Budzę się z pulsującym bólem w głowie. W jednej chwili uświadamiam sobie, że nie jestem u siebie w pokoju. Białe ściany, białe meble.
Po chwili do sali wchodzi moja lekarka.
- Witaj Violet. Czy wiesz, co się wczoraj stało?
- Zemdlałam?- bardziej pytam niż stwierdzam.
- Tak. Zrobiłam kilka badań. Niestety, ale choroba rozprzestrzenia się o wiele szybciej niż przypuszczałam- przerywa, by wziąć oddech- Został ci jakiś tydzień- mówi i patrzy na mnie współczująco- Przed salą czekają twoi rodzice i przyjaciele. Mam ich zawołać?
Przytakuję. Kobieta wychodzi z sali, a zaraz po niej wchodzą rodzice.
- Skarbie! Jak się cieszę, że nic ci nie jest- mówi Miranda z zaczerwionymi od płaczu oczami.
- Już jest wszystko dobrze- mówię i lekko się uśmiecham.
- A jak się czujesz?- pyta tata.
- W porządku- odpowiadam, chociaż nie jest to prawdą. Patrzę na nich i stwierdzam, że musieli tu siedzieć całą noc. Mają wory pod oczami i poczochrane włosy- A wy jak się czujecie?
- Jesteśmy trochę zmęczeni. Zaraz pojedziemy do domu, po twoje rzeczy.
- To od razu możecie się przespać- gdy widzę, że mają zamiar się kłócić dodaję- Calum i reszta ze mną zostaną.
Rodzice chwilę się zastanawiają, po czym jednocześnie wypuszczają powietrze.
- No dobrze.
***
Gdy rodzice wychodzą niemal od razu w drzwiach pojawiają się moi przyjaciele, którzy podbiegają do mnie i chowają mnie w ramionach.
- Gdzie jest Luke?- pytam na wstępie, gdy nie dostrzegam blondyna.
Cal podrapał się po głowie.
- Nie wiemy.
- Jak to nie wiecie?- pytam.
- Wyszedł wczoraj ze szpitala.
- A dzwoniliście do niego?
- Ma wyłączony telefon- informuje mnie Mike.
Co mogło mu się stać? Może to wszystko go przerosło?
Gdy tak rozmyślałam do sali niespodziewanie wbiega blondyn z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Gdzie ty byłeś?- pyta go Bry.
- Musiałem coś zrobić- odpowiada i podchodzi do mojego łóżka, żeby mnie pocałować. Wszyscy są tym zdezorientowani, oprócz Caluma.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Czy wy...
- Tak. Jesteśmy razem- informuje ich chłopak- Mam ważną wiadomość.
Wszyscy wlepiamy w jego stronę zaciekawione spojrzenie.
- Znalazłem dawcę dla Violet!
Wszyscy patrzymy na niego z szokiem, by po chwili zacząć krzyczeć z radości. Luke podchodzi do mnie i przytula.
- Jak ty to zrobiłeś?- pytam.
- Mój brat jest lekarzem w innym mieście i ma wgląd do wszystkich papierów. Poszperał trochę i znalazł chłopaka, który może zostać twoim dawcą. Zadzwoniłem do niego i opowiedziałem mu o twojej sytuacji. Jutro możesz przejść operację. Rozumiesz? Będziesz żyć.
Nie wiem co powiedzieć. Czuję, jak łzy spływają mi po policzkach. On to wszystko zrobił dla mnie. Będę mu do końca życia za to wdzięczna.
***
Poznałam chłopaka, który ma oddać szpik. Ma na imię Harry i jest bardzo miły. Powiedział, że strasznie się cieszy mogąc mi pomóc.
- Boję się- mówię. Za 10 minut mam zostać zawieziona na salę operacyjną. Od Harrego został już pobrany szpik i teraz dochodzi do siebie w sali.
- Nic się nie bój. Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że jestem tu z tobą- mówi Luke.
Uśmiecha się do mnie, po czym delikatnie mnie całuje. Opieramy się o swoje czoła.
- Już czas- przerywa nam moja lekarka.
- Do zobaczenia- mówi blondyn.
Uśmiecham się do niego i znikam za drzwiami.
Do zobaczenia.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...