Rozdział 5

8.2K 363 16
                                    

Budzę się i karmię Szaste, gdy do mojego pokoju wchodzi Miranda.

-Kochanie, ja i Tom jedziemy do moich rodziców. Wrócimy jutro. Mam nadzieję, że sobie poradzicie.

-Jasne, nie jesteśmy dziećmi- mówię i posyłam w jej stronę lekki uśmiech.

Kobiety wytrzeszcza oczy.

-Masz krew na nosie...

Idę do łazienki i patrzę w lustro. Wczoraj byłam tak zmęczona, że nawet nie starłam jej do końca. Myję twarz i wychodzę.

-Znowu?- pyta ze współczuciem w głosie.

-To nic takiego.

Kobieta posyła mi ostatnie zatroskane spojrzenie i wychodzi.

Wyglądam przez okno i ze zdziwieniem stwierdzam, że dzisiaj pada. Nakładam czarne legginsy i czarną bluzę Caluma, którą wczoraj mu zabrałam. Włosy wiąże w wysoki kucyk.

Schodzę po schodach, by zrobić sobie śniadanie. Za mną człapie Szasta. Robię sobie płatki i kawę. Gdy kończę jeść wstawiam naczynia do zmywarki. Słyszę kroki na schodach. Po chwili do salonu wschodzi Cal i Michael.

-Wyspały się księżniczki?- pytam.

Oboje na mnie spojrzeli.

- Dzięki, że nas przyprowadziłaś- mówi Calum.

- Ja bym sam doszedł- dodaje Mikey.

Patrzę na niego z uniesionymi brwiami.

- Jesteś pewny?

Chłopak patrzy na mnie z niezrozumieniem, a po chwili z przerażeniem. Chyba dopiero teraz się domyślił, co mogłam wiedzieć.

Wzruszam ramionami i odchodzę do swojego pokoju. Słucham muzyki na słuchawkach, gdy czuję, jak ugina się łóżko. Otwieram oczy i widzę Michaela. Patrzę na niego pytającym wzrokiem.

-Chciałem cię przeprosić za wczoraj- powiedział.

-Nie musisz mnie przepraszać- odpowiadam- Ale jedno pytanie. Po co to robisz?

Chłopak patrzy na mnie.

- Zacząłem rok temu. Moi rodzice byli w trakcie rozwodu. Było mi ciężko, więc sięgnąłem po narkotyki i...- milknie. Widać, że chłopakowi ciężko jest o tym rozmawiać.

-I co?

Chłopak skubie rękawy swojego swetra. Gołym okiem widać, że czuje się niekomfortowo.

-...i się uzależniłem- wzdycha poddając się.

Patrzę na niego uważnie. Miałam nadzieję, że wczoraj to był tylko jednorazowy wyskok.

- Ktoś jeszcze o tym wie?- pytam.

- Tylko ty. Przed chłopakami staram się ukrywać, ale wczoraj za mocno zabalowałem- tłumaczy.

- Myślałeś...- zastanawiam się- o odwyku?

Spojrzał na mnie, a następnie gwałtownie pokręcił głową.

- Tam mi nie pomogą.

- To gdzie mają ci pomóc?- pytam wkurzona- Sam nic z tym nie zrobisz.

- Ale ja nie chcę, by ktoś się dowiedział.

- Nikt się nie dowie- zapewniam- Mogę z tobą tam chodzić.

Chłopak chwilę się zastanawia, po czym odpowiada.

- Nie jestem pewny. Chcę to rzucić, ale się boje.

-Rozumiem cię, ale musisz z tym walczyć. Nie pozwól, by narkotyki cię zniszczyły.

-Dlaczego to robisz? Przecież nawet mnie nie znasz.

-Nie muszę cię znać, żeby ci pomóc. Proszę Michael zgódź się, proszę.

Chłopak spogląda na mnie, a po chwili chowa twarz w dłoniach. Widać, że jest mu ciężko.

-Okej. Zgadzam się.

***

Wstaje niewyspana. Ubieram się i karmię Szaste. Biorę plecak i tym razem zgadzam się pojechać z Calumem. Wysiadam pod budynkiem i do niego wchodzę. Kieruje się do sali, w której teraz mam lekcje. Siadam w ławce, a po chwili dołącza do mnie Dove. Dziewczyna proponuje mi, żebym razem z nią i Bry zjadła lunch. Po długich namowach zgadzam się. Pewnie mało kto jest w stanie jej odmówić. Wchodzimy do stołówki. Biorę butelkę wody i jogurt. Siadamy przy stole.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak zajebiście było u Ethana- zaczyna blondynka.

- Domyślam się- mówię i prycham.

- Było przeciętnie- dodaje Bryana i wzrusza ramionami.

- Bo wy nie wiecie, co to dobra zabawa- mówi Dove.

Wymieniamy spojrzenia z Bry i wybuchamy śmiechem.

- Jasne śmiejcie się, śmiejcie- mówi i do nas dołącza.

- Czemu oni się na nas gapią?- pyta brunetka, a ja się odwracam. Widzę jak Calum i jego paczka przygląda nam się z zaciekawieniem.

- Nie przejmujcie się. To są głąby- mówię, a Bry zanosi się śmiechem.

-Oni są słodcy- mówi blondynka.

Prycham równocześnie z brunetką.

I teraz wiem, że na pewno dogadam się z Bry.

***

Po zakończeniu zajęć wychodzę z liceum.

- Violet!

Odwracam się. Widzę Caluma i jego kumpli. Przewracam oczami i idę w ich stronę.

- Podwiozę cię- mówi, a ja wzruszam ramionami- Tylko będziesz musiała usiąść komuś na kolana- dodaje, a moja ręka spotyka się z moim czołem.

Gdyby nie to, że cholernie kręci mi się w głowie i źle się czuje to nawet nie rozważałabym tej propozycji.

Wychodzi na to, że siedzę na kolanach Luka, który jak zwykle nie odzywa się do mnie ani słowem.

Dziwny chłopak.

Wysiadam z samochodu z wielką ulgą. Kieruje się do swojego pokoju i padam na łóżko. Z dołu dochodzą krzyki chłopaków. Dlaczego oni codziennie muszą być w tym domu?

Warczę pod nosem i chowam głowę w poduszkę. Jestem tak bardzo zmęczona, że nie mam na nic ochoty.

Biorę z szafy koszulę i spodenki. Idę wziąć prysznic. Po odświeżeniu schodzę po Szaste. Wchodzę do salonu.

- Widzieliście Szaste?

- Chyba jest w kuchni- mówi Ash.

Odwracam się i idę do kuchni. Biorę szczeniaka na ręce i wchodzę po schodach.

Zawroty głowy są tak silne, że od razu kładę się do łóżka.

Przed zaśnięciem dopada mnie myśl, że zapominam o swojej zasadzie, którą miałam się kierować.

Jesteś suką- Nikogo nie obchodzisz- Nikogo nie obchodzisz- Nikt nie będzie za tobą tęsknić.

Miałam zachowywać się wobec innych podle. Wtedy gdyby się okazało, że rak ze mną wygrał, to odchodząc nie zraniłabym nikogo.

A teraz naprawdę podoba mi się życie tutaj i polubiłam chłopaków, ale co gorsza... Boje się, że oni polubili mnie.

Fortunately For DiseaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz