ROZDZIAŁ 23 MIĘDZY ZIEMIĄ A NIEBEM

476 34 30
                                    


          Miłość jest jak burza. Zjawia się nagle, czasem robi spustoszenie w sercu i głowie, ale jest to tak potężne uczucie, że ciężko powiedzieć zdrowemu rozsądkowi „myśl racjonalnie". Tak naprawdę to uczucie było dla mnie nowe, chociaż nie raz sądziłam, że byłam zakochana. Uczucie, które żywiłam do Williama, nie było nawet podobne do tego, które czułam do jego poprzedników. Niby podobne, ale jednak było to coś innego, coś trwalszego, bardziej intymnego, a serce biło zupełnie inaczej niż wtedy.
          Sytuacja, w jakiej się znalazłam, zmusiła mnie jednak do tego, bym zaczęła się zastanawiać, czy możliwe jest to, by dla tej niezwykłej błyskotki miłość mojego życia byłaby w stanie oszukać mnie aż tak bardzo? Z drugiej zaś strony, były wiedźmy i moja matka. Wszyscy mnie oszukali, łącznie z matką. Musiałam pozbierać to wszystko w jedną całość. 
        Matka ukryła przede mną pochodzenie, medalion, zakłamała mój życiorys, sprawiając, że przez lata żyłam w przekonaniu, iż jestem zwyczajnym człowiekiem. Podobnie ojciec. Dlaczego zatem tak skrzętnie ukryli przede mną prawdę? Musieli mieć ważny powód. Jednego byłam pewna – kochali mnie. 
        Wiedźmy. Zabiły ich. Jedna z nich, moja babka zamieszkała ze mną, ale również się ukrywała, pozwoliła, bym przez te wszystkie lata sądziła, że jestem zwyczajną kobietą. Dlaczego? Miały w tym swój cel, a przecież mogła od razu powiedzieć mi, co jest na rzeczy. Dlaczego tego nie zrobiła? 
          William. Jego rodzina zaakceptowała mnie, przyjęła pod swój dach. Wspierali mnie w każdej ważnej sytuacji, ale... No właśnie, jest ale. Moja matka zmieniła ich w potwory, przyczyniła się do tego, że są, kim są. Mają prawo i powód by mnie nienawidzić i próbować odwrócić swój los. Nie mniej jednak William poświęciłby się aż tak? Próbował mnie unikać, zbyć i znienawidzić. Czy naprawdę mnie kochał? Tak wiele spraw było teraz zagmatwanych. Kochałam go, nie miałam nikogo poza nim, a teraz dowiedziałam się, że być może igra z moimi uczuciami. Nic już nie rozumiałam.
           Miłość... Pewien pisarz napisał, że „Ten, który kocha, powinien dzielić los tego, kogo kocha". Dzieliliśmy swój los. W jednej chwili wszystkie razem spędzone chwile zaczęły przelatywać mi przed oczami. Słowa zaczęły wracać jak bumerang. Zjawiła się też moja matka, z pierwszego snu, która nie kazała się go bać. Przypomniało mi się wszystko, co do tej pory przeżyłam. To nie on chciał mnie zabić, nie przy nim medalion palił mi skórę, nie przed nim mnie ostrzegał. To on był gotów zginąć, by mnie ratować. 
          Spotkaliśmy się przypadkiem, los tak zrządził. Nie kochaliśmy się od razu, wręcz przeciwnie. Czy mógł to wszystko ukartować? Nie wiedział kim jestem, myślał, że jedną z nich. W jednej chwili myśli zaczynały składać się w logiczną całość. Nie słuchałam intuicji ani nie działałam instynktownie. Teraz mówiło do mnie moje serce. Wręcz krzyczało. Spojrzałam na Cassandrę i babkę. Stały przede mną wpatrując się we mnie z politowaniem.
             Przypomniałam sobie sytuację z domu Cassandry, tę szopkę, którą odstawiła. Te udawane łzy, udawaną gotowość do poświęcenia, śmierci, lecz sztylet utkwił w ciele Williama nie jej. To on o mały włos nie zginął. Pokręciłam w niedowierzaniu głową.
       Brichardowie nie skrzywdzili nikogo, nie licząc głowy wiedźmy, która tej pamiętnej nocy potoczyła się po pokoju Cassandry. Nie zabili mojej przyjaciółki Azary, nie krzywdzili Jane, sami dopiero teraz dowiedzieli się o wielu wątkach, które się pojawiły, próbując wspierać mnie ze wszystkich sił.
          - Naprawdę wydaje wam się, że jesteście tak sprytne? Zdajecie sobie sprawę, ile błędów po drodze popełniłyście, nim doszłyście do punktu, w którym się znalazłyśmy?
        - Nie masz prawa mówić nam o błędach. Twoja matka to był błąd – warknęła babka. – Nie ma istot nieomylnych. Ty też popełniłaś wiele błędów, a przed popełnieniem kolejnego i największego w twoim życiu musimy cię ochronić.
           Roześmiałam się mimo łez, które właśnie spływały po moich policzkach.
          - W takim razie spróbuj go wziąć sama. Czyż nie jesteś jedną ze strażniczek?
        - Nie, moja droga. Ja nią nie jestem – odparła spokojnym tonem, co lekko zbiło mnie z tropu. – Widzę, że nie różnisz się od matki. Jesteś podobna do ojca, ale naturę dziedziczyłaś po niej. Tak samo uparta, tak samo krnąbrna i tak samo pyskata. Masz w swojej głowie wizję i nikt nie jest w stanie jej zmienić. Poświęciłam swoją jedyną córkę, jeśli będę musiała, poświęcę i wnuczkę. Nie rozumiesz tego?
           - Rozumiem. A skoro wiesz, jaka jestem, wiesz też zapewne, że bez walki się nie poddam.
          - Bez walki? – Roześmiała się. – Nie widzisz tego, że jesteś na z góry przegranej pozycji w tym momencie? Jesteś tak głęboko pod ziemią, że nic cię tu nie wykryje. Zapewne liczysz, że twój małżonek już spieszy ci na ratunek. Nie bądź głupia. Gdyby wiedział gdzie jesteś, już dawno by tu był. Przyprowadźcie Serafinę – dodała, zwracając się do jednej z wychowanek. – Ja go nie wezmę, ale ona tak.
         W głowie zaczęłam układać plan, jak odwieść Serafinę przed tym, by zabrała medalion. Byłam tak bardzo zdenerwowana, że ciężko było mi skupić się na czymkolwiek.
        Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się wychowanka z małą, do której natychmiast podeszła Cassandra, szepcząc Serafinie coś do ucha. Mała skinęła głową i skierowała się ku mnie.
           - Pożyczę twój wisiorek, jak to zrobię, ciocia cię uwolni.
         - Dobrze słoneczko – odparłam z bladym uśmiechem. – Musisz rozsunąć moją kurtkę i weź go.
       Dziewczynka pospiesznie złapała za suwak, a gdy tylko zobaczyła mieniącą się czerwienią błyskotkę, zatrzymała na niej wzrok.
         - Śmiało kochanie, zerwij go z mojej szyi – szepnęłam, a ta bez namysłu sięgnęła po niego. W chwili, w której to uczyniła, pisnęła głośno i zaniosła się płaczem.
        Medalion sparzył jej dłoń, a kompletnie zbite z tropu wiedźmy, spojrzały po sobie. Cassandra podbiegła do Serafinki, zaczęła oglądać jej rączkę.
            - Poparzył ją! – krzyknęła.
            - Serafinko, złap za łańcuszek – odparła babka.
          Nie informowałam jej, że łańcuszek również jest nagrzany. Na szczęście bluza, na której się znajdował, dobrze izolowała moje ciało od nagrzanych elementów, mimo że materiał powoli zaczął się również nagrzewać.
     Na próżno namawiały dziecko, by znów spróbowała. Mała zanosiła się płaczem, nie przyjmując do siebie żadnych argumentów. Było mi jej strasznie żal, ale w tym momencie niestety nie mogłam ostrzec jej, że tak się stanie. Musiałam grać na zwłokę, a histeria Serafiny, była dla mnie w tym momencie właśnie grą na czas.
       Nie potrafię określić, jak długo trwało uspokajanie Serafinki. Czułam odrętwienie i ból w przedramionach, które nadal miałam unieruchomione nad głową. Myślami byłam przy Williamie, chociaż powoli zaczynałam wątpić już, że zdąży na czas. Minuta za minutą uciekały i wszystko wskazywało na to, że moja kochana babcia, spełni w końcu swoje słowa.
     Kiedy wyprowadzono Serafinę, wiedźma spojrzała na mnie z nieukrywaną złością i wyższością.
        - Przykro mi moja droga, ale nie pozostawiasz nam wyboru – zaczęła. – Zapytam się po raz ostatni. Oddasz go dobrowolnie? Czy nadal upierasz się przy swoim?
         - Rób, co uważasz... Babciu – odparłam, wypowiadając ostatnie słowo z tak wielką pogardą, że na twarzy mojej krewnej zaczęło malować się zdumienie. – Dla mnie zawsze będziesz nikim. Obcą osobą. Zwykłym ludzkim ścierwem, które nie zasługiwało nawet na miłość swojej jedynej córki. Byłaś, jesteś i będziesz tylko zakałą, którą święta ziemia dźwiga na swych barkach. Niedowartościowanym zerem, żądnym władzy i uznania, chowającym się w cmentarnych alejkach i grobowcach. Mam nadzieję, że ta kocia karma, którą żarłaś przez osiem lat w moim domu, uświadomi ci, jak nisko upadłaś i jak bardzo upodliłaś się w pogoni za tym, czego nigdy mieć nie będziesz. Twoje miejsce nie jest w grobowcu, lecz głęboko pod ziemią w miejscu, gdzie wszyscy będą mogli splunąć i podeptać twe kości. Jesteś nikim.
        - Widziałam i przeżyłam rzeczy, których ty nigdy nie doświadczysz i nie zobaczysz. A szkoda, bo jesteś młodziutka i wydawałoby się, że całe życie przed tobą. Niestety... Twoja głupota, zawziętość, złe wybory i decyzje, zaprowadziły cię dziś tutaj. Kto zatem jest zerem? Ja? Twój kundel nie miał nawet odwagi zbliżyć się do nas. Splądrowałyśmy jego dom, twój dom, pod jego nosem spaliłyśmy Azarę, i co zrobił twój Lupus? Całował cię po główce, głaskał po pleckach i utwierdzał przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Twoja matka była jednak mądrzejsza. Nie odziedziczyłaś po niej rozsądku.
          - Na szczęście po tobie również go nie dziedziczyła.
        - Zgodnie z twym życzeniem, twoja mogiła będzie zrównana z ziemią, w miejscu, w którym każdy może splunąć i podeptać twe kości. A teraz wybacz, ale nasze pogawędki prowadzą donikąd, a czas niestety mnie goni – odparła, po czym zaczęła mamrotać pod nosem jakieś formuły.
        Z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej duszno, czułam, jakby ktoś ściskał w piersi moje serce. Próbowałam uwolnić się z kajdan, miotałam się i szarpałam, nie czując nawet, że ranię swe nadgarstki. Nie mogłam oddychać. Jakby ktoś odciął dopływ tlenu. Niby wciągałam do płuc powietrze, lecz zupełnie tego nie czułam, jakby coś poraziło moje drogi oddechowe. Po chwili świat zaczął wirować, przestałam racjonalnie myśleć, przestałam walczyć z kajdanami i wszystkie siły skupiłam na walce o każdy oddech. Czułam, że bezwładnie zawisłam na przedramionach, wpatrując się w brukowaną podłogę, która z każdą chwilą wirowała coraz szybciej i stawała się pod stopami bezkresną, czarną otchłanią, w której wszystko przestaje mieć sens i znaczenie. W której dominowała cisza, a jedynym dźwiękiem, jaki teraz słyszałam, było bicie mojego serca. Pędziło tak szybko, że pewnie nie nadążyłabym liczyć jego uderzeń.
     Unosiłam się w powietrzu, czując przyjemną lekkość. Wokół było ciemno, lecz nie odczuwałam z tego powodu lęku. Wszystko, co czułam, cały strach, nienawiść i złość, przestało mieć znaczenie. Jedynie myśl o Williamie sprawiła, że mimowolnie uśmiechnęłam się i rozejrzałam wokół. Nie czułam bólu, nie czułam tak właściwie nic, poza trudnym do kreślenia uczuciem szczęścia, błogości i lekkiego zaskoczenia, chociaż dobrze wiedziałam, że moje serce skończyło już swój bieg. Jak to? To już? Tak po prostu koniec? Wszystko się skończyło? Raz jeszcze rozejrzałam się dookoła. Dlaczego było tak ciemno?
            Nagle miejsce zadowolenia, błogości i lekkości, zajęło uczucie strachu. Poczułam, jak jakaś tajemna siła ściąga mnie w dół, jak zaczynam spadać, z coraz większą prędkością w otchłań, którą miałam pod stopami.
      Kompletnie nie rozumiałam, co się dzieje. Spadając, zaczęłam widzieć smużki jasnego światła, które od czasu do czasu, rytmicznie przebłyskiwały mi przed oczami. Zaczęłam czuć silny ból w piersi, który był tak doskwierający, że na mojej twarzy pojawił się grymas. Miałam wrażenie, jakby ktoś złamał mi mostek, ba nawet mogłam przysiąc, że słyszałam chrupot kości. Kompletnie zdezorientowana, uświadomiłam sobie, że znów zawisłam w przestrzeni. Że straciłam poczucie czasu. Całą swoją uwagę skupiłam na migających stróżkach światła, które chwilami mnie oślepiały i na bólu w piersi, który stawał się nie do zniesienia. Nagle jakieś odgłosy, jakby gdzieś z zaświatów, piekący łyk powietrza, jakby ktoś wcisnął mi w usta ogień i nicość, tak jak gdyby nagle ktoś wyłączył prąd i telewizor w trakcie filmu w najmniej odpowiednim momencie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 06, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KLĄTWA WILKA tom II W BLASKU BŁĘKITNEJ PEŁNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz