ODWIEDZAM GIMMAULD PLACE

2.9K 180 26
                                    

1

TAK JAK POPRZEDNIEGO DNIA, jakaś niewerbalna siła rozkazała mi wstać z łóżka w tym obskurnym motelu i pójść na śniadanie. Przebywanie wśród mugoli na co dzień miało więcej plusów niż minusów, lecz dzisiaj te drugie potęgowały się w niesamowitym tempie.

Po pierwsze śniadanie podawano bardzo mozolnie. Zanim doczekałam się talerza z dwoma cienkimi parówkami i kromką chleba z masłem, te zdążyły wystygnąć. Herbata zrobiona na mętnej wodzie moim zdaniem w ogóle nie nadawała się do picia, a brązowa maź zwana powszechnie keczupem z zadziwiającą szybkością zasychała na kiedyś białym talerzu.

Mój mały pokoik, jedyny na jaki było mnie stać, mieścił stary materac z którego wychodziły sprężyny, stolik z dwoma krzesłami, wieszak na ubrania, malutką komodę oraz brudne okienko z widokiem na jakąś ciemną alejkę.

Nie było luksusów jak w domu, ale czułam się tam po stokroć bezpieczniej niż w rezydencji, której nie odwiedzałam latami. Po śmierci rodziców zbyt niebezpiecznym było wychylanie głowy na ulicę, zwłaszcza, że uznawano cię za martwą. Rodzina Smithów jako szanowani Pogromcy potwierdziła, że zabili również i dwójkę dzieci małżeństwa Ravatel, za którą to małą krucjatę ich nagrodzono.

Za wszelkie inne morderstwa karano, ale wyrżnięcie starej, magicznej rodziny w pień było tolerowane i nagradzane - takie właśnie było naprawdę Brytyjskie Ministerstwo Magii.

Korzystając z pochmurnego dnia i ulewy, jaka panowała na zewnątrz, wyszłam z motelu na dłuższy spacer uliczkami Londynu. Narzuciłam na siebie jedynie płaszcz podróżny, schowałam do kieszeni różdżkę, zabezpieczyłam pomieszczenie i wyszłam na ulicę, z której przez okno w pokoju widziałam wiszący na ścianie obraz - jedyną pamiątkę po rodzicach.

Uchwycony w półlocie smok otaczający się białymi płomieniami, mienił się jak zwykle w ciemności jasną poświatą. Zerkając po raz ostatni na obraz nie wiedziałam, że nie zobaczę go przez długi, długi czas.

Nie wiem gdzie zawędrowałam, ale powietrze w tym miejscu było wyczuwalnie wilgotniejsze, niebo ciemniejsze a aura... mroczniejsza. Przypominało mi to mój dom za czasów gdy mieszkałam z rodzicami, co wydawało się bardzo podejrzane. I postanowiłam to sprawdzić.

Po lewej stronie mijałam ogrodzony park z placem zabaw, który wyglądał na nieużywany od wieków. Po prawej zaś ciągnął się rząd budynków, na ogół wyglądających na zamieszkałe.

Coś tknęło mnie do tego, by wyjąć różdżkę z kieszeni, do której wcześniej ją włożyłam. Deszcz padał wokół mnie nie robiąc mi na szczęście żadnej krzywdy, za sprawą czaru, jaki rzuciłam na siebie jeszcze przed wyjściem.

W kieszeni jednak, ku mojemu zdziwieniu, znajdowało się coś jeszcze. Mała i pogięta, żółta karteczka, której nie powinno tam w ogóle być, znajdowała się teraz na mojej dłoni, a wystawiona pod deszcz w ogóle nie mokła.

Trzymając różdżkę pomiędzy palcami rozwinęłam pergamin i natrafiłam na nieznajome, pochyłe pismo.

Kwatera główna Zakonu Feniksa znajduje się pod numerem dwunastym, Grimmauld Place, Londyn.

Jakaś dziwna informacja, pomyślałam i zmełłam karteczkę, by potem ją wyrzucić. Wpadła do kałuży, a potem razem z wodą do odpływu kanałowego i zniknęła, a mój problem razem z nią.

Tyle, że atmosfera znowu uległa zmianie. Na własnej skórze czułam, jak uruchamiają się naprawdę potężne i stare zaklęcia. Odwróciłam głowę w stronę miejsca, które moim zdaniem było źródłem zamieszania i jakież było moje zdziwienie, gdy pomiędzy numerem jedenastym a trzynastym znikąd zaczął wyrastać omszały budynek.

STARA MAGIA draco malfoy, hp ( 1&2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz