sylwetki. Kończyła się jesień, a z nią także i ładna pogoda, więc była to jedna z ostatnich szans by polatać rekreacyjnie.

Oblatywaliśmy właśnie wierzę Gryffindoru, gdy Zabini wyprzedził nas z głośnym wrzaskiem. Malfoy jeszcze bardziej naprężył się na miotle i przyspieszył, tym samym sprawiając, że jego przydługie, blond włosy rozwiewane były na wietrze. Przyciskałam się kurczowo do Draco w obawie przed upadkiem i bolesną, rychłą śmiercią.

Tuż przed samą metą chłopcy zrównali się ze sobą, rzucając w swoje strony głośne obelgi, by po chwili znowu przyspieszyć. Wyprzedzali się co chwilę, wrzeszcząc, ale to Malfoy ze mną przyciśniętą do swoich pleców pierwszy dotarł na metę, którą wyznaczały odległe bramki. Obleciał je trzykrotnie i z gracją wylądował.

Byłam w takim szoku, że przeżyłam ten zapierający dech w piersiach wyścig, że nawet nie zauważyłam momentu, w którym wylądowaliśmy.

Dopiero pod koniec października wydarzyło się coś dziwnego. Siedząc pod wieczór w pokoju wspólnym Slytherinu naszła mnie dziwna ochota na spacer po korytarzach. Nikt nie zwracał na mnie większej uwagi, Draco z Zabinim i Nottem zniknęli gdzieś godzinę wcześniej, więc zostawiłam księgę OPCMu na stoliku i wyszłam z pomieszczenia.

STARA MAGIA draco malfoy, hp ( 1&2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz