Budzę się wtulona w puchata kulkę... która ziewa.
- Wyspałeś się kochany?- pytam pieska i wstaje.
Wyciągam ubrania z szafy i idę do łazienki. Biorę prysznic i nakładam czarne spodenki, czarna bluzkę z białym napisem i czerwono czarna koszule w kratę, którą wiąże na biodrach. Wymieniam wodę dla szczeniaka i daję mu karmę. Schodzę na dół, gdzie przy stole siedzi już Miranda i Tom.
- Cześć kochanie- mówi mężczyzna.
- Hej.
Siadam do stołu i biorę tosta. Ze zdziwieniem odkrywam, że na stole stoi gorąca kawa.
- To dla ciebie- mówi kobieta i posyła w moją stronę mały uśmiech. Od razu robi mi się głupio po tym, jak wczoraj chamsko ją zignorowałam, gdy ta chciała się przywitać.
-Dziękuję- odpowiadam i biorę łyka kawy.
Po chwili do kuchni wchodzi Calum. Wita się z nami, a ja nic mu nie odpowiadam. Gdy kończę jeść śniadanie na górze słyszę szuranie. To pewnie Szasta, więc nie zwracam na to najmniejszej uwagi.
- Co to?- pyta Tom i patrzy zdziwiony na Mirandę.
Wlepiam w niego wzrok i przybijam sobie mentalną piątkę w twarz. Oni nie wiedzą o Szaście.
-Yyy... To pies?- bardziej pytam niż stwierdzam.
- Przecież my nie mamy psa- mówi rozbawiona kobieta.
- Od wczoraj mamy- odpowiada ze śmiechem Calum.
-Co?!- pytają jednocześnie.
-Znalazłam go wczoraj samego na plaży- odpowiadam- I go przygarnęłam- mówię i jak na zawołanie ze schodów turla się szczeniak.
Małżeństwo patrzy to na mnie to na psa.
-Może zostać?- pytam i wysilam się na uśmiech.
Patrzą się na mnie i kiwają głowami potwierdzająco.
- Dziękuję- mówię i idę wstawić naczynia do zmywarki. Obracam się, a Miranda piszczy wystraszona.
- Violet krew!-krzyczy kobieta i wskazuje na nos. Dotykam go, a pod palcami czuję ciepłą ciecz. Biegnę do łazienki. W lustrze widzę, jak strużka krwi spływa mi z nosa. Biorę chusteczki i wycieram zakrwawione miejsce. Po chwili do łazienki wchodzi Tom, ze zmartwionym wzrokiem. Tak, jeszcze litości mi tu brakowało.
- Nic mi nie jest- stwierdzam i wyrzucam przesiąkniętą od krwi chusteczkę.
-Wiem. Lekarz mówił, że tak może być.
Mijam go w drzwiach i wracam do swojego pokoju. Czuję się strasznie zmęczona, więc kładę się do łóżka i zasypiam.
***
Budzi mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.
Do pokoju wchodzi Calum.
-Pomyślałam sobie, że może chcesz zejść do salonu i pooglądać z nami filmy.
- Nie dzięki- mówię i przykrywam się szczelniej kołdrą.
Chłopak prycha.
- Rozumiem, że jest ci ciężko- zaczyna- Ale to nie powód, by wyżywać się na mnie.
Patrzę na niego.
-Przepraszam- mówię- Po prostu źle się czuję.
- Nic się nie stało- mówi, a na jego twarzy znowu pojawia się szeroki uśmiech. Chyba nie widziałam bardziej radosnego człowieka od niego.
Wieczorem postanawiam wziąć Szastę na spacer. Przypinam mu smycz do obroży i wychodzę. Idę na plażę, a po chwili jestem na Klifie. Odpalam papierosa i relaksuję się.
O tak. To będzie moje ulubione miejsce.Po godzinie wracam do domu. Myję się i przebieram w piżamę. Czytam książkę i kładę się spać z moim szczeniakiem. Dzisiaj muszę się wyspać, bo jutro mam pierwszy dzień w liceum. Czeka mnie męczący dzień.
***
Budzę się i ledwo otwieram oczy.
- Śpij sobie póki jeszcze możesz- mówię do Szasty i wychodzę spod kołdry.
Biorę czarne spodenki i szarą bluzkę z długimi rękawami. Wchodzę do łazienki i biorę orzeźwiający prysznic, by się wybudzić. Włosy rozczesuje i robię lekki makijaż. Wychodzę i biorę Szastę na spacer. Idę do końca uliczki i wracam.
Siadam do stołu przy którym wszyscy już się znajdują. Pijąc kawę od razu widzę współczujące spojrzenie Mirandy. Przewracam oczami. Nienawidzę litości.
- Podwieźć cię?- pyta Cal.
-Nie, dzięki- odpowiadam- Przejdę się.
Wzrusza ramionami i wraca do swojego pokoju. Biorę plecak i wkładam buty. Wychodzę i idę w stronę liceum, które jest oddalone od domu jakiś kilometr.
Po 20 minutach wchodzę do budynku i ruszam w stronę sekretariatu. Odbieram kod do szafki i plan lekcji od sekretariatki, po czym wychodzę z pomieszczenia.
Pakuję książki do szafki, oprócz matematyki rozszerzonej. Kieruje się do sali 208. W sali jestem punktualnie z dzwonkiem. Wchodzę i zajmuję miejsce w ostatniej ławce. Na moje nieszczęście ławki są podwójne.
Nie jestem nieśmiała, czy coś w tym stylu, ale nie lubię, gdy ktoś mnie rozprasza podczas lekcji.
Podchodzi do mnie blondynka.
- Mogę tu usiąść?- pyta.
Wskazuje jej ręką, a ona siada obok mnie.
- Jestem Dove- mówi i uśmiecha się perliście.
-Violet- odpowiadam. Do sali wchodzi nauczyciel i zaczynamy lekcje.
Okazało się, że prawie wszystkie lekcje mam z blondynką, która jest bardzo pozytywna i pełna energii. Boje się, że na dłuższą metę nie dam rady spędzać z nią tyle czasu, bo nie ukrywam, że mi do tak pozytywnego myślenia dużo brakuje.
Na długiej przerwie idę do stołówki. Wchodząc widzę Caluma i jego kolegów, którzy jedzą lunch. Wydaje mi się, że w szkole są tymi popularnymi, bo zajmują najlepszy stolik, a obok nich znajduje się dużo nastolatków, którzy jak mi sie wydaje zabiegają o choć odrobinę ich uwagi.
Biorę sobie budyń w kubeczku i plastikową łyżeczkę. Wychodzę na podwórko, bo jest słonecznie. Siadam pod drzewem i dokańczam lunch.
Reszta dnia w szkole przebiega szybko i bez żadnych niespodzianek. Jedyne co mnie denerwowało podczas zajęć to traktowanie mnie odrobinę delikatniej niż resztę klasy i patrzenie się nauczycieli na mnie tak, jakbym za chwilę miała wykitować na ich oczach.
Oczywiście nauczyciele wiedzą o mojej chorobie i niestety będę skazana na takie spojrzenia pewnie przez jeszcze długi okres czasu, ale o ile uczniowie o tym nic nie wiedzą, to jestem w stanie to zaakceptować.
Po lekcjach kieruje się do domu. Idę ulicą, gdy słyszę trąbienie samochodu. Odwracam się i widzę Caluma.
-Chodź, Violet! Podwiozę cię.
-Poradzę so...
-To nie jest pytanie- mówi i otwiera drzwi ze strony pasażera.
Biorę głęboki oddech i wchodzę do samochodu.
-Jak tam pierwszy dzień w szkole?- pyta, gdy ruszamy.
-W porządku- odpowiadam wymijająco.
-Wow. Jak zwykle rozgadana- posyła mi szeroki uśmiech.
Wysiadam z pojazdu nie czekając na chłopaka i wchodzę do domu. Wita mnie Szasta. Karmię go, a następnie odrabiam pracę domową. Gdy kończę czuję się strasznie zmęczona.
Ostatnio często mi się to zdarza i chociaż zrzucam winę na to, że się nie wysypiam, to jednak w sercu wiem, że to tylko mój organizm próbuje walczyć z nieproszonym gościem.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...