Po tym, jak Luke zadzwonił do Caluma, chłopak odprowadził mnie do domu. Po drodze trochę się uspokoiłam, bo blondyn cały czas trzymał mnie za rękę.
Od razu jak weszłam do pokoju padlam ze zmęczenia na łóżko i szybko zasnęłam.
***
- Violet. Violet!
Tre oczy i patrzę na osobę, która śmie mnie budzić.
- Co?- pytam ojca i przykrywam twarz poduszką.
- Za godzinę musimy być w szpitalu.- przypomina i wychodzi z mojego pokoju.
Jęcze i podnoszę się z łóżka, które w prost woła, by do niego wrócić. Biorę ciuchy z szafy i idę pod prysznic.
Dokładnie myję całe ciało z dymu po wczorajszym ognisku. Wychodzę spod prysznica i suszę całe ciało ręcznikiem. Nakładam przygotowane ciuchy, a na głowę chustę.
Wychodzę z pokoju i kieruje się do kuchni. Ze zdziwieniem odkrywam, że Calum i Miranda też są ubrani.
- Jedziecie gdzieś?- pytam.
- Jedziemy do szpitala wszyscy razem- odpowiada Calum.
- Oh. Okej.
Po zjedzonym śniadaniu wszyscy pakujemy się do samochodu i kierujemy się w stronę szpitala.
Wychodzimy z samochodu i idziemy na odział onkologii. Siadamy przed salą i czekamy, aż mój lekarz mnie zaprosi. Po 10 minutach drzwi się otwierają, a kobieta zaprasza mnie gestem ręki. Wchodzę z całą moją rodziną. Bo tak mogę ich nazwać- Rodzina.
- Usiądźcie.
Gdy zajmujemy miejsca kobieta wyciąga stos kartek. Chwilę je ogląda, a po chwili patrzy na mnie.
- Jak się czujesz?- pyta.
- Tak jak wyglądam- odpowiadam.
Lekarz kiwa pomału głową.
Oh. Proszę skończmy ten cyrk i niech powie ile czasu mi zostało.
- Niestety Violet, ale chemioterapia nie daje takich efektów jakich się spodziewaliśmy.
W sali zapada nieprzyjemna cisza, którą postanawia przerwać Miranda.
- To znaczy, że nic się nie da zrobić?
- Tego nie powiedziałam. Jest jedno wyjście. Po tym prawdopodobieństwo, że białaczka zniknie jest niemal stu procentowe.
- Co to jest?- pytam.
- Przeszczep szpiku- odpowiada, a gdy nikt z nas się nie odzywa kobieta kontynuuje- To nie jest tak straszne jak brzmi. Co prawda jest to skomplikowana operacja, ale prawie zawsze się udaje. Największą trudnością jest jednak znalezienie dawcy. Najczęściej jest to osoba spowinowacona z chorym.
- Czyli musimy tylko znaleźć dawcę?- pyta Cal.
- Tak. My zajmiemy się wszystkim innym.
- Ile czasu?- pytam.
Wszyscy posyłają w moją stronę zdezorientowane spojrzenie.
- Ile czasu mam na znalezienie dawcy?- prostuje.
Kobieta zagląda w papiery.
- Białaczka rozprzestrzenia się w niezwykłym tempie.- odpowiada- Szacuje jakieś 4-5 miesięcy.
***
Po pobraniu szpiku do badania wszyscy wracamy do domu. Calum podczas drogi chcąc poprawić mi humor opowiada żarty, które w obecnej sytuacji w ogóle mnie nie śmieszą.
Wchodzę do domu i kieruje się do swojego pokoju. Siadam na łóżku i bezużytecznie patrzę się w ścianę.
5 miesięcy. Tyle jeszcze będę żyła.W przypływie złości wchodzę do łazienki i biorę z koszyka nożyczki. Patrzę na moje odbicie w lustrze.
Na moje oczy, które są bez wyrazu.
Na moje kości policzkowe, które wyglądają, jakby zaraz miały przeciąć skórę.
Na moje wielkie, fioletowe wory pod oczami.
Na moje popękane usta.
I wreszcie na resztę moich włosów, które już dawno straciły swój żywy kolor.Biorę swoje cienkie kosmyki w dłoń i tne je przy samej skórze. Z resztą robię to samo. Gdy wszystkie włosy lądują na podłodze wrzucam nożyczki do zlewu, a sama upadam na podłogę i zanosze się szlochem.
Ja tak dłużej nie dam rady. Nie chcę widzieć, jak moi bliscy z dnia na dzień robią się coraz bardziej smutni, przez świadomość, że zostało mi coraz mniej czasu.
Nie wiem ile tak leżę. Parę minut, czy parę godzin. Mimo tego, że oczy nadal mam mokre, już nic z nich nie wypływa.
Pomału się podnoszę i wchodzę na łóżko. Łapię się za głowę, na której włosy są już ledwie wyczuwalne i kołysze się w przód i tył, jakby to pomogło mi się uspokoić.
Kładę się i przykrywam się cała kocem. Próbuje zasnąć, ale nie daje rady. Po paru minutach słyszę otwieranie drzwi.
- Violet?- słyszę głos Caluma.- Violet wiem, że nie śpisz.
Gdy się nie odzywam dodaje:
- Jak będziesz gotowa to zejdź na dół. Reszta tam na ciebie czeka.
Po zamknięciu drzwi wystawiam głowę spod koca. Wzdycham głośno, ale się nie ruszam.
Po jakichś 10 minutach stwierdzam, że jestem gotowa na spotkanie z nimi.
Wolnym krokiem schodzę na dół. Gdy wchodzę do salonu wszystkie rozmowy cichną. Patrzą na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, ale dlaczego? A no tak. Moje włosy.
- Hej- witam się słabo i siadam na wolnym fotelu.
- Jak się czujesz?- pyta Mikey.
- Dobrze- odpowiadam, ale chyba mi nie wierzą. Ha. Ja sama w to nie wierzę.
- Chcieliśmy ci powiedzieć, że za godzinę wszyscy idziemy pobrać szpik do badań.- oznajmia Luke.
- Dziękuję- mówię i posyłam mu skromny uśmiech.
- A tak poza tym- zaczyna Bry- Fajna fryzura- mówi, na co wszyscy chichoczemy.
- Też mi się podoba- odpowiadam.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...