Rozdział 10

7.4K 326 0
                                    

Dzisiaj poniedziałek. Zaraz jadę z tatą do szpitala. Denerwuje się, bo nie wiem jak to wszystko pójdzie.

Miranda powiedziała dla Caluma, że źle się poczułam, dlatego zostałam w domu. W sumie to prawda. Po tym co stało się z Lukiem nawet nie wyszłam ze swojego pokoju.

***

Wchodzę wraz z ojcem na odział onkologii. Na korytarzu są dzieci i nastolatkowie, ktorzy albo zaczynają walczyć z bialaczką, albo są w trakcie tej walki. Wiem to, bo niektórzy nie mają włosów na głowie. Jestem przerażona, bo wiem, że niedługo też będę tak wyglądać.

Siadamy przed salą i czekamy, aż doktor mnie zawoła. Po 10 minutach z sali wychodzi kobieta, która sądząc po smarszczkach i lekko siwych włosach jest przed 50- tką.

- Violet Megess?

- To ja- mówię i wstaję.

- Chcesz, żebym poszedł z tobą?- pyta tata.

- Poradzę sobie. Jestem już dużą dziewczynką- mówię i uśmiecham się, by ukryć fakt, że wewnątrz sikam ze strachu.

- Oczywiście, że jesteś.

Wchodzę do pokoju, który tak samo jak reszta szpitala jest cały biały.

- Usiądź- mówi kobieta i wskazuje mi skurzany fotel.

Siadam, a ona rozpakowuje wenflon i do mnie podchodzi.

- Poczujesz lekkie ukłucie- ostrzega.

Kiwam głową.

Po chwili na zewnątrz mojej dłoni znajduje się wenflon. Kobieta podchodzi i przyczepia do niego rurkę z przezroczystym płynem.

- To twój pierwszy zabieg, więc będzie dość krótki.

Mówi i posyła w moją stronę uśmiech, którym zapewne częstuje wszystkich swoich pacjentów.

Po 15 minutach płyn się kończy i kobieta wyciąga z mojej dłoni igłę.

- Po zabiegu może ci się kręcić w głowie i możesz wymiotować. Możesz mieć też złe samopoczucie, ale wkrótce się przyzwyczaisz- mówi kobieta, a ja jej dziekuje, po czym wychodzę.

- I jak było?- pyta tata od razu kiedy mnie widzi.

- Na razie w porządku- odpowiadam- Ale może to się zmienić, bo to mój pierwszy raz.

- Rozumiem.

Po paru minutach jesteśmy w domu. Wysiadam z samochodu i wchodzę do kuchni, gdzie zastaje chłopaków.

- Myślałem, że źle się czujesz- mówi Cal.

- Byłem z nią u lekarza- mówi tata i w sumie nie kłamie.

- To coś poważnego?- pyta zmartwiony Mikey.

- Nie- odpowiadam- To nic...

Nie dokańczam, bo nagle mam czarne mroczki przed oczami i tracę czucie w nogach. Spadłabym na podłogę, gdyby nie tata, który mnie złapał.

- Violet!?

- Odsuń się Luke. Nic jej nie jest. To tylko zasłabnięcie- mówi tata i niesie mnie do mojego pokoju. Kładzie mnie na łóżko.

- Niech ktoś pójdzie po wodę- prosi.

Chwilę potem czuję, jak ktoś mnie podnosi i przystawia szklankę do moich ust.

- To na pewno tylko przeziębienie?- pyta Luke i przygląda mi się z ciekawością. On się domyśla?

- Tak- broni mnie mężczyzna-Ona często mdleje, gdy jest chora.

Luke nic nie odpowiada, ale wpatruje się we mnie intensywnie.

- Mogę zostać sama? Chcę iść spać.

- Słyszeliście panowie- mówi tata i rusza w stronę drzwi, a za nim reszta oprócz Michaela.

- Co jest?- pytam.

- Przed chwilą zemdlałaś i pytasz się mnie, co jest?- pyta z uśmieszkiem- Jesteś popieprzona.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem. Po co zostałeś?

- Bo ty mi pomogłaś, kiedy ja byłem ,,chory", więc teraz ja pomogę tobie- mowi i wchodzi pod moją kołdrę.

- W czym ma mi to niby pomóc?- pytam i się śmieje.

- Sam nie wiem, ale się usmiechasz, więc to pomaga.

- Rzeczywiście.

- Jestem czarodziejem.

- Jesteś idiotą.

- Ale kochanym.

- Uh. Nie można się nie zgodzić- mówię, a on wygląda jak dziecko, które zostało pochwalone za to, że zrobiło coś dobrze.

Śmieje się z jego miny, a chwilę potem zapadam w sen.

Fortunately For DiseaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz