Rozdział 2

9.3K 385 28
                                    

Budzę się wtulona w puchata kulkę... która ziewa.

- Wyspałeś się kochany?- pytam pieska i wstaje.

Wyciągam ubrania z szafy i idę do łazienki. Biorę prysznic i nakładam czarne spodenki, czarna bluzkę z białym napisem i czerwono czarna koszule w kratę, którą wiąże na biodrach. Wymieniam wodę dla szczeniaka i daję mu karmę. Schodzę na dół, gdzie przy stole siedzi już Miranda i Tom.

- Cześć kochanie- mówi mężczyzna.

- Hej.

Siadam do stołu i biorę tosta. Ze zdziwieniem odkrywam, że na stole stoi gorąca kawa.

- To dla ciebie- mówi kobieta i posyła w moją stronę mały uśmiech. Od razu robi mi się głupio po tym, jak wczoraj chamsko ją zignorowałam, gdy ta chciała się przywitać.

-Dziękuję- odpowiadam i biorę łyka kawy.

Po chwili do kuchni wchodzi Calum. Wita się z nami, a ja nic mu nie odpowiadam. Gdy kończę jeść śniadanie na górze słyszę szuranie. To pewnie Szasta, więc nie zwracam na to najmniejszej uwagi.

- Co to?- pyta Tom i patrzy zdziwiony na Mirandę.

Wlepiam w niego wzrok i przybijam sobie mentalną piątkę w twarz. Oni nie wiedzą o Szaście.

-Yyy... To pies?- bardziej pytam niż stwierdzam.

- Przecież my nie mamy psa- mówi rozbawiona kobieta.

- Od wczoraj mamy- odpowiada ze śmiechem Calum.

-Co?!- pytają jednocześnie.

-Znalazłam go wczoraj samego na plaży- odpowiadam- I go przygarnęłam- mówię i jak na zawołanie ze schodów turla się szczeniak.

Małżeństwo patrzy to na mnie to na psa.

-Może zostać?- pytam i wysilam się na uśmiech.

Patrzą się na mnie i kiwają głowami potwierdzająco.

- Dziękuję- mówię i idę wstawić naczynia do zmywarki. Obracam się, a Miranda piszczy wystraszona.

- Violet krew!-krzyczy kobieta i wskazuje na nos. Dotykam go, a pod palcami czuję ciepłą ciecz. Biegnę do łazienki. W lustrze widzę, jak strużka krwi spływa mi z nosa. Biorę chusteczki i wycieram zakrwawione miejsce. Po chwili do łazienki wchodzi Tom, ze zmartwionym wzrokiem. Tak, jeszcze litości mi tu brakowało.

- Nic mi nie jest- stwierdzam i wyrzucam przesiąkniętą od krwi chusteczkę.

-Wiem. Lekarz mówił, że tak może być.

Mijam go w drzwiach i wracam do swojego pokoju. Czuję się strasznie zmęczona, więc kładę się do łóżka i zasypiam.

***

Budzi mnie pukanie do drzwi.

-Proszę.

Do pokoju wchodzi Calum.

-Pomyślałam sobie, że może chcesz zejść do salonu i pooglądać z nami filmy.

- Nie dzięki- mówię i przykrywam się szczelniej kołdrą.

Chłopak prycha.

- Rozumiem, że jest ci ciężko- zaczyna- Ale to nie powód, by wyżywać się na mnie.

Patrzę na niego.

-Przepraszam- mówię- Po prostu źle się czuję.

- Nic się nie stało- mówi, a na jego twarzy znowu pojawia się szeroki uśmiech. Chyba nie widziałam bardziej radosnego człowieka od niego.

Wieczorem postanawiam wziąć Szastę na spacer. Przypinam mu smycz do obroży i wychodzę. Idę na plażę, a po chwili jestem na Klifie. Odpalam papierosa i relaksuję się.
O tak. To będzie moje ulubione miejsce.

Po godzinie wracam do domu. Myję się i przebieram w piżamę. Czytam książkę i kładę się spać z moim szczeniakiem. Dzisiaj muszę się wyspać, bo jutro mam pierwszy dzień w liceum. Czeka mnie męczący dzień.

***

Budzę się i ledwo otwieram oczy.

- Śpij sobie póki jeszcze możesz- mówię do Szasty i wychodzę spod kołdry.

Biorę czarne spodenki i szarą bluzkę z długimi rękawami. Wchodzę do łazienki i biorę orzeźwiający prysznic, by się wybudzić. Włosy rozczesuje i robię lekki makijaż. Wychodzę i biorę Szastę na spacer. Idę do końca uliczki i wracam.

Siadam do stołu przy którym wszyscy już się znajdują. Pijąc kawę od razu widzę współczujące spojrzenie Mirandy. Przewracam oczami. Nienawidzę litości.

- Podwieźć cię?- pyta Cal.

-Nie, dzięki- odpowiadam- Przejdę się.

Wzrusza ramionami i wraca do swojego pokoju. Biorę plecak i wkładam buty. Wychodzę i idę w stronę liceum, które jest oddalone od domu jakiś kilometr.

Po 20 minutach wchodzę do budynku i ruszam w stronę sekretariatu. Odbieram kod do szafki i plan lekcji od sekretariatki, po czym wychodzę z pomieszczenia.

Pakuję książki do szafki, oprócz matematyki rozszerzonej. Kieruje się do sali 208. W sali jestem punktualnie z dzwonkiem. Wchodzę i zajmuję miejsce w ostatniej ławce. Na moje nieszczęście ławki są podwójne.

Nie jestem nieśmiała, czy coś w tym stylu, ale nie lubię, gdy ktoś mnie rozprasza podczas lekcji.

Podchodzi do mnie blondynka.

- Mogę tu usiąść?- pyta.

Wskazuje jej ręką, a ona siada obok mnie.

- Jestem Dove- mówi i uśmiecha się perliście.

-Violet- odpowiadam. Do sali wchodzi nauczyciel i zaczynamy lekcje.

Okazało się, że prawie wszystkie lekcje mam z blondynką, która jest bardzo pozytywna i pełna energii. Boje się, że na dłuższą metę nie dam rady spędzać z nią tyle czasu, bo nie ukrywam, że mi do tak pozytywnego myślenia dużo brakuje.

Na długiej przerwie idę do stołówki. Wchodząc widzę Caluma i jego kolegów, którzy jedzą lunch. Wydaje mi się, że w szkole są tymi popularnymi, bo zajmują najlepszy stolik, a obok nich znajduje się dużo nastolatków, którzy jak mi sie wydaje zabiegają o choć odrobinę ich uwagi.

Biorę sobie budyń w kubeczku i plastikową łyżeczkę. Wychodzę na podwórko, bo jest słonecznie. Siadam pod drzewem i dokańczam lunch.

Reszta dnia w szkole przebiega szybko i bez żadnych niespodzianek. Jedyne co mnie denerwowało podczas zajęć to traktowanie mnie odrobinę delikatniej niż resztę klasy i patrzenie się nauczycieli na mnie tak, jakbym za chwilę miała wykitować na ich oczach.

Oczywiście nauczyciele wiedzą o mojej chorobie i niestety będę skazana na takie spojrzenia pewnie przez jeszcze długi okres czasu, ale o ile uczniowie o tym nic nie wiedzą, to jestem w stanie to zaakceptować.

Po lekcjach kieruje się do domu. Idę ulicą, gdy słyszę trąbienie samochodu. Odwracam się i widzę Caluma.

-Chodź, Violet! Podwiozę cię.

-Poradzę so...

-To nie jest pytanie- mówi i otwiera drzwi ze strony pasażera.

Biorę głęboki oddech i wchodzę do samochodu.

-Jak tam pierwszy dzień w szkole?- pyta, gdy ruszamy.

-W porządku- odpowiadam wymijająco.

-Wow. Jak zwykle rozgadana- posyła mi szeroki uśmiech.

Wysiadam z pojazdu nie czekając na chłopaka i wchodzę do domu. Wita mnie Szasta. Karmię go, a następnie odrabiam pracę domową. Gdy kończę czuję się strasznie zmęczona.

Ostatnio często mi się to zdarza i chociaż zrzucam winę na to, że się nie wysypiam, to jednak w sercu wiem, że to tylko mój organizm próbuje walczyć z nieproszonym gościem.

Fortunately For DiseaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz