(Włącz muzykę do lepszego efektu)
Minęły trzy dni odkąd wróciłam ze szpitala. Jest sobota i siedzę w swoim pokoju. Od tego krótkiego czasu sporo się zmieniło. Tata i Miranda są teraz strasznie przewrażliwieni na moim punkcie. Nie chcę, żeby tak było. Chcę, żeby mnie traktowali, jak normalną, zdrową osobę.
Chłopaki też się zmienili. Codziennie pytają się, jak się czuje. Szczególnie Luke. Od tego czasu strasznie się zmienił. Prawie codziennie przychodzi do mnie i pyta o moje samopoczucie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mi się to podoba.
W poniedziałek mam pierwszy raz zażywać chemię. Coś się zmieniło. Teraz nie jest mi obojętne to, co ze mną będzie. Chcę mieć przy sobie Dove i Bry, Luka, Asha, Michaela i Caluma- mojego brata. Strasznie się tego obawiam, bo chcę jeszcze żyć. A białaczka szpikowa jest ciężką chorobą.
Wzdycham i nakładam na siebie bluzę Caluma, którą mi oddał, bo stwierdził, że wyglądam w niej ,,słodko". Biorę słuchawki i schodzę na dół.
- Gdzie idziesz?- pyta tata.
- Na spacer.
- Tylko bądź ostrożna i niedługo wróć- mówi z czułością.
- Okej- odpowiadam i posyłam w jego stronę uśmiech.
Nakładam czarne vansy i już mam wychodzić, gdy z kimś się zderzam.
- Przepraszam- mówię i zerkam na osobę, w którą weszłam. Tą osobą okazuje się Luke.
- Nie ma sprawy- odpowiada i lustruje mnie wzrokiem- Gdzieś wychodzisz?
- Idę się przejść.
- Mogę przejść się z tobą- mówi i przygryza wargę- Oczywiscie... Jeśli chcesz.
- Chętnie- odpowiadam i posyłam mu skromny uśmiech.
Idziemy w ciszy. Wchodzimy na plażę i kieruje się do ,,mojego" miejsca. Teraz to bardziej ,,nasze" miejsce.
- Fajnie tu- mówi i siada na klifie obok mnie.
- Wiem. Dlatego często tu przychodzę.
Siedzimy i rozkoszujemy się ciszą, gdy niespodziewanie Luke chwyta mnie za rękę. Patrzę na niego zdezorientowana.
- Violet, chciałbym ci coś powiedzieć- mówi i drapie się wolną dłonią po karku- Cholera. Pierwszy raz powiem coś takiego.
Biorę wdech. I patrzę w jego hipnotyzujące, błękitne oczy.
- Chce ci powiedzieć, że pamiętam o tym, co robiłem na imprezie.
- Co? Myślałam, że nic nie pamiętasz...
- Nie mógłbym tego zapomnieć. Nie kiedy to właśnie ciebie całowałem. Wcześniej nie chciałem się do tego przyznać. Wtedy mówiłem, że mnie nie obchodzisz myśląc o tobie od samego rana- bierze oddech i smutno się uśmiecha- Podobasz mi się.
Patrzę na niego, a do moich oczu napływają łzy, bo wiem co zaraz się wydarzy. Patrzę się w jego oczy, które są wypełnione obawą i nadzieją.
- Luke... Ja, ja, ja tego nie czuję- mówię- Nie czuję tego samego- kłamię- Przepraszam.
Chłopak patrzy na mnie, a po chwili zabiera swoją rękę i wstaje.
- Nie to ja przepraszam. Niepotrzebnie to mówiłem.
- Przykro mi.
- Mi też. Widzimy się potem- mówi i jakby nigdy nic odchodzi szybkim krokiem.
Musiałam tak zrobić. Byłabym dla niego tylko ciężarem. Kto chciałby się umawiać z dziewczyną, która w każdej chwili może umrzeć?
Jest mi cholernie źle. Mam ochotę skoczyć z tego klifu i zniknąć, ale po co? Pewnie choroba zrobi to za mnie.
Po godzinie wracam do domu.
- Kolacja jest już gotowa- mówi Cal, ale ja nie zwracając na niego uwagi wchodzę po schodach do pokoju.
Kładę się na łóżku i chowam twarz w poduszkę, a po chwili zaczynam płakać. Musiałam to zrobić. Nie byłby ze mną szczęśliwy. Nikt nie będzie.
Tej nocy nie śpię. Nie mogę choćby zmrużyć oczu. Okala mnie ciemność i tylko czasami słychać mój płacz.
Czemu wszystko jest takie skomplikowane. Miałam po prostu tu przyjechać, chwilę wytrwać i zniknąć nic po sobie nie zostawiając. Jak zwykle musiałam to spieprzyć. Kurwa musiałam.
Najgorsze jest to, że teraz oboje mamy złamane serca. Nie jedno z nas. Nie chcę, by Luke cierpiał. On na to nie zasługuję. Nikt na to nie zasługuję.
CZYTASZ
Fortunately For Disease
FanfictionW wypadku samochodowym ginie matka Violet. Dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się z Nowego Yorku do Sydney, gdzie zamieszka z ojcem, który w dzieciństwie ją porzucił i zaczął nowe życie. Gdy się przeprowadza poznaje przyjaciół swojego przybraneg...