Witam wszystkich czytających. Zapraszam na rozdział. Od razu mówię, że cliffchanger na końcu. :3 °W°
*Ink's p.o.v.*
Moją głowę zaprzątały myśli kłębiące się wokół Errora. Po tym nagłym wejściu tego wampira i równie nagłym naszym opuszczeniu komnaty, nie widziałem mojego partnera od trzech godzin. Martwiło mnie, że to mogło być przeze mnie, mimo zapewnień Erica, iż nie ma to nic wspólnego z moją osobą. Chciałem już go zobaczyć, spędzić z nim trochę czasu, ale wiedziałem, że przez ten zjazd Rady przez najbliższe dni nie będę miał z nim kontaktu.
Eric prowadził nas przez ciągnące się, zdawało mi się że w nieskończoność, korytarze. Byłem już tak długo na zamku, że zdawało mi się, iż znam całą posesję. Myliłem się jednak. Idąc, nie mogłem sobie skojarzyć tych holi, były mi niezbyt znane. Error oprowadzał mnie nieraz po całym zamku, jednak w tej części chyba nigdy nie byłem. Jasper też nie wyglądał na zadowolonego. Postanowiłem ożywić tą martwą ciszę.
- Jasper, czy coś się stało? - zapytałem. Mały lord, no dobrze, był wyższy ode mnie, chociaż dałbym sobie rękę uciąć, że przy naszym pierwszym spotkaniu był niższy, westchnął.
- Po prostu znowu muszę siedzieć w tym skrzydle zamku, bo Rada przyjechała. Tato nie pozwala mi nawet zostać z innymi. Cały czas powtarza: 'Jesteś jeszcze za młody. Może w następnym roku.' - gdy cytował swojego 'ojca', doskonale udawał jego głos. Brzmiał tylko trochę wyżej.
- Wiesz, Jasper. - zacząłem spokojnie, ponieważ wiedziałem, że ruszam cienkie struny. - Twój ojciec ma trochę racji. Może rzeczywiście jesteś nieco za młody? - zobaczyłem, że na jego twarzy maluje się wyraz niezadowolenia. - Jasper, twój tato chce dla ciebie jak najlepiej. Musisz mu zaufać, i nie brać tego wszystkiego do serca. Zresztą, spójrz na to z innej strony. Gdy podrośniesz, zajmiesz miejsce swojego ojca. Wtedy nikt z tobą nie będzie się sprzeczał. - zabrzmiało to dosyć poważnie, więc dodałem ze śmiechem: - No chyba że doczekasz się takiego urwisa jak ty sam.
Jasper uśmiechnął się szeroko, po czym roześmiał.*Jasper's p.o.v.*
Stanęliśmy przed starymi, dębowymi drzwiami. Plusem zaistniałej sytuacji było to, że przynajmniej nie będę sam. W poprzednich zjazdach Rady jedynym moim towarzystwem była służba. Niestety, ale Eric bez przerwy przebywał w drugiej części zamku. Na całe szczęście teraz mam Inka.
Eric otworzył przed nami drzwi. Gdy weszliśmy do środka, od razu skojarzyłem to nudne, samotne wnętrzne. Gdy spojrzałem na Inka, dostrzegłem, że się czymś zamartwia. Tym razem postanowiłem nie dać za wygraną.
Eric wraz z dwiema pokojówkami uprzątał komnatę. Zmieniali pościel, wietrzyli pomieszczenie. W końcu nie wytrzymałem, zaczynały mi puszczać nerwy.
- Dlaczego znowu muszę tu siedzieć? - zapytałem głośno, nieco gniewnie. Eric spojrzał na mnie chłodno.
- Ponieważ tak rozkazał twój ojciec. - odpowiedział bez zawahania.
- A jeśli ja nie chcę tu siedzieć, i każę mnie wypuścić?
- Paniczu Jasper, nie wiem, czy panicz pamięta, ale podlegam pod służbę panicza ojcu, nie bezpośrednio paniczowi. Podsumowując, nie muszę wykonywać panicza poleceń, jednakże jako dobrze wychowany lokaj spełniam jedynie panicza prośby. - oznajmił bez emocji, jakby rozmawiał z powietrzem. Z tego wszystkiego aż mnie zagotowało w środku. Nie chciałem tego więcej słuchać.
- W porządku. - odpowiedziałem, ale wewnętrznie wpadłem na pomysł, o którym nie wiedziałem, że go pożałuję.
Podszedłem do wysokiego aż po sufit okna. Spojrzałem na Inka.
- Jasper ni- - końcówki nie usłyszałem, ponieważ zagłuszał go szum spowijającego mnie wiatru, gdy swobodnie spadałem z czterdziesto metrowego zamku.Liczę na komentarze :v
Do następnego, paa :3
CZYTASZ
Krwawy Księżyc (Error X Ink)
FanfictionOpowieść pełna niepojętych emocji i zmagań bohaterów w średniowiecznej scenerii. (UWAGA: może (na pewno XD) pojawić się tam yaoi) Serdecznie zapraszam do czytania. :3