OLLIVANDER ŁAMIE MOJĄ RÓŻDŻKĘ

2.1K 130 43
                                    

2

Z KWATERY GŁÓWNEJ Zakonu Feniksa wyszłam roztrzęsiona do tego stopnia, że pomimo późnej pory postanowiłam kontynuować swój spacer. Jako niepełnoprawna czarodziejka powinnam nie używać czarów poza murami szkoły, ale ponieważ a) wcale do żadnej jeszcze nie chodziłam oraz b) uważano, że jestem martwa, jakoś się tym specjalnie nie przejmowałam, gdy rzucałam na siebie odpowiednie zaklęcia ochronne.

- Impervius! - Zaczarowałam swój płaszcz by odpychał krople deszczu.

Wędrowałam ulicami Londynu jeszcze dobre dwie godziny, wcale nie spiesząc się do zatęchłego motelu, w którym nie pozostało mi nic innego, jak tylko się spakować. Mimo tego, że nie przyjęłam jeszcze propozycji Dumbledore'a, wydawała się być w porządku, a wręcz kusiła mnie swoimi atutami.

Gdy weszłam w ulicę, na końcu której znajdował się motel, już z oddali widziałam migoczące światła mugolskich karetek. Schowałam się za kontenerem dość blisko by wszystko słyszeć i przypatrywałam się przerażonemu właścicielowi motelu.

- Pojawili się tutaj, wszyscy ubrani na czarno, i czegoś szukali... Myślałem, że wybuchła bomba, tak byli głośno! Wysadzili ścianę w powietrze chyba jakimś C4 czy Bóg wie czym jeszcze... Słyszałem głosy ale nie wychodziłem spod lady póki nie uznałem, że już sobie poszli...

Marcus był przerażony, gdy opowiadał co dokładnie stało się przed kilkunastoma minutami. Ubrani na czarno mężczyźni przywodzili mi na myśl tylko jedną grupę...

- Kogo to był pokój?

- Pokój? - Zdziwił się, będąc nadal wytrąconym z równowagi. - Ach tak, zatrzymała się tutaj taka młoda kobieta, ale na całe szczęście widziałem, jak kilka godzin temu wychodziła na spacer. To bardzo miła dziewczyna.

- Poda mi pan jej dane?

- Tak, tak, wszystko znajduje się w moim gabinecie, proszę za mną.

Wysunęłam się zza kontenera i niepostrzeżenie ruszyłam w stronę powrotną, dziękując Merlinowi, że przed wyjściem rzuciłam na pomieszczenie zaklęcia ochronne i, że kilka dni wcześniej ukryłam Białą Księgę poza granicami miasta.

Wiedziałam gdzie mam się udać, ale perspektywa tłumaczenia, że moje jedyne lokum zostało zniszczone, zapewne przez śmierciożerców, nie była mi przychylna. Mimo wszystko ruszyłam w tym samym kierunku, z którego przyszłam.

- I znowu tutaj... - Pokręciłam głową wchodząc na Grimmauld Place dwanaście.

W kuchni zastałam Tonks i Lupina, którzy rozmawiali o czymś z niemałym ożywieniem. Kobieta tłumaczyła coś Lupinowi, który raz po raz kręcił z dezaprobatą głową. Gdy zorientowali się, że stoję na progu pomieszczenia, wyciągnęli różdżki w moim kierunku.

W pomieszczeniu nie było śladu po zebraniu, które odbyło się kilka godzin wcześniej. Mimo tego, że bez grupy czarodziejów było dziwne puste, wyczuwałam ich obecność na innych kondygnacjach domu.

- Co się stało? - Kobieta od razu rzuciła zaklęcie w kierunku czajnika, który za sprawą magii włączył się i zaczął podgrzewać wodę.

- Motel w którym się zatrzymałam eksplodował.

Absurdalność całej tej sytuacji sprawiła, że na sam koniec gorzko się zaśmiałam.

- Co się stało? - Usłyszałam głos Severusa w korytarzu. Wszedł do kuchni, gdzie usiadł przy stole jak gdyby nigdy nic. - Co się z nim stało?

- Krasnoludki go podpaliły. Co do jasnej cholery myślisz, że się stało? - Warknęłam. Zauważyłam zdziwiona, że sama obecność tego mężczyzny nie działała na mnie zbyt dobrze. - Śmierciożercy. - Oznajmiłam, jak gdyby było to wielkim odkryciem.

STARA MAGIA draco malfoy, hp ( 1&2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz