11.

439 69 8
                                    

11.

– Jesteś moją nową ulubioną siostrą – stwierdza mała dziewczynka, opierając główkę o moją klatkę piersiową. Siedzę po turecku na podłodze, a Addie wtulona jest w moje ramiona. Kołyszę się delikatnie, sprawiając, że jej powieki stają się coraz cięższe – jest już późny wieczór, więc dziwię się, że jeszcze nie zasnęła.

– A ja? – pyta Milena, robiąc smutną minę i udając rozczarowanie w głosie.

– Ty nie, Ala tak – odpowiada maluch z tą swoją dziecięcą szczerością.

– Przypomnę ci to za dziesięć lat, zobaczysz.

Podnoszę wzrok na Pawła. Siedzi na kanapie obok Mileny, obejmując ją ramieniem. Przygląda nam się z rozczuleniem, a na jego ustach gości uśmiech.

– Powinniśmy się już zbierać – oświadcza po chwili, na co zamknięta w moim uścisku dziewczynka protestuje.

– Nie! Ja nie chcę! – woła, a jej głosik jest bliski płaczu. To zabawne, jak łatwo zmienić dziecięce emocje.

– Kochanie, musimy wracać do domu. Musisz położyć Pana Puszka spać.

– Pana Puszka? – powtarzam z rozbawieniem.

– Jej miś – odpowiada, wyciągając ręce, by podnieść Addie. Jak widać, argument z Panem Puszkiem był wystarczający, by przekonać dziewczynkę. Nie złości się, kiedy pomagam jej założyć kurtkę i zawiązać różowe buciki.

– Kluska na pewno musi zostać? – dopytuje dziewczynka z wyraźnym smutkiem w głosie.

– Musi – odpowiada jej tata, całując ją w główkę – ale jeżeli chcesz, to za jakiś czas przygarniemy innego pieska.

Obserwując ich, nie mogę przestać się dziwić, że ojciec może aż tak bardzo kochać swoje dziecko. Jest książkowym przykładem idealnego taty – nie tylko dla małej, ale też dla mnie i Mileny.

Kiedy żegnam się już z Mileną, przytulając ją tak mocno, jak tylko potrafię, ona i Addie na jej rękach znikają za drzwiami. Zostajemy w przedpokoju sami z Pawłem i wreszcie  wszystkie emocje tego dnia zaczynają powoli opadać.

– Tak się cieszę, że znowu cię widzę – mówi, przytulając mnie do siebie. – Nie było dnia, żebym się o ciebie nie martwił.

– Przepraszam, ja po prostu... Ja musiałam jakoś... uciec, uciec od tego wszystkiego...

– Rozumiem – przerywa mi. – Nie przepraszaj mnie za nic. To ja powinienem cię przeprosić za to, że mnie przy tobie nie było, że pozwoliłem ci wtedy przechodzić przez to samej.

– Jesteś najlepszym tatą pod słońcem – mówię, na co on ściska mnie jeszcze mocniej.

– Kocham cię, córeczko. Cieszę się, że sobie tak dobrze radzisz.

Przez chwilę mam ochotę zaprotestować, powiedzieć, że wcale sobie nie radzę, ale udaje mi się ugryźć w język.

I dopiero kiedy mój ojczym znika za drzwiami, dociera do mnie to, co się właśnie wydarzyło.

  To, że Addie jest już tak duża i rozgadana. To, że Paweł po raz kolejny udowodnił, że można na niego liczyć i to, że rozmawialiśmy tak, jakby nic się nigdy nie wydarzyło.  

To, że Milena opowiedziała mi wszystko o swojej rodzinie – o Tomku, jej mężu i małym Antosiu, ich synku. O domku na przedmieściach Oxfordu i weekendowych wycieczkach do Walii. Obiecała, że kiedyś zabierze mnie z nimi.

I w końcu to, że w pokoju śpi pies dwa razy większy od tego, jak go zapamiętałam.

– Kluseczko – szepczę, opierając się o kanapę i głaszcząc ukochanego zwierzaka, na co ona uchyla leniwie powieki. Mam wrażenie, że już czuje się jak w domu, chociaż minęło dopiero kilka godzin od jej przyjazdu tutaj. To utwierdza mnie w przekonaniu, że o mnie nie zapomniała.

Wyglądasz pięknie, kiedy tęskniszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz