Od wczorajszego wieczoru z mojej twarzy nie schodzi uśmiech. Nawet to, że nie mam jeszcze dawcy nie zniechęca mnie.
Wydawało mi się, że od zawsze czegoś w życiu mi brakowało i wczoraj zdałam sobie sprawę co. Nigdy w życiu nie byłam zakochana. Niby spotykałam się z różnymi chłopakami, ale nigdy przy nich nie miałam motylków w brzuchu, tak jak z Lukiem.
- Co ty taka wesoła?- pyta Cal, gdy tanecznym krokiem wchodzę do kuchni, by zjeść śniadanie.
Nie odpowiadam nic mulatowi, ale mój uśmiech się poszerza. Chłopak patrzy na mnie z niezrozumieniem, by po chwili wytrzeszczyć oczy.
- Co? Nie! Jak? Kurwa.
Śmieje się z niego, bo z każdym wypowiedzianym slowem macha rękami w różnym kierunku.
- O co ci chodzi?- pytam, nie przestając się uśmiechać i otwieram lodówkę.
- Ty i Luke? Luke? Ten pingwinek?!
Na odpowiedź wzruszam tylko ramionami.
- Niech tylko go znajdę, to dam mu porządną lekcję, jak ma cię traktować- mówi i chwilę myśli- Tak. Tak by zrobił odpowiedzialny, starszy brat.
***
Calum
Właśnie ślęcze przed galerią, gdzie mam spotkać się z Lukiem. Muszę z nim poważnie porozmawiać.
Chodzę w tę i z powrotem. Nigdy nie byłem cierpliwy. Zauważam blondyna zbliżającego się z uśmiechem na ryju.
- Siema- witam go.
- Cześć. Chciałeś pogadać.
- Tak... Słyszałem, że chodzisz z Violet.
Mówię, jakby mnie to w ogóle nie obchodziło. Chłopak wyszczerza się jeszcze bardziej. Powstrzymuję się od przewrócenia oczami.
- A chodzę.
- No to... Fajnie.
Luke patrzy na mnie.
- Wiem, że nie po to przyszedłeś, więc o co chodzi?
Ugh. Za dobrze mnie zna.
- Wiesz, że Violet jest chora prawda?- pytam.
Chłopak prycha.
- No jasne, że wiem.
- I myślisz, że to dobry pomysł na związek? Nie chcę cię martwić stary, ale z nią będzie coraz gorzej.
Chłopak spogląda na mnie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale kurwa. Do niej czuję coś innego, niż do każdej innej dziewczyny. Nie obchodzi mnie to, ile czasu jej jeszcze pozostało. Chcę z nią być do końca.
- Ci chyba na prawdę na niej zależy- twierdzę.
- Cholernie- przyznaje.
- Więc jako jej starszy brat powiem ci, że jak tylko ją skrzywdzisz, to ja skrzywdzę ciebie.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
***
Zbliżam się do domu. Po rozmowie z Lukiem poszliśmy do KFC, coś zjeść.
Skręcam w ulicę i od razu zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak.
Gdy zdaję sobie sprawę co, zaczynam biec w stronę domu. Gdy jestem blisko orientuję się, że z przed domu właśnie wyjeżdża karetka. Mając najgorsze przeczucia wchodzę do domu, gdzie stoją rodzice.
- Co jest?- pytam.
- Violet zaczęła krwawić i zemdlała- poinformowała mnie zapłakana mama.
***
Po 20 minutach dotarliśmy do szpitala. Tom dowiedział się, gdzie przewieźli dziewczynę i już chwilę później staliśmy pod jej salą.
- Czy wszystko z nią w porządku?- pyta Tom lekarke, która wyszła z jej sali.
Kobieta posłała nam współczujące spojrzenie.
- Niestety nie jest z nią dobrze. Musi jak najszybciej przejść operację.
- Ile zostało jej czasu?- pytam.
- Tydzień.
***
- Wszystko z nią w porządku?- pyta dyszący od biegu Luke.
- Niestety- mówię i czuję łzy w oczach- Został nam tydzień na znalezienie dawcy. Za tydzień Violet umrze- dodaje, a pierwsze łzy wydostają się na powierzchnię.
Blondyn robi się blady i siada na krześle.
- Mogę do niej pójść?- pyta z nadzieją w głosie.
- Nie można do niej wchodzić. Lekarz powiedział, że musi odpoczywać.
Chłopak chowa twarz w dłonie.
- Mamy tydzień tak?- pyta po chwili milczenia.
- Tak- potwierdzam.
Luke gwałtownie wstaję.
- Gdzie idziesz?!- krzyczę za nim, ale chłopak biegnie dalej.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...