5. Amortencja serio

813 58 8
                                    

3 częściowy maraton czas zacząć! Mam nadzieje że wam się spodoba


W sobotę rano wstałam o 7:30. No super a jak jest szkoła to za chiny nie wstanę o tej porze ugh. Wzięłam szydełko do ręki i kontynuowałam mój sweter. Tak szydełkuje sweter, nie mówię że będę w nim chodzić, jest to raczej eksperyment. Po godzinie stwierdziłam że pora się przebrać. Ubrałam granatowe bojówki i luźną, kiedyś białą koszulkę do malowania. Stanęłam przy oknie i patrzyłam chwilę przez nie. Na dworze było kilkoro uczniów, dzisiaj dopisywała pogoda więc jeszcze większe tłumy dojdą. Spojrzałam na zakazany las który tak uwielbiałam, skrywał pewną tajemnicę. Zawsze w pełnię głośne wycie wydobywało się z lasu, wiedziałam że jest to wilkołak. Jako animag potrafiłam odróżnić wycie kilka od wilkołaka. Moim animagiem jest Wilk.

W starej szkole miała przyjaciela, chłopak miał na imię Mike, był wilkołakiem. To dla niego stałam się animagiem i to z nim przebywałam w pełnie. Któregoś razu Mike przed przemianą zażył dużą ilość eliksiru słodkiego snu. Wilkołaki przed przemianą nie mogą go zażywać ponieważ, umierają. Przemiana zachodzi gdy człowiek śpi i....już nigdy się nie budzi. Nie wiem dla czego tak jest, ale z nim tak się stało. Zabił się , dobrze wiedział jak to na niego zadziała.

Po moim policzku popłynęła samotna łza, miałam w tedy 12 lat. Tylko 12 lat. I nagle lampka zaświeciła się w mojej głowie. Sięgnęłam po białą i brązową farbę zaczęłam malować coś co zaczęło przypominać wilka. Wilk ten wył do księżyca opierając się na łapach, był biały jednak brzuch,łapy i uszy miał lekko brązowawe od brudu i tym podobnych. Za wilkiem czaiła się postać. Czarny wilkołak którego można było poznać tylko po dużych ślepiach i rozmiarze. Stał i również wył do księżyca, a wokół nich był las. Przelałam swoją wyobraźnię na płótno i nim się obejrzałam obraz był skończony. Wyszło mi pięknie. na prawdę pięknie i tak realistycznie. Nie mam jakiegoś talentu ale byłam z siebie dumna.

Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam że jest już po 14. Momentalnie poczułam głód. Przebrałam brudną od farby bluzkę i przebrałam ją na czarną koszulkę z (niestety) różowym logo mojego ulubionego, mugolskiego zespoły- Papa Roach. Są świetni i mają mnóstwo świetnych piosenek.

Zeszłam szybko na dół i udałam się o WS. Usiadłam na końcu stołu i nałożyłam sobie na talerz jedzenie. Spokojnie jadłam i już miałam się napić kiedy poczułam to. Poczułam ten zapach, w moim piciu, las, książki i mandarynka. Udałam że się napiłam i spojrzałam niezauważalnie w prawo na Huncwotów którzy cicho się śmiali zerkając w moją stronę. Dokładniej śmiali się Syriusz i James. Skończyłam jeść i wzięłam ze sobą szklankę. Ruszyłam w stronę śmiejącej się czwórki

-Oho kogo my tu mamy- spojrzałam na chłopaków słodko się uśmiechając- O! Luniaczku, powąchaj to- podstawiłam szklankę pod nos, bladego i widocznie zmęczonego Remusa. Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem ale powąchał i spojrzał ze złością na chłopaków

-Amortencja serio?- spytał z załamaniem. Chłopaki zaczęli się śmiać głośno a ja zdenerwowałam się i wylałam całą zawartość szklanki na ich głowy. Uśmiechnęłam się jeszcze sztucznie i wyszłam z WS.

Zdenerwowali mnie, jakbym to wypiła to nie wiem w kim bym się zakochała, może jeszcze w Remusie Ha! śmieszne . Wyszłam na zewnątrz nie zwracając uwagi na to że jestem w krótkim rękawku, poszłam pod las. Niedaleko wejścia do zakazanego lasu było jedno samotne drzewo -wierzba. Drzewo to było bardzo duże i miało rozłożyste gałęzie.Chyba tylko ja o nim wiedziałam. Wspięłam się na owe drzewo i usiadłam na najwyższej gałęzi. podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam myśleć. z kiszeni bojówek wyciągnęłam moją mp3 i włączyłam piosenkę Papa Roach- Last Resort (najlepiej teraz puścić piosenkę ;) ). Słucham i podśpiewuję cicho. Piosenka pochłania mój czas i pozwala mi odpłynąć chodź na chwilę. Zamyka oczy i opieram się o pień drzewa. Piosenka za piosenką, a ja dopiero po chwili orientuje się że jest już około 22. Nawet nie wiem jakim cudem tak się stało, na dworze jest już ciemno a ja nadal siedzę na tym drzewie. Musiałam zasnąć.

Patrzę w dół i widzę że ktoś zmierza w kierunku wierzby bijącej. Przyglądam się i zauważam 2 osoby, pielęgniarkę i jakiegoś chłopaka. Nagle wierzba bijąca przestała się miotać i otwarło się przejście. Chłopak wszedł tam a pielęgniarka tylko do niego pomachała i zawróciła do zamku. Spojrzałam z powrotem na wierzbę bijącą i zobaczyłam tam kolejnych trzech chłopaków. Po sekundzie, moim oczom ukazał się pies i Jeleń, trzeci chłopak musiał mieć tak małą postać animagiczną że go nie widziałam. Wierzba ponownie się zatrzymała, zauważyłam który konar trzeba nacisnąć i zeszłam powoli z drzewa. Trzech zwierząt już nie było, najprawdopodobniej weszli do przejścia. Podeszłam do wierzby bijącej i za pomocą zaklęcia Wingardium Leviosa jakimś patykiem nacisnęłam odpowiedni konar. Weszłam do przejścia i szłam dalej nie wiedząc w co się wpakuję...

Od nienawiści, do przyjaźni aż po miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz