ROZDZIAŁ 4 TAJEMNICA BŁĘKITNEJ PEŁNI

835 71 1
                                    


            Dzisiejszy poranek był zupełnie inny niż wszystkie w moim dotychczasowym życiu. Pomimo, iż zaczynał się tak samo jak wiele z nich, to dziś był wyjątkowy i przeżywałam go pierwszy raz. Obudziłam się z przekonaniem, że miałam cudowny sen, który właśnie dobiegł końca. Nie zwracając uwagi na leżącego obok Williama, będąc przekonana, że jak zawsze zastanę go na dole, od razu zerknęłam na palec, aby upewnić się czy złoty krążek z błękitnym oczkiem nadal tam jest. Lśnił mieniąc się szafirowymi odcieniami, a ja nadal nie mogłam uwierzyć, że nie śnię.
           - Uszczypnąć cię?
           Ciszę w pokoju przerwał łagodny półton Williama, który podparty na łokciu z uśmiechem i pobłażliwością obserwował jak z niedowierzaniem wpatruję się w pierścionek zaręczynowy.
           - A jeśli się obudzę i czar pryśnie?
           Odwróciłam się na bok i również podpierając głowę dłonią zaczęłam spoglądać w jego zachwycające tęczówki. Uśmiechnął się zawadiacko po czym wyciągnął dłoń i lekko ścisnął w palcach skórę na moim przedramieniu.
           - Sprawdź – odparł przyjmując poważny wyraz twarzy.
           - Boję się – szepnęłam z uśmiechem. – A jeśli okaże się, że go tam nie ma?
           - Sprawdź. – Powtórzył melodyjnym tonem.
           Odwróciłam się na plecy i wyciągnęłam przed siebie dłoń sprawiając, że błękitne refleksy wydobywające się z oczka złotego krążka rozproszyły się na mojej twarzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się i na powrót odwróciłam do swojego... Narzeczonego.
           - Czyli to nie sen. - Powiedziałam to tak cicho, że sama ledwie się słyszałam.
           - Yhmm... - zamruczał. - Jak spałaś?
           - Dobrze... Dlaczego pytasz?
           - Gdyby nie odgłos bicia twojego serca, to martwiłbym się, że nie żyjesz. Całą noc spałaś w takiej pozycji jak usnęłaś. Nawet palcem nie poruszyłaś, dopiero o świcie odwróciłaś się na drugi bok.
           - To chyba dobrze. Rzeczywiście dzisiaj naprawdę jestem porządnie wyspana.
           Przysunęłam się do niego i położyłam na nim udo, jednocześnie całując go w szyję.
           - Mmm... Lubię, kiedy jesteś taka wyspana – zamruczał, układając mnie na plecach.
           Nasze twarze były teraz tak blisko siebie, że czułam na sobie powiew wydychanego powietrza. Czubkiem nosa przesunął po mojej skroni, a jego dłoń wolno zaczęła przesuwać się po mojej nodze od łydki w kierunku uda. Ciepło od niej bijące i delikatność, z jaką mnie dotykał sprawiała, że oblała mnie fala przyjemnego ciepła. Gdy zaczął mnie całować, mimowolnie wsunęłam dłonie pod jego podkoszulek. Poczułam jak jego mięśnie pod wpływem moich pieszczot zaczynały robić się coraz bardziej napięte, a dłoń, która wolno przesuwała się po moim udzie, teraz z łatwością wślizgiwała się pod moją cienką atłasową koszulę z czułością pieszcząc skórę.
           - Jesteś taka delikatna – szepnął odrywając się od moich ust. – Masz niesamowicie miękką i gładką skórę. A dotyk twoich ust i dłoni doprowadza mnie do obłędu, dlatego w tej chwili powinniśmy przestać.
           - A jeśli byśmy nie przestali?
           - Hmm... Mógłbym rzucić się na ciebie i zrobić coś bardzo głupiego – odparł z łobuzerskim uśmiechem, wbijając delikatnie palce w moje żebra.
           Sprawił, że zaczęłam chichotać, próbując odepchnąć jego dłoń.
           - Pamiętasz? Niedawno miałeś problem, gdy tylko mnie całowałeś, a teraz chyba już mniej na ciebie działam.
           Nagle zmarszczył czoło wnikliwie analizując moje słowa.
           - Nie wiem czy dobrze cię zrozumiałem... - odparł po chwili. – Czy ty właśnie próbujesz zasugerować, że przestajesz mnie pociągać, jako kobieta?
           - Nie... Ja tylko... Myślę, że się na mnie uodparniasz, nie jest ci tak ciężko jak kiedyś.
           - Nie jest mi ciężko? Tak sądzisz? Chwila zapomnienia Mily, jeden niekontrolowany ruch i mógłbym cię nawet zabić.
           - Ale kiedyś było ci bardziej ciężko, prawda?
           - Kiedyś nie musiałem aż tak bardzo się kontrolować. Odkąd pojawiłaś się w moim życiu muszę kontrolować się bez przerwy, co weszło mi już w nawyk. Poza tym przyzwyczaiłem się już do twojego zapachu, do bliskości, do twojego widoku, co wiele ułatwia. Natomiast nie przyzwyczaiłem się do twojego dotyku, do delikatności, jaką mi okazujesz, nie znam twojego ciała, twoich odruchów i jest mi przez to cholernie ciężko. Gdybyś wiedziała panno Moulton, jakie mam teraz myśli. – Zaśmiał się, przenosząc spojrzenie na moje nogi.
           - Nie zrozum mnie źle – odparłam niepewnie. – Ale wszyscy z waszego grona spotykacie się z czarownicami lub takimi jak wy i nic złego się nie wydarzyło. Dlaczego uważasz, że mi mogłoby się coś stać? Też jestem jedną z nich.
           - To nie jest tak do końca. Jeśli spotykamy się z kimś naszego pokroju nie musimy obawiać się wypadku. Natomiast, jeśli chodzi o związki z kobietami twojego pokroju jest to tak samo skomplikowane. Poza tym moja droga uważam, że na wszystko przychodzi czas. Nawet jeśli jesteś małą wiedźmą... czy tam wilczkiem – zaśmiał się cichutko – to nie zmienia faktu, że nadal uważam, iż jesteś zbyt delikatna, dla takiego potwora jak ja.
           - Cassandra mówiła mi, że jeśli pozbędę się medalionu być może stanę się taka jak wy.
           - Być może. Nie potrafię ci powiedzieć.
           - A chciałbyś?
           Spojrzał na mnie zdziwiony i zamyślił się na krótką chwilę.
           - Chyba nie Mily.
           Popatrzyłam na niego z wyrzutem. Jego odpowiedz bardzo mnie raniła.
           - A co będzie, jeśli stanę się taka jak wy? Dlaczego byś nie chciał?
           - Dlatego... Że wolałbym zaoszczędzić ci cierpienia związanego z przemianą. Kiedyś wspominałem ci o tym.
           - I tylko, dlatego?
           - Przede wszystkim, dlatego. Pierwsza przemiana jest najgorsza.
           - Co masz na myśli?
           Znów się zamyślił, po wyrazie jego twarzy było widać, że waha się czy odpowiedzieć mi na to pytanie. Sposępniał.
           - Przed pierwszą pełnią zmienia się ciało. Jak zauważyłaś wszyscy jesteśmy bardzo wysocy. Wyostrzają się zmysły, zmienia się kolor oczu i sposób widzenia. Przypuszczamy, że po prostu zmienia się anatomia oka, ale zanim się to stanie, zaczynają się zaburzenia widzenia. Raz widzi się lepiej raz gorzej, raz obraz się zamazuje innym razem jesteś wstanie zauważyć coś z bardzo dużej odległości. Wyostrza się węch, co przez pierwsze miesiące sprawia, że gdy poczuje się coś intensywnego to zaczyna nas mdlić, podobnie jest ze słuchem. Gdybyś słyszała tak jak my i weszłabyś do szpitalnego bufetu zapewne nie słyszałabyś własnych myśli. Zaczyna odczuwać się inne emocje, górę biorą instynkty, w małych pomieszczeniach odczuwamy duży dyskomfort. Zmianie ulega również siła mięśniowa, gdy pierwszy raz biegniesz w ludzkiej postaci... - uśmiechnął się. – Ten moment pamiętam do dziś, to uczucie wolności i swobody.
           - A jak robicie to, że zmieniacie się, gdy chcecie i na odwrót, czy to jest trudne?
           Roześmiał się, pieszczotliwie gładząc moje włosy.
           - Lata ćwiczeń, wiele prób i błędów. Po prostu zanim pozna się siebie, zanim nauczy się kontroli może być różnie.
           - To wszystko jest takie skomplikowane – westchnęłam.
           - Nie aż tak bardzo jakby się wydawało... - Zaśmiał się cicho. - Z czasem zapomina się o ludzkich cechach, odchodzą na drugi plan, a życiem zaczyna rządzić cykl lunarny i instynkty. Spójrz na siebie. Jeszcze niedawno mdlałaś z nadmiaru informacji i strachu, a teraz już sporo wiesz, dużo widziałaś i tak jak my również czekasz na pełnię i nów. Dostosowałaś się do pewnych sytuacji, a my do dzisiaj jesteśmy dla ciebie pełni podziwu. Przeciętny człowiek zapewne umarłby z przerażenia, albo wylądował w zakładzie dla psychicznie chorych, a ty przyjmowałaś te wszystkie informacje z godnością i nie zaprzeczałaś. Gdy pierwszy raz opowiedziałem ci o aurach byłem niemal pewny, że doszłaś do wniosku, iż jestem chory psychicznie, albo co gorsze próbuję zrazić cię do siebie. A ty co? Dalej nic. Wysłuchałaś i przyjęłaś to wszystko ze spokojem. Do dzisiaj nie potrafię tego zrozumieć.
           - Nie myślisz chyba, że nie miałam żadnych wątpliwości. Gdybyś tylko wiedział ilu nocy przez ciebie nie przespałam Brichard – westchnęłam w niedowierzaniu kręcąc głową.
           - Ale po tych wszystkich naszych kłótniach, kiedy celowo próbowałem cię unikać ty nadal byłaś sobą. Czułem, że coś się domyślasz, zwłaszcza wtedy, gdy zauważyłaś jak szybko goją się na mnie rany, gdy zobaczyłaś moje oczy, a nawet wtedy, kiedy powiedziałem ci, że mogę cię skrzywdzić ty nadal byłaś spokojna i zachowywałaś się tak jakbyś... Udawała, że nie wiesz, o co chodzi. Gdybyś tylko wiedziała ile czasu spędziliśmy na rozmowach tutaj w domu – zachichotał. – Doprowadzałaś mnie do obłędu. Nie potrafiłem rozgryźć, co jest grane i jeszcze ten twój charakterek, żadna kobieta oprócz Stelli oczywiście, nigdy nie zwracała się do mnie w taki sposób jak ty, nie bałaś się powiedzieć mi, co myślisz, potrafiłaś być szorstka i pokazałaś mi gdzie moje miejsce w szeregu. – Znów zaczął się łobuzersko uśmiechać.
           - Ty również mnie irytowałeś, miałam cię za zmanierowanego narcyza.
           Uniósł brew i zmrużył oczy, ale unoszący się kącik jego ust, świadczył o tym, że jest rozbawiony.
           - I za impertynenta – dodał.
           - Denerwowała mnie ta twoja tajemniczość i fakt, że nie chciałeś mi powiedzieć. Ja również próbowałam cię unikać, wyrzucić ze swojej głowy, ale niestety zamieszkałeś w niej na dobre, wywalałam cię drzwiami, a ty właziłeś oknem.
           - No cóż... tak jakoś niefortunnie wyszło, że okno miałaś otwarte – zachichotał.
           - Co chcesz mi przez to powiedzieć?
           - Nie wiem czy chcę ci coś przez to powiedzieć. Po prostu teraz, mam wrażenie, że tak właśnie miało być. Los jest przewrotny i sprytny. Został jeszcze komin, ale na szczęście, było okno. Swoją drogą, to dziwne, że jędza z którą mieszkałaś nie zorientowała się wcześniej, że się spotykamy. Musiała mnie czuć.
           - Były momenty, że dziwnie się zachowywała, ale myślałam, że po prostu dziwaczeje wraz z wiekiem.
           Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Wiliam ponownie ułożył dłoń na moim udzie i przesuwając ją odwrócił głowę śledząc wzrokiem jak wolno zsuwa się w kierunku łydki.
           - Mógłbym tak leżeć z tobą cały dzień... Ale musimy pojechać na policję złożyć zeznania, ustalić co masz mówić... A potem spakować się i wyjechać do osady. Serafinka nie może doczekać się, kiedy przyjedziesz.
           - Nie wyobrażasz sobie jak strasznie stęskniłam się za tamtym miejscem.
           - W takim razie koniec dobrego – jęknął spoglądając na moją nogę. – Chociaż myślę, że jeszcze minutka w łóżku... Nie zaszkodzi.
           Całując mnie jednocześnie wsunął dłoń pod moją koszulę.
           - Obawiam się... Że jak tak dalej... Dalej pójdzie, to nigdy nie wyjdziemy z tego pokoju – odparłam próbując mówić w chwilach przerw pomiędzy kolejnymi pocałunkami, którymi zasypywał mnie William.
           - Yhmm... - Roześmiał się cichutko. – Też tak myślę, ale tak trudno jest mi się od ciebie oderwać.

KLĄTWA WILKA tom II W BLASKU BŁĘKITNEJ PEŁNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz