Minęły trzy tygodnie, odkąd moi przyjaciele znają prawdę.
Od czterech tygodni chodzę na chemioterapie. Jak się czuje?
Jak gówno.Jestem jeszcze bardziej chudsza niż zwykle. Włosy wypadają mi garściami i czuję, jak z każdą chwilą ubywa ze mnie życie.
Rak daje mi pożądną lekcję.
***
- Jutro jedziemy do twojego lekarza.- mówi tata.
- Wiem.- odpowiadam- Dowiemy się, czy chemioterapia mi pomaga.
Mężczyzna patrzy na mnie szklistym wzrokiem.
- Violet. Chcę ci tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumny. Cieszę się, że masz w sobie tyle odwagi, by walczyć z chorobą i nie załamać się.
Posyłam w jego stronę skromny uśmiech. Jego słowa wiele dla mnie znaczą. Cieszę się, że go mam.
- O 19 wychodzę za znajomymi- mówię, gdy sobie przypominam, że dziewczyny zaprosiły mnie na mały wypad z chłopakami.
- To na pewno dobry pomysł? Nie chcę, by coś ci się stało.
- Dam radę.- mówię i patrzę mu w oczy, by brzmieć bardziej przekonująco.- A poza tym Calum będzie ze mną.
Mężczyzna tylko wzdycha i wychodzi z salonu. Dzisiaj jest piątek. Od tygodnia mam zwolnienie i nie chodzę do szkoły. Tak zadecydowała pani doktor, gdy zemdlalam na matematyce. Wylądowałam jeden dzień na obserwacji, a potem wróciłam do domu.
O 18:30 zaczynam się szykować. Nakładam dresy (nie chcę, by ktoś widział moich chudych nóg), koszulę i ciepłą bluzę.
Wraz z utratą wagi jest mi coraz bardziej zimniej, nawet w ciepłym pomieszczeniu. Makijaż sobie daruję. Moich zapadniętych polików i wielkich worów pod oczami i tak nic nie zakryje. Włosy czesze i jak zwykle na szczotce zostaje masa włosów. Wiąże je w kucyk, który grubością przypomina sznurówkę od butów. Nakładam swoje znoszone trampki i wychodzę z pokoju dokładnie w tym samym momencie co Calum.
- To co gotowa?- pyta.
- Tak... Ale gdzie idziemy?- pytam. Dove i Bry powiedziały, że to tajemnica, a od innych nie mogłam nic wyciągnąć.
- Zobaczysz- mówi i uśmiecha się tajemniczo.
***
Wychodzimy z domu i kierujemy się do centrum miasta. Cal powiedział, że reszta będzie czekała na miejscu.
Po 10 minutach drogi ze zdziwieniem odkrywam, że chłopak prowadzi mnie w stronę plaży. Posyłam mu zdezorientowane spojrzenie, no co tylko się uśmiecha ukazując dołeczki.
Po paru krokach zauważam naszych przyjaciół przy ognisku. Zdziwienie występuje na mojej twarzy, gdy dostrzegam Luka. Chłopak nie odezwał się do mnie odkąd wyszedł z domu, gdy powiedziałam mu o chorobie.
- Hej!- wołają, gdy nas zauważają.
Odpowiadamy im.
Schodzą z mojego pola widzenia, a ja zauważam ułożone ognisko. Uśmiecham się i siadam obok niego. Cal rozpala ognisko. Po chwili przy mnie siedzi Michael i Bry.
- Mamy małą niespodziankę dla naszych pięknych pań- mówi Ashton i odchodzi, a po chwili przychodzi z gitarami, które daje dla Luka, Caluma i Michaela.
Patrzymy na siebie z dziewczynami. Po ich minach wnioskuję, że też nie wiedziały, że oni umieją grać.
Siadają obok nas i zaczynają szarpać struny.
Pierwsze dźwięki wydobywają się z gitar, a ja siedzę z oczami, które prawdopodobnie za chwilę wylecą mi z orbit.
Po krótkim wstępie Calum zaczyna śpiewać.
O mój słodki Jezu.
Jego głos jest nie do opisania. W życiu bym nie pomyślała, że Calum tak umie śpiewać. Że on w ogóle umie śpiewać...
Po nim zaczął śpiewać Michael. Bardzo dobrze go słyszałam, bo siedział obok mnie. Jego głos jest lekko zachrypnięty, przez co śpiewa bardzo oryginalnie.
Następna zwrotka była Ashtona. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc, jak chłopak śpiewa tą piosenkę patrząc w oczy Dove.
Po nim śpiewa Luke. I cholera... Jego głos jest niesamowity. Gdy śpiewa wygląda pociągająco i w tym momencie pomyślałam, jakby było czuć jego usta na moich...
Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos oklasków. Świetnie... Tak się rozmażyłam o blondynie, że nawet nie zauważyłam, kiedy skończyli.
Zaczynam bić brawa z dziewczynami. Chłopaki teatralnie się ukłaniają. Odkładają gitary i siadają z powrotem na swoje miejsca.
- Byliście niesamowici- mówi Bry.
- A teraz nie jesteśmy?- pyta z zadziornym uśmieszkiem Cal.
Dziewczyna prycha, a my wybuchamy śmiechem.
***
Siedzimy i rozmawiamy jakieś dwie godziny, gdy robi mi się zimno i przybliżam się do ogniska. Chowam ręce w przydługie rękawy mojej bluzy i naciągam na uszy czapkę, którą wzięłam przed wyjściem, by w oczy nie rzucał się brak włosów na głowie.
Przy ognisku zapanowała cisza. Przyglądam się moim przyjaciołom, którzy patrzą się na mnie.
- Violet?- pyta Dove.
Pokazuje jej głową, by kontynuowała.
- Jak przebiega bia... białaczka?- pyta z litościwym błyskiem w oku.
- Nie wiem- odpowiadam szczerze- Jutro jestem umowiona z doktor i ona mi powie, czy moje ciało dobrze przyjęło chemioterapie.
Kiwa pomału głową.
- Dlaczego pytasz?- dodaję.
Blondynka widocznie się zmieszała.
- Tak bez powodu- odpowiada, ale widzę po niej że kłamie.
Wiem dlaczego zadała to pytanie.
Ja nie wyglądam na osobę, która zdrowieje. Jest ze mną z dnia na dzień coraz gorzej.Odwracam się z powrotem do ogniska i jeszcze bardziej się przybliżam.
- Idę się przejść- mówię i raptownie wstaję.
- Pójdę z tobą- zaczyna Cal, ale czybko mu przerywam.
- Sama.
Odchodzę od nich. Gdy mam pewność, że nikt mnie nie widzi i nie słyszy zanosze się płaczem. To było pewne, że nie wyzdrowieje.
Mogłam się do nikogo nie przywiązywać. Teraz trudno będzie mi się z nimi rozstać.
Głupia choroba.
Upadam na piasek i zakrywam twarz w dłoniach. Łzy nadal lecą i mam wrażenie, że nie chcą się skończyć.
Czuję, że ktoś mnie przytula. Podnoszę głowę, a mój wzrok spotyka się z niebieskimi tęczówkami.
Wtulam się w Luka jeszcze bardziej.
- Nie płacz kochanie. Zobaczysz wszystko się ułoży.
- Luke ty sam w to nie wierzysz.- mówię- Ja umieram- dodaje i zanosze się jeszcze większym szlochem.
Luke przytula mnie jeszcze ciaśniej.
- Nawet tak nie mów- mówi drżącym głosem- Wyzdrowiejesz i wszystko wróci do normy.
- Ale Luke. Potraktowałam cię okropnie, więc czemu nadal jesteś?
- Violet będę z tobą zawsze. Do samego końca.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...