Z rana budzi mnie pulsujący ból głowy i suchość w gardle. Jęczę cicho i gwałtownie wstaję, co okazuje się nie być dobrym pomysłem, bo od razu robi mi się niedobrze.
Biegnę do łazienki i wymiotuje do toalety. Gdy kończę spuszczam wodę. Biorę szare dresy i czarną koszulkę, po czym idę do łazienki i biorę orzeźwiający prysznic. Myje dokładnie całe ciało, a następnie zęby.
Wychodzę z łazienki i wyciągam komórkę, żeby sprawdzić, która godzina. Robię wielkie oczy gdy okazuje się że zaraz 14:00.
Pamiętam wszystko, co stało się dzień wcześniej. Najgorsze było to, że prawie wygadałam się przed chłopakami o chorobie.
Rozglądam się po pokoju, ale nigdzie nie widzę Szasty. Wychodzę z mojego pokoju i wchodzę do salonu. Na kanapie widzę Caluma.
-Widziałeś Szaste?
Chłopak odwraca się w moją stronę.
- W ogrodzie. Głowa nie boli?- Pyta z kpiną.
- No właśnie boli- mówię i wchodzę do kuchni, a odprowadza mnie śmiech mulata.
Biorę dwie tabletki przeciwbólowe i popijam wielką ilością wody.
- Mogę cię o coś zapytać?- pyta Cal, gdy wchodzi do kuchni.
- Pytaj.
Chłopak się chwilę zastanawia i zagryza policzek od środka. Zauważyłam, że robi tak tylko wtedy, kiedy się denerwuje.
- Bo ty wczoraj powiedziałaś, że prędzej czy później nie zrobi ci różnicy, kiedy Luke powiedział ci, że ktoś może zrobić ci krzywdę.
Wypowiedział słowa na jednym wydechu.
- Ja... yyy...- zaczęłam się jąkać- Byłam wtedy pijana i gadałam głupoty- tłumaczę.
Chłopak patrzy na mnie i pomału kiwa głową, ale widzę w jego oczach, że nie do końca mi wierzy.
- Serio Calum. Nic mi nie jest i nie będzie- kłamie- Nie przejmuj się- dodaje, po czym szeroko się uśmiechem, by wyglądać łatwowiernie.
Mulat tym razem uśmiecha się szeroko, więc to kupił. Odwzajemniam uśmiech i idę do ogrodu, by wziąć Szaste.
- Gdzie Tom i Miranda?- pytam.
- Wyszli gdzieś z rana- odpowiada- Niedługo powinni wrócić.
Kiwam głową i odchodzę do swojego pokoju, gdzie resztę dnia oglądam seriale na laptopie.
***
Wstaję w poniedziałek z rana i idę do łazienki się ubrać. Wychodzę ze swojego pokoju z plecakiem na ramieniu.
- Cześć Violet- wita minie Miranda.
- Hej- odpowiadam i siadam przy stole.
Chcę chwycić moją kawę, ale orientuję się, że jej nie ma. Tom widząc mój odruch prostuje się.
- Przed chemioterapią nie powinnaś zażywać kofeiny- mówi, a mnie coś trafia.
- Dlaczego?
- Kofeina jest szkodliwa i może zaburzyć proces- odpowiada.
- I co z tego?!
-Violet szanuj swoje zdrowie! Po chemioterapii będziesz bardzo osłabiona, a kofeina pogorszy sprawę!- krzyczy mężczyzna.
Z całej siły zaciskam szczękę, żeby nie krzyknąć i wychodzę z domu zatrzaskując drzwi.
Zakładam słuchawki i idę szybkim krokiem do liceum. Wchodząc zauważam Dove i Bry. Witam się z nimi i idziemy na lekcje.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...