Rozdział 13 (Matt)

9 0 0
                                    

Ojciec chodził po pokoju jak tygrys po klatce. Warczał i przeklinał. Czuć było od niego alkohol. Rozchełstana, jasnoniebieska koszula zlewała się z blada skórą.

- Pieprzona kurwa! – wrzasnął. Myślisz, że nie widzę?! Że jestem Ślepy?!

- Marcus...Matka zaczęła cichym, drżącym głosem.

- Milcz! Szarpnął ją za włosy, zrzucając z krzesła. Zamknij się cholerna suko!

- Puść... – W jej pięknych oczach zalśniły łzy.

- Myślisz, że nie widzę, Mary, jak on się na ciebie patrzy?! Prawie się ślini... A ty jakby nigdy nic uśmiechasz się do niego, rozmawiasz z nim...Walnął pięścią w stół. Jak możesz pozwolić, żeby on tak na ciebie patrzył? Przecież gnój rozbiera cię wzrokiem. Ale nie! Tobie się to jeszcze podoba!

- Marcus, ja naprawdę nie...

- Milcz!- Uderzył ją w twarz. – To twoja wina! Wszystko twoja wina!

- Tato... Niepewnie zacząłem iść w stroną płaczącej matki.

- Spierdalaj gówniarzu! Wrzasnął.

Obudziłem się zlany zimnym potem. Żarówka na suficie rzucała wokół blade światło. Straciłem orientację w czasie. Nie wiedziałem jak długo jestem więziony. Nie wiedziałem gdzie jestem. Nie wiedziałem, co ze mną zrobią. Nie wiedziałem nawet jak jest pora dnia.

Eva co jakiś czas, który mógł być równie dobrze dniami, co godzinami, przesłuchiwała mnie. Pytania coraz częściej dotyczyły mojego ojca, a przesłuchania stawały się coraz brutalniejsze. Miałem rozciętą wargę i masę siniaków na całym ciele. Bolało mnie wszystko, każda część ciała. Jak długo dam radę milczeć? Ile jeszcze wytrzymam?

Na moim nadgarstku połyskiwała metalowa obręcz. W środku był nadajnik, który, nawet, gdybym jakimś cudem wydostał się z celi, pozwoli im mnie namierzyć. Oprócz niego metalowe koło kryło w sobie jakiś rodzaj paralizatora. Eva, gdy tylko założyła mi ową „ozdobę" na rękę ku przestrodze zademonstrowała mi jej możliwości – potworny, elektryczny dreszcz przechodzący przez całe ciało, popychający człowieka na granice omdlenia. Pamiętam jej ostry śmiech kiedy, na kolanach usiłowałem złapać oddech po tym pokazie. Powiedział wtedy, że stąd nie ma wyjścia.

Byłem wobec nich zupełnie bezsilny. I ja i Eva wiedzieliśmy o tym doskonale. Ona chciała informacji, a uparcie nie zaspokajałem jej ciekawości. Ona pytała, ja kazałem jej iść do diabła. Ona wymierzała mi kolejny cios, a ja mogłem jedynie czekać, aż rzuci kilka przekleństw i zacznie od nowa. Pytanie. Odmowa. Uderzenie... I tak w kółko.

Nienawidziłem swojego ojca. Pierdolony hipokryta. Porywczy, bezmyślny, pijący wódę szklankami... Ciągle mylił wojsko z normalnym życiem. To co moja matka musiała przez niego wycierpieć do tej pory sprawiało, że miałem go ochotę pobić. Mary była prawdziwie słodką kobietą. Radosną uśmiechniętą, mimo siniaków, które skrywała pod ubraniem. Marcus przychodził pijany i zaczynał awanturę, a potem bił: mnie, ją... Jemu było bez różnicy. Mary długo jedynie płakała i starała się nie prowokować ojca. Najpierw robił jej krzywdę, a potem, kiedy wytrzeźwiał, przychodził do niej skruszony, padał na kolana, przepraszał, kupował kwiaty... A za kilka dni znów przychodził z wrzaskiem i flaszką w ręku.

W końcu nie wytrzymała. Zabrała mnie i wyjechała do swoich rodziców, składając dzień wcześniej pozew rozwodowy. Na rozprawie opiekę nade mną przyznano ojcu, szanowanemu wojskowemu, który przy swoich dochodach zapewni dziecku lepsze warunki niż matka. Mary ułożyła sobie życie na nowo. Ja spędziłem dziesięć lat z ojcem pod jednym dachem. Mimo wszystko jednak pomysł wydania go Evie budził we mnie obrzydzenie. Była w tym jakaś gorzka ironia. Będąc dzieckiem, bezbronny musiałem znosić razy wymierzane przez ojca. Teraz, jako dorosły człowiek, bezsilny wobec oprawców mógłbym uniknąć bólu, gdybym zgodził się go zdradzić, a ja wciąż milczałem. Idiota... Jestem po prostu idiotą.

Kiedy nadejdzie burzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz