Rozdział 13

1.2K 54 11
                                    

Uwielbiam tę piosenkę! Naprawdę świetny teledysk, a szczególnie końcówka!😂😂 Dawid Podsiadło -W dobrą stronę.

Drzwi trzasneły z niebywałym hukiem. Mimo, że była to godzina ósma rano, a dzień tygodnia sobota, wstałam z łóżka na baczność. Na środku salonu stała Hannah z Lou i krzyczała na cały dom, krążąc w kółko. Była odświętnie ubrana i umalowana.
- Gdzie jest Finn?- Wycedziła przez zęby, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Nie wiem, a o co chodzi?
-  Za kilka godzin wesele, a mam  jeszcze parę spraw do załatwienia. Finn obiecał zaopiekować się Lou, ale nie odbiera telefonu.
- Pewnie jeszcze śpi. - Ziewnęłam głośno.
- Pójdę go zbudzić. - Pędem ruszyła po schodach, przy tym stukając obcasami.
Zostałam sama z Lou, mała uśmiechnęła się do mnie i przeciągle ziewneła.
Nagle usłyszałam przekleństwa. Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś tak rzucał mięsem.
Hannah migiem znów pojawiła się w salonie i zaczęła nerwowo krążyć.
- I co ja teraz zrobię? Max przygotowuje ten arcy ważny projekt, matka i Julia na zakupach, a ten baran gdzieś się podział i na dodatek nie odbiera telefonu. Do tego jeszcze te idiotyczne obcasy. Wybrała sobie motyw wesela. Gala. Pfff... - Pomrukiwała. Była na skraju wyczerpania nerwowego.
- Ja mogę się zająć Lou.
Hannah popatrzyła się na mnie niepewnie. W końcu byłam dla niej obcą osobą.
- Zajmowałam się już wcześniej dziećmi. To nie będzie dla mnie problem. - Dodałam.
Potarła ręką czoło.
- Dziękuję. - Rzuciła bez zbędnych wywodów. - Pójdę tylko do samochodu po zabawki. Louise nie jadła jeszcze śniadania. Nie wiem, zrób jej jakieś płatki. Możecie się jeszcze położyć, pójść na spacer, coś wymyślisz.
- Dobrze, rozumiem. - Zatrzymałam jej potok słów.
Kobieta pobiegła do samochodu i wróciła z torbą zabawek i ubrań.
Pożegnała się z dziewczynką buziakiem w policzek i jeszcze ponarzekała na Finna.
- Jeszcze raz dziękuję. - Ostatni raz się na mnie popatrzyła.

- Więc zostałyśmy same...- Westchnęłam.
- Tak.
- Na co masz ochotę?
- Na naleśnika.
Booże, pomyślałam. O ile ciasto dobre mi wychodziło, to przewracanie maskarycznie.
Ale chciałam, żeby mała była zadowolona, więc w trymiga zaczełam dodawać te składniki.
Oczywiście, tak jak myślałam, kiedy przewracałam ciasto całe się rozwaliło. Może nie wyglądało apetycznie, ale było do zjedzenia.
Podałam Lou naleśnika posmarowanego nutellą.
Mała podziobała widelcem i z pierwszym kęsem skrzywiła się.
- Nie smakuje mi. - Powiedziała, a mnie oblały siódme poty, czułam się jakbym była w Piekielnej Kuchni.
Lou nie chciała jeść mojego naleśnika, więc zrobiłam jej parówkę.
- Nie jest taka jak mojej mamy.
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Wiedziałam, że dzieci bywają męczące, ale ona była tu tylko pół godziny.
- Pewnie innej firmy. To może zrobię ci chlebka z szyneczką?
Mała pokiwała głową, więc ja już robię ten chleb. Podałam jej, a ta się skrzywiła.
- Mama nie pozwala mi jeść takiego chleba, tylko czarny.
Przełknęłam ślinę.
Wiedziałam, dlaczego Finn zwiał i nie było z nim kontaktu. Była wymagająca niczym Gesslerowa. Chociaż Finn nie wiedział kto to Gesslerowa.
Podałam jej płatki, narzekała na kożuchy w mleku.
Poddałam się i nakarmiłam ją czekoladą, ale mała pobrudziła tego swojego przeklętego misia.
Skoro nie może jeść białego chleba, to czekolady tym bardziej, pomyślałam.
Mimo sprzeciwu Lou wrąbałam pluszaka do pralki.

- Nudzi mi się. - Te słowa były niczym wyrok. Jaką bym nie wymyśliła zabawę, ona odrzuci.
Zresztą, czy niemieckie dzieci bawią się w to samo, co polskie?
Stwierdziłam, że wyjdziemy na spacer, tylko że byłam ubrana w piżamę.
Szybko się przebrałam w rozciągnięte dresy. Nie wyglądałam wyjściowo, ale Lou to nie obchodziło. Poza tym była godzina dziesiąta, więc nikogo nie mogło być na dworze.

Jak mogłam się tak mylić? I po co szłam w stronę Radiowej?
Wyzwałam los.
Yannik mnie zauważył i pomachał.
Stałam tak z rozwalonym kokiem, nieumalowna, w dresach i z dzieckiem.
- Cześć! Co ty tutaj robisz? - Podszedł bliżej i popatrzył się na Lou, później na mnie.
- Wyprowadzam dziecko na spacer. - Powiedziałam głupkowato. Cała się zarumieniłam.
Yannik uśmiechnął się szeroko.
- A jak nazywa się to dziecko? - Puścił oczko do Louise.
- Lou. - Odpowiedziała mała.
- To córka mojej siostry przyrodnej.
Yannik pokiwał głową.
- A ty co tu robisz?- Zapytałam.
- Idę po mleko. Skończyło się, a mam ochotę na płatki.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Wiesz, ja już idę. Sam rozumiesz Lou się niecierpliwi. - Zerknęłam na spokojną jak aniołek dziewczynkę.
- Ok. To do poniedziałku. - Kiwnął głową.

Jakie to było stresujące. Cały dzień był stresujący od kiedy Hannah weszła do domu.
- Pójdźmy na salę zabaw! - Wpadła na „genialny" pomysł Lou.
- Jest za wcześnie.
- Ale ja chcę na salę zabaw.
I co miałam zrobić? Włączyłam GPS i poszłam na najbliższy plac zabaw.
- To nie jest sala zabaw. - Mruknęła.
- Ale plac tak. - Odrzekłam. - Idź się baw.
I dopiero wtedy zrozumiałam, że będę musiała zająć się nią przez cały dzień, bo wesele nie trwa godzinę.
Zapłakałam w duchu.

Małej plac szybko się znudził i wróciliśmy do domu. Puściłam jej bajki w salonie, a sama się położyłam.  Kiedy się obudziłam, na środku salonu była wielka rozlana plama.
- Co to jest?- Spytałam się Lou.
-Bo ja nie zdążyłam. - Mała nawet nie spojrzała na mnie i dalej wpatrywała się w telewizor.
- Gdzie nie zdążyłaś?- Spytałam sie drżącym głosem.
- Do toalety.
Znów policzyłam do dziesięciu i poszłam po mopa. Do tego musiałam jeszcze ją przebrać.

Jednego byłam pewna. Tej nocy będę spać jak baranek.

Gra wideoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz