ROZDZIAŁ VII

1.8K 184 30
                                    

Od razu mówię, że zobaczycie tu zbuntowane uke XD Mam nadzieję, że się wam spodoba. Zapraszam do czytania :3
#ładnekwiatki też chcę takie!

*Error's p.o.v.*
   "Nie wierzę, że to zrobiłem! Właśnie przytuliłem się z Inkiem?! Jego ciało pobudza moje zmysły... Co on sobie o mnie pomyśli? Nie powie mi prawdy, ani mi się nie sprzeciwi, nawet, gdy nie będzie tego chciał. Co ja mam ze sobą zrobić?! Ehh... Co się stało to się nie odstanie. Muszę pilnować, czy znowu nie planuje ucieczki." - spuściłem głowę siadając na fotelu. Wziąłem książkę i zacząłem ją czytać przy świetle paleniska. "Dziś minął drugi dzień. Tej nocy przydałoby się trochę nasycić swój odwieczny głód." - pomyślałem. Do obszernego pomieszczenia wszedł Eric, niosąc filiżankę mocnej, czarnej herbaty. Postawił ją na etażerce obok mojego fotela.
- Dziękuję, Ericu. Ty zawsze wiesz kiedy potrzeba mi herbaty. - uśmiechnąłem się, po czym znowu zająłem się czytaniem.
*Ink's p.o.v.*
    Wszedłem do pokoju. Gdy ruszyłem wyjrzeć z balkonu, rozległo się pukanie zza drzwi.
- Paniczu, czy mogę wejść? - zapytał znajomy mi już głos. Był to ten kamerdyner, Eric.
- Tak, proszę wejdź. - tym razem odpowiedziałem mu już nieco pewniej. Otworzył drzwi, wchodząc do mojej sypialni, ja sam usiadłem na boku łoża. Niósł misę oraz jedwabną, białą koszulę i spodnie do spania. Położył je na łóżku. Rozpiął guziki mojej koszuli, po czym ją zdjął. Zmoczył ręcznik w gorącej wodzie.
- Dziękuję, ale sam sobię poradzę. - powiedziałem, ponieważ nie chciałem już dzisiaj czuć czyjegokolwiek dotyku.
- Oczywiście, jak panicz sobie życzy. - odłożył ręcznik spowrotem do miednicy. - Czy mam pozwolenie na opuszczenie panicza sypialni?
- Tak, tak. Możesz wyjść.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Umyłem się, po czym przebrałem w jedwabne spodnie, ponieważ nie chciało mi sie już zakładać koszuli. Podszedłem jeszcze do lustra. Przyjrzałem się ugryzieniu. Było już prawie niewidoczne. Ponownie rozległo się pukanie. - Proszę wejść. - powiedziałem. Do mojego pokoju znowu wszedł ten sam lokaj, lecz tym razem z dużym, a wręcz ogromnym bukietem krwistoczerwonych róż. Podszedł z nim do mnie.
- Mój pan podarowuje paniczowi ten oto bukiet najpiękniejszych kwiatów z ogrodu jegomości. - powiedział Eric. Nagle zrobiłem się tęczowy.
- D-dziękuję. Są... Przepiękne. - nawet nie musiałem się do nich zbliżać, aby poczuć ich cudowny, słodki zapach. W całym pokoju pachniało różanym bukietem. Eric wstawił je do dużego wazonu na stole, po czym podszedł do drzwi.
- Czy życzy panicz sobie czegoś jeszcze?
- Podziękuj za kwiaty. Są zachwycające. - odparłem. - To tyle.
- Oczywiście, wedle rozkazu. Życzę dobrej nocy. - powiedział z lekkim uśmiechem, po czym wyszedł. Położyłem się, napawając roznoszącym się wszędzie zapachem róż.
   Nie mogłem zasnąć. Przez dwie godziny walczyłem sam ze sobą. W końcu postanowiłem wstać. Podszedłem do sztalugi, ponieważ w mojej sypialni też była jedna. Rozglądałem się, co namalować na tym małym, pionowym płótnie. Po długim czasie mój wzrok stanął na bukiecie. Wyjąłem jedną różę z zamiarem namalowania jej. Poczułem ból w końcówce palca. Upuściłem różę na podłogę. Zaczęła mi lecieć krew.
   Nagle drzwi lekko się otworzyły. Wychylił się zza nich Error. Gdy zobaczył, że mimo tego, iż jest środek nocy nie śpię, zdziwił się.
*Error's p.o.v.*
   - Puk, puk? - zapytałem lekko rozbawionym głosem. Gdy mnie zobaczył, trochę się speszył. Nie miał na sobie koszuli, przez co były widoczne jego piękne wzory na kościach. Spostrzegł, że mu się przyglądam. Zarumienił się w te jego cudne kolorki. Rzucił się w stronę łóżka po białą koszulę. Nim zdążył ją wziąść, złapałem go za rękę. Zesztywniał.
- Nie musisz jej ubierać. Nie potrz- ... - urwałem. Poczułem znajomy, przyjemny zapach. Spojrzałem na dłoń, za którą trzymałem Inka. Jego i moje palce były pobrudzone krwią. Wystraszony chciał się cofnąć, ale mocno go trzymałem. W przypływie dziwnego uczucia przybliżyłem jego rękę do swoich ust.
- Chyba się skaleczyłeś. - spojrzałem na kwiat leżący na ziemi. - Nie ma róży bez kolców. - uśmiechnąłem się zaczepnie. Przesunąłem językiem po jego zranionym palcu. Chciał wyszarpnąć ramię, ale mu na to nie pozwoliłem.
- Nie masz się czego obawiać... - po chwili lekko przygryzłem jego dłoń.
- Aua! - krzyknął przestraszony. - Przestań! Nie dotykaj mnie! - wyszarpnął się z moich rąk. Stanął metr ode mnie, przyciskając ugryzioną dłoń do klatki piersiowej. - Nie jestem twoją kolacją! Zostaw mnie w spokoju! - spojrzał na mnie z gniewem i strachem w oczach.
   Z niedowierzaniem patrzyłem na całą sytuację. "On sprzeciwił się mnie?! To miało się skończyć inaczej!" Obróciłem głowę w bok, unikając jego wzroku.
- Jak uważasz. - powiedziałem chłodno i wyszedłem z jego komnaty, zostawiając go na środku z krwawiącą ręką i mętlikiem w głowie.

Podobało się?  No to ładnie proszę o komentarz, a no i gwiazdesię (chamskie namawianie do oddania głosu,  #YOLO) Do następnego rozdziału, paaaaa! <3   °W°

Krwawy Księżyc (Error X Ink)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz