Leżałem na swojej pryczy z zaciśniętymi powiekami, starając się zasnąć. Od podania mi zastrzyku Eva nie pojawiła się więcej. Mijał już piąty dzień – liczyłem przynoszone mi posiłki: pięć śniadań, cztery obiady i cztery kolacje ... O ile posiłki pokrywały się z porami dnia musiało być wczesne popołudnie.
Czułem coś, co trudno mi było określić. Cokolwiek powiedziałem Evie podczas przesłuchania, to coś zmieniło – prawdopodobnie okazałem się mało użyteczny i teraz mnie zabiją. Powinienem się bać, ale zamiast strachu towarzyszyło mi zmęczenie i zniechęcenie. Miałem dość ciągłej niepewności, zastanawiania się nad tym co mogą mi zrobić, co mogą zrobić mojej rodzinie, a zwłaszcza mojemu ojcu. Eva ciągle wypytywała o Marcusa, o jego pracę...
Zamek w drzwiach zazgrzytał. Gwałtownie usiadłem na łóżku. Cicho i spokojnie do celi weszła Eva, zostawiając uchylone drzwi. W ręce miała dziwny, mały, srebrny przedmiot.
-Matt, wstań. – Jej głos był pozbawiony emocji, wydawała się zmęczona.
- Co się dzieje? – Spytałam, wpatrując się w jej twarz i próbując coś z niej odczytać.
- Wstań – zaczęła spokojnie – bo inaczej po prostu porażę cię prądem – spojrzała wymownie na moja bransoletę – a kiedy trochę dojdziesz do siebie powtórzę pytanie i tak do skutku. To jak? Idziesz?
Ciężko podniosłem się z posłania. Eva, nie spuszczając ze mnie wzroku, przesunęła się w głąb pokoiku.
- Ręce za głowę i powoli wyjdź.
Nie mając zbyt dużego wyboru posłusznie splotłem dłonie na karku i skierowałem się do drzwi.
- Patrz prosto przed siebie, nie rozglądaj się i żadnych numerów. – Szła tuż za mną.
- Co się teraz stanie? – Spytałem cicho, ruszając z miejsca.
- Wiesz co, żołnierzu... Gdybyś wiedział cokolwiek z tego, co oni wiedzą, to zabiłabym cię jak psa. – Zaśmiała się. – Ale ty nic nie wiesz. Nic. Boże drogi, jesteś jak małe dziecko, ale jakkolwiek mnie to denerwuje, to jednocześnie sprawia, że nie mogę cię zabić. Ty jesteś – ostrożnie dobierała słowa – pijany nieświadomością. Taaa... Po prostu dobry chłopiec...
- Nie wiem o czym ty mówisz... - wymamrotałem.
- Wiem, że nie wiesz. – Nadal się śmiała. Dziwnym śmiechem, w którym pobrzmiewała jakby nuta smutku. – Gdybyś wiedział już byś nie żył. Tak byłoby łatwiej. Łatwiej by było, gdybym cię mogła tak po prostu zabić, Matt. Ale nie mogę. Ty jesteś jedynie pijany. Upili cię tymi bzdurami.
- Co ty pieprzysz?! – Odwróciłem się gwałtownie. Dłonie nadal miałem splecione na karku.
- Przed siebie, żołnierzu. – Jej głos był teraz znudzony. – Bo zawszę mogę zmienić zdanie.
- Nie dajesz mi wyboru – Odwróciłem się. – Ale zupełnie nie wiem, o co ci chodzi.
- Twój ojciec. – Cichy głos Evy tuż przy moim uchu. – Marcus Barrows. On i cała reszta cholernych skurwysynów... Projekt IDEA.
- Eva, nie wiem, co masz do niego...
- Twoja niewiedza, to powód, dla którego jeszcze żyjesz i dla którego nie mogę cię zabić. Ty po prostu nie masz pojęcia o tym co się wokół ciebie dzieje – powtarzała jak mantrę.
- Uważasz mnie za idiotę? Czego niby nie widzę? - warknąłem.
- Nie za idiotę, tylko za dobrego chłopca. Żołnierzyka, który stara się wierzyć, że wszystko jest dobrze, który ma swój uporządkowany czarno-biały świat. Jesteś inteligentny, ale naiwny. Jak już mówiłam, jesteś pijany tymi bzdurami: winny nie jesteś ty, tylko ci, którzy wlewają ci to wszystko do głowy jak wódę do gardła. – W jej głos wkradła się złość.
![](https://img.wattpad.com/cover/80861077-288-k592768.jpg)
CZYTASZ
Kiedy nadejdzie burza
ParanormaalJohn. Matt. Noemi. Trzy osoby. Trzy historie. Czasami jedna chwila, jeden błąd, jedno spojrzenie zmieniają wszystko... To, w co do tej pory wierzyłeś traci wartość. To, co wydawało się niedostępnym marzeniami staje się rzeczywistością. Teraz dec...