ROZDZIAŁ 22 KOMPLIKACJE

334 34 18
                                    

   Podobno milczenie jest złotem, a cierpliwość cnotą. Czy w naszym przypadku te stwierdzenia były prawdziwe? Zwłaszcza kiedy dotyczyły dwóch kochających się osób? Raczej nie.
         Milczenie Williama było prawdziwą próbą dla mojej cierpliwości, a moja cierpliwość, próbą dla jego milczenia.
        Kiedy dotarliśmy do domu, nie mojego, lecz Harry'ego, oboje usiedliśmy w salonie na sofie. Dom był pusty. Cała wataha zbierała się na kolejnej naradzie. William siedział pochylony z łokciami opartymi na kolanach i wpatrywał się w czubki swoich butów, ja natomiast siedziałam wygodnie oparta, gapiąc się w sufit. Zapewne siedzielibyśmy tak jeszcze długo, gdyby nie Stella, która po dłuższej chwili – a może tak mi się po prostu wydawało, dołączyła do nas i usiadła naprzeciwległym fotelu, przez chwilę bacznie się nam przyglądając.
           - Pierwsze, małżeńskie ciche dni? – spytała z nutką ironii w tonie.
        - Widać zatkało go z wrażenia. Pewnie też bym nie chciała rozmawiać z kimś, kto chwilę temu trzymał w dłoni toporek i groził komuś, że odrąbie mu rękę.
          - Dobrze wiesz, że nie o to chodzi! – warknął, nagle zwracając się ku mnie. – Co wam w ogóle odwaliło?!
          - Nie masz do mnie żalu, że odrąbałam tej kobiecie dwa palce i wypaliłam jej dziurę w czole?
         Stella zaczęła się śmiać, a William ze złością wpatrywał się w nas obie. Widać było, że się martwił. Nie potrafił ukrywać emocji, poza tym znałam go już zbyt dobrze.
            - Nie, Emily. Chociaż muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś.
            - Martwisz się tym, że się sprzeciwiłam decyzji twojego ojca?
            - Nie zdajesz sobie sprawy, jakie konsekwencje mogą was czekać.
            - To prawda, William. Ale nie jestem lupuską. Nie postąpiłam pochopnie, moja decyzja była przemyślana i zaplanowana. Zawsze każecie stać mi z boku i stałam. Dziś chodzi o Serafinę. Po śmierci Azary przyrzekłam sobie, że nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić, a teraz ważą się nie tylko jej losy, ale nas wszystkich. Zrobiłam, co musiałam. Nie czuję się z tym dobrze, ale miej na uwadze William, że w ciągu roku zrezygnowałam z pracy, którą tak bardzo kochałam, z przyjaźni, którą bardzo ceniłam i z wielu innych rzeczy. Moje życie stanęło na głowie. W zamian za to mam was, najpiękniejszą rzecz, jaką w życiu udało mi się osiągnąć, o której bałam się nawet marzyć, mam ciebie, marzenie do niedawna nieosiągalne, mam stertę informacji, z którymi muszę i nadal się oswajam oraz mnóstwo ciężkich chwil i morze wylanych łez za sobą. Nie proszę o współczucie, ale odrobinę zrozumienia. Stella nie jest winna. Pobiegła za mną. Miała dwa wyjścia: albo zostać w domu i być zlinczowana, że mi na to pozwoliła, albo dołączyć do mnie i towarzyszyć mi do końca. Jeśli ktoś ma być ukarany to tylko ja.
      Do salonu weszła pozostała część rodziny. Harry miał na twarzy wymalowaną złość, ale patrzył na mnie z nieukrywaną pobłażliwością. Wszyscy usiedli na wolnych miejscach. Mariach się uśmiechała, David puścił mi oczko, a Michael, jak zawsze nie obył się bez ironicznego uśmieszku do swojej siostry.
         - W tym co mówisz, Emily, jest sporo racji i twoje słowa są bardzo miłe. – Zaczął Harry. – Jednak zasady, których się trzymamy, są święte. Nie kwestionujemy twojej troski ani tego, czym się kierowałaś, ale sam fakt twojej przekorności i to już nie pierwszy raz. Nie ufasz nam.
          - Och, proszę cię, Harry! To czcze gadanie, że ja wam nie ufam, robi się już nudne! Popatrz choć raz na mnie, nie jak na kogoś, kto ma się podporządkować, bo należy do rodziny i wyznawać wasze zasady, a na kogoś, kto do niedawna żył zupełnie inaczej niż wy! Weź pod uwagę okoliczności i fakt, że dziś zrobiłam coś, co w normalnym i moim starym życiu nie przeszłoby mi nawet przez myśl! Pogódź się z tym, że różnię się od was. Nie uwięzisz mnie, nie narzucisz mi swej woli, nie sprawisz bym przestała was kochać i nie podporządkujesz mnie zasadom na siłę. Jeśli jest to dla was problem, to chyba lepiej będzie, jak zostanę tu w osadzie sama...
       - Zaczyna się – westchnął William. – Szybciej mnie piekło pochłonie, niż pozwolę ci zostać samej! Już raz to przerabialiśmy!
        Krzyczał tak głośno, że mimowolnie skuliłam się w sobie. Był wściekły, widać było, że tak samo, jak wszyscy jest już zmęczony całą sytuacją. Wprawił w zakłopotanie nawet ojca i pozostałą część rodziny.
         - Nie krzycz. Emocje nie pomogą – odparłam niemal szeptem. – I tak mamy ich w nadmiarze.
        - Wybaczcie, ale ja nie zgadzam się z tym, by w jakikolwiek sposób ją karać! Wiedzieliście, że ma charakterek! Wiedzieliście, że to mądra i na swój sposób zaborcza dziewczyna! Że widzi więcej niż przeciętny człowiek! Że wiele przeżyła, że jej przeszłość jest zawikłana! Czego się spodziewaliście?! Że przyjmiecie ją pod dach, a ona będzie wam za to dziękować?! Że bezwzględnie będzie posłuszna?! Kobieta, która większość życia radziła sobie sama?! Sama o sobie decydowała?! Dość tego!
          - Synu. Czy ja powiedziałem coś o tym, że wyciągnę konsekwencje?
          Harry mówił spokojnym tonem, łagodnie spoglądając na Williama.
          - A do czego zmierzasz?! Po co to gadanie o zasadach?! Ona je zna!
         - Obniż ton, bo nie mówisz do kolegi! – ryknął Harry, jednocześnie wstając z miejsca. – Nigdy nie twierdziłem, że Emily ma się podporządkować! Nie kwestionuję jej przeszłości ani życia, które wiodła do tej pory. Nie twierdzę, że ma lekko, ale nie mogę też pozwolić na to, by się narażała w tak lekkomyślny sposób!
        Rozmawiali o mnie, ale tak jakby mnie nie było. Nie czułam się z tym dobrze, zwłaszcza przez sam fakt, że kłócili się przeze mnie. Pierwszy raz widziałam Harry'ego tak złego, kłócącego się z Williamem. Zresztą... Harry nie był konfliktową osobą, a raczej stanowczą, sztywno trzymającą się reguł i zasad.
      - Przestańcie wrzeszczeć – wtrącił się David. – Wszyscy mamy emocji aż nadto, kolejne sprzeczki i niedomówienia nie są nam do niczego potrzebne. Ogłoś, co postanowiliśmy i dajmy już temu spokój. Jutro będziemy mieć czas na denerwowanie się, a dziś trzeba dogadać szczegóły, a że czasu mamy mało, czeka nas długa noc.
       - Racja – odparł Harry. – Williamie, nie chcę się kłócić, nie chcę też was ograniczać. Oczywiście rozumiem, co tobą kierowało, Emilly. Pozostałe watahy również, pomijam fakt, że są pod wrażeniem tego, co zrobiłaś, i że mało mnie nie zjedli, jak tylko zacząłem kwestię ukarania was. Scot... Walczył o was jak lew, razem z Sebastianem.
       - Mimo że nie uważasz się za lupuskę, jesteś nią, Mily, bardziej niż ci się wydaje – dodał David.
       - Nawet Carla się za tobą wstawiła – wtrącił Michael.
     - Nie może być. – Stella zaśmiała się w głos. – Mamy osadową bohaterkę. Z palców tej wiedźmy zrobimy ci breloczek do kluczy.
     - Przestańcie – mruknęłam. – Zrobiłam, co musiałam. Mnie to nie śmieszy i mam straszne wyrzuty sumienia.
      - Powinienem powiedzieć i dobrze ci tak – warknął William. – Podjęłaś taką decyzję, a nie inną, masz wyrzuty sumienia i będziesz je mieć za każdym razem, gdy zrobisz komuś krzywdę! Myślałaś, że tak po prostu to po tobie spłynie? Jak widzisz kara nie do końca cię minie, ten dzień zapamiętasz do końca życia!
         - I dobrze! Wiedz, że gdybym miała zrobić to jeszcze raz, to bym to zrobiła! Trudno! Stało się, nie cofnę czasu i nawet bym nie chciała!
         - A spróbuj chodzić zasępiona przez to i próbować liczyć na moje współczucie!
         - Ach, tu cię boli! Ożeniłeś się ze mną też z litości?!
     - Koniec! – wrzasnął Harry. – Zamknijcie się, nim padnie o jedno słowo za dużo! Oboje jesteście w gorącej wodzie kąpani! Teraz skupcie się na tym, co mam do powiedzenia.
        Gdyby wzrok potrafił zabijać, zapewne mój małżonek leżałby już martwy. Łypnęłam na niego z taką pogardą, że aż sama czułam się z tym źle. Również William nie był mi dłużny. Usiadł, skrzyżował ramiona i wbił wściekłe spojrzenie w Harry'ego.
       - Lekkomyślna istota – mruknął pod nosem, w niedowierzaniu kręcąc głową.
       - Powiedział wirtuoza maniery i chodzącej inteligencji – warknęłam.
      Michael parsknął śmiechem, podobnie jak Stella i Mariach, która długo walczyła z tym, by się nie roześmiać. 
   - Ustaliliśmy – zaczął Harry – że pójdziesz do tego parku. Miejsce przy fontannie jest monitorowane, Harper weźmie jutrzejszy dyżur. Zapewne albo nie zdają sobie z tego sprawy, albo dobrze wiedzą, co jest na rzeczy i same się chronią, próbując uniknąć konfrontacji. Pomimo iż myślimy, że są głupie tak naprawdę to inteligentne istoty i wiedzą dobrze, co robią. Nie mniej jednak musimy grać na zwłokę, ty musisz grać, Emily. Bo będziemy zbyt daleko, żeby natychmiast zareagować. Musisz pertraktować warunki, małej i tak ci nie oddadzą, dopóki nie oddasz jej medalionu.
      - A więc muszę grać na zwłokę – odparłam, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszałam.
     - A przede wszystkim nie pozwolić, by cię ogłuszyły – wtrącił David. - Uderzyły w jakikolwiek sposób, bo to na pewno będzie zasadzka. Jeśli nie oddasz im medalionu po dobroci, spróbują zabrać ci go siłą. Działać będzie tylko magia biała, więc mają utrudnione pole manewru, ale i białą można wyrządzić sporo krzywd.
        - Wykluczone! – Ponownie ryknął William. – Nie pójdzie tam sama!
    - Będziemy w pobliżu – odparł Harry. – Nie mamy wyjścia, chyba że chcemy poświęcić Serafinę. 
       - Nie poświęcę Serafiny...
       - Nie pójdziesz tam sama.
      - Nie miotaj się, William! Masz lepszy pomysł? – warknęłam. – Nie będę tam sama. Dobrze o tym wiesz!
     - Zanim dotrzemy na miejsce, może dojść do tragedii! Nie rozumiecie tego?! Jak sobie to wyobrażacie? Że w postaci wielkich bestii, będziemy przemierzać miasto?!
        - Tu też mamy sposób – odparł David. – Zaprzyjaźniony haker może zatrzymać obraz z kamer na około dwadzieścia min, tyle czasu wystarczy nam, by dotrzeć na miejsce i rozprawić się z tymi kombinatorkami.
    - Mój znajomy przywiezie ci również bluzę z tkaniny niepalnej, która ochroni cię przed ewentualnym poparzeniem – wtrącił David. – Dostaniesz też nadajnik GPS, w razie komplikacji szybko cię namierzymy.
        - Nie podoba mi się to – syknął William. – To nierozsądne posunięcie. Źle się to skończy!
    - Zawsze musisz uprawiać czarnowidztwo? – mruknął Michael, który wstając z miejsca, podszedł do Williama i położył mu dłoń na ramieniu. – Nie tylko tobie zależy na tym, by nic złego nie przytrafiło się Emily. Ileż to razy, razem uporaliśmy się z większymi problemami? Pamiętasz, jak cioty osaczyły raz Stellę, razem ze swoimi kundlami? Było niebezpiecznie, ale Brichardowie, trzymają się razem. Razem damy radę.
      William westchnął przeciągle. Był blady, a jego oczy niemal czarne, od nabrzmiewającego w nim napięcia. Milczał, słuchając brata, choć w głębi duszy czułam, że niewiele dzieli go od kolejnego wybuchu.
      - Jedziemy do domu. – Odparł Harry. - Trzeba się przygotować, ustawić wszystko na swoim miejscu. Mamy niewiele czasu.
      Spojrzałam na Williama i delikatnie gładząc go po ramieniu, pocałowałam w skroń, wtulając się w jego potarganą czuprynę.

KLĄTWA WILKA tom II W BLASKU BŁĘKITNEJ PEŁNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz