ROZDZIAŁ XXVII

1.4K 131 79
                                    

   Witam wszystkich to czytających. Skoro dotrwaliście aż do XXVII rozdziału, oznacza to, że wypełnia Was determinacja. 
   Pod tym rozdziałem zamieszczone zostało alternatywne zakończenie, które zawiera śmierć Erica. Podkreślam, NIE JEST ONO CZĘŚCIĄ OPOWIADANIA.  Zostało napisane z prośby leaffishere, któremu z resztą jest dedykowany. (Mam nadzieję, że Ci się spodoba.)
   Dziękuję za uwagę i miłego czytania.

*Ink's p.o.v.*
   Uprzednio okrywszy się jedwabistym kocem, wyszedłem ze swojej sypialni. Skierowałem się do głównej jadalni, czekał tam na mnie obiad złożony z jagnięciny w sosie słodko-kwaśnym. Jedzenie nie chciało mi przejść przez gardło, z trudem przełykałem kawałki mięsa.
   Po skończonym posiłku zacząłem przechadzać się po zamku bez konkretnego celu. Zza okien wyglądało ciepłe, późnowiosenne słońce chylące się ku horyzontowi.
   Zamek należący do Errora był przeogromny. Zimny, zbudowany z ciemnego kamienia górował nad Lasem Ciszy. Z najwyższej wieży można było dostrzec światła pobliskiego miasta - mojego dawnego domu. Przebywając we frontowym ogrodzie, można było odczuć potęgę posiadłości. Chłodny, ciemny kamień nadawał wyniosłości, przy czym stanowił doskonałe uzupełnienie krajobrazu. Bluszcz pnący się po wysokich na dwieście metrów ścianach posiadłości zaglądał przez wysokie, liczne okna.
   Nagle doszedł mnie cichy dźwięk organów. Zacząłem iść w stronę, z której dochodził. Melodia była ładna, jednak po chwili usłyszałem fałszywą nutę. Stanąłem przed drzwiami, przysłuchując się. Gdy zyskałem pewność, że to one oddzielają mnie od źródła muzyki.
   Pchnąłem dębowe skrzydło. Moim oczom ukazały się organy, przy którym zasiadał Jasper grający na instrumencie, obok niego stał Eric. Postanowiłem im nie przerywać, więc pozostałem nieruchomo.

*Jasper's p.o.v.*
   Zaczynałem się irytować. Wciąż popełniałem błędy, nie mogłem poprawnie odegrać melodi.
- Paniczu Jasper, nie ta ręka. Ostatni palec musi być sztywny. - upominał mnie co chwilę Eric. Szargały mną nerwy, wściekałem się coraz bardziej.
   Nagle Eric przysiadł się do mnie, kładąc dłonie na lakierowanych klawiszach organów. Poczułem ciepło jego ciała. Ujął moje dłonie i zaczął nimi przesuwać zgodnie z melodią. Zaczęliśmy grać. Poczułem się bardzo skrępowany, na moich policzkach wyszedł mocny rumieniec. Z tego co zauważyłem, Eric chyba był zadowolony z tego kontaktu fizycznego. Lekko się uśmiechał, naciskając moimi palcami odpowiednie klawisze.
   Gdy pieśń dobiegła końca, oparł moje dłonie na swojej klatce piersiowej. Spojrzałem na niego, niepewny co mam teraz uczynić. Wpatrywał się głęboko w moje oczy, przez co strasznie się zaczerwieniłem. Posłał mi ciepły, oczarowujący uśmiech.
   Nagle pochylił się, po czym złożył pocałunek na moich ustach. Mimo pierwotnego zaskoczenia, po chwili zamknąłem oczy marząc, aby ta chwila trwała wiecznie.
   Odsunął się ode mnie, wciąż trzymając moje ręce. Byłem szczęśliwy, że Eric odwzajemnia moje uczucie, którym go darzę.
- Kiedy macie zamiar powiedzieć o tym Errorowi? - doszło mnie pytanie. Eric wraz ze mną gwałtownie odwróciliśmy się, po czym ujrzeliśmy Inka idącego w naszą stronę, przykrytego narzutą.
   Zarumueniony szybko odsunąłem się od Erica, nie wiedząc co mam w tej sytuacji zrobić. Eric wstał, po czym nerwowo skłonił się lekko przed Inkiem.
- Paniczu Ink, my... Ja... - starał się coś powiedzieć, jednak nic z tego nie wyszło.
- Error o tym wie? - zapytał spokojnie Ink. Wciąż się nie odzywałem, byłem zbyt zaskoczony.
- Mój pan nic o tym nie wie i błagam panicza, aby nic mu panicz nie mówił. Wiem że moje zachowanie jest niedopuszczalne, obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy.
- Och nie, nie rób tego. To, że darzysz Jaspera uczuciem jest cudowne. Wierzę, że dzięki temu będzie bezpieczny. Dlatego proszę, ochron go za wszelką cenę, aby nikt nigdy nic mu nie zrobił... - w tej chwili twarz Inka nabrała smutnego, nieco przestraszonego wyrazu.
- Tylko po to żyję. - zapewnił go Eric. W końcu odzyskałem głos.
- Nie chcę aby mój tato się o tym dowiedział!
- Spokojnie, zachowam to w sekrecie, jednak lepiej by było, gdybyście mu o tym powiedzieli.
- Jak panicz sobie to wyobraża? Do pana zamku podchodzi lokaj i mówi: "pan wybaczy, ake kocham pana syna mimo że jestem zwykłym sługą, a on szlacheckim dziedzicem." Nie wydaje mi się, aby mój pan przyjął tą wiadomość z radością. - powiedział Eric. Wyczuwałem, że w środku jest zły i przestraszony, jednak na zewnątrz zachował kamienny spokój.
- Dlatego omówicie to między sobą, a ja będę udawał, że nie mam o niczym pojęcia. - gdy to powiedział, wyszedł z słabym krokiem z komnaty.
   Nie miałem pojęcia co robić, byłem wewnętrznie rozerwany.
- Eric, co zrobimy?
Lokaj popatrzył na mnie z powagą.
- Paniczu Jasper, na dziś dzień zakończymy naszą lekcję nauki gry na organach. Powinien panicz nieco odpocząć.
   Powiedział to tak obojętnym tonem, aż zakuło mnie w sercu. Nie mogłem w to uwierzyć. Czyżby Eric odsunął w jednej chwili wszystkie nasze uczucia w niepamięć i znowu staliśmy się dla siebie przyszłym lordem i lokajem?
- Eric ja cię kocham! Kocham, rozumiesz?! I bez względu na to, co powie mój ojciec, nic tego nie zmieni! - z nerwów zacząłem płakać. Byłem zły na wszystko i wszystkich.
   Eric przytulił mnie, po czym wyszeptał do ucha:
- Ja rówież cię kocham.

PONIŻEJ ZNAJDUJE SIĘ:

"Alternatywne Zakończenie - Śmierć Erica"

*Error's p.o.v.*
   Służący prowadził mnie korytarzem. Było dziwnie cicho, jakby wszystko zamarło:  służba, zamek, czas.
   Gdy w końcu dotarliśmy przed drzwi od komaty, w której leżał Eric, pchnąłem je, by wejść do środka. Ujrzałem zapłakane pokojówki i kilkoro przygnębionych sług. Martwiłem się, że spełnią się moje najgorsze obawy.
   Podszedłem do łoża, na którym spoczywał Eric. Był przykryty aksamitną pościelą tak, że wogóle nie było go widać. Drżącą dłonią zdjąłem jednym szybkim, płynnym ruchem całe śnieżnobiałe przykrycie.
   Moim oczom ukazało się zimne ciało Erica, a raczej to, co z niego pozostało. Jego wszystkie kości były pogryzione, połamane i pozlepiane zaschniętą krwią. Miał zamknięte oczy. Gdy patrzyłem na jego odrętwiałe, sztywne ciało, w pewnym momencie zacząłem bezwiednie płakać.
   Łzy spływały po moich policzkach, zostawiając za sobą mokrą, słoną smugę. Zachodzące słońce lekko oświetlało swoją karmazynową barwą poszarpaną i zakrwawioną, jednak wciąż emanującą spokojem twarz Erica. Usiadłem obok niego, nawet nie starałem się powstrzymywać płaczu.
   Rzewne łzy skapywały na jego twarz, mieniąc się w krwistym świetle słońca. Byłem zdruzgotany. Z uczuciem pustki, wpatrywałem się w ciało lokaja. Był moim przyjacielem, zawsze stał przy mnie.
   Położyłem lekko dłoń na jego lodowatym policzku. W całym pokoju czuć było zapach śmierci. Poprosiłem wszystkich o wyjście. Gdy zostałem sam na sam z ciałem Erica, zacząłem z nim rozmawiać.
- Tak mi przykro, zawiodłem cię... Jak wszystkich innych... - mówiłem przez łzy. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Dopiero przyszedłem na świat, a ty zaopiekowałeś się mną, dałeś miłość której potrzebowałem. Gdy byłem rozbrykanym dzieckiem, zawsze za mną biegałeś, krzyczałeś, starałeś się mnie ochronić przed wszystkim... - uśmiechnąłem się przez łzy. - Gdy miała nadejść moja pierwsza krwawa pełnia, uspokajałeś mnie i przygotowałeś do wszystkiego. Pokazałeś, jak kontrolować swoją żądzę krwi. Uczyłeś mnie tańczyć, śpiewać, grać na organach, w szachy, zawsze byłeś przy mnie. - kontynuowałem monolog, powracało do mnie coraz więcej wspomnień. - Kiedy rodzice zginęli, pozostałeś moim wiernym przyjacielem, obrońcą, zastąpiłeś matkę i ojca. Czułem, że mogę na tobie polegać. - uśmiechnąłem się. - a-ale ty na mnie n-nie... - wybuchnąłem płaczem. Żal rozpierał mnie od środka, zupełnie przygaszając. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej rozpaczy. Ukryłem twarz w dygoczących dłoniach, które szybko przesiąkły moimi łzami. Dławiłem się przygniatającym ciężarem rozpaczy, która zupełnie mną zawładnęła.
   Po trzech godzinach nieco się uspokoiłem. Ostatni raz spojrzałem na Erica.
- Dobranoc...
   Zakryłem jego ciało jedwabistą, śnieżnobiałą pościelą. Wyszedłem z komnaty, roniąc łzy.

   Nazajutrz okazał się nam deszczowy, pochmurny poranek. Stałem ubrany w czarny garnitur, a moje łzy mieszały się z zimnymi kroplami wiosennego deszczu. Wpatrywałem się w przyozdobiony licznymi kwiatami grób Erica. Stałem w zupełnym bezruchu. Martwą ciszę przerywał jedynie odgłos deszczu spadającego na liście drzew mojego ogrodu. Zaczęło grzmieć. Mimo tego postanowiłem pozostać przy Ericu.
   Pustymi, załzawionymi oczami wpatrywałem się w marmurowy grób. Odwróciłem się, z zamiarem odejścia. Nim jednak to zrobiłem, wyszeptałem:
- Zawsze będziesz ze mną, o tu. - przyłożyłem drżącą dłoń do klatki piersiowej.
   Ruszyłem powolnym krokiem przed siebie.

   Drodzy Czytelnicy. Proszę Was, abyście pamiętali, że w czasie w którym normalnie napisałabym jeden rozdział, napisałam także alternatywne zakończenie, więc proszę o wyrozumiałość, gdy rozdział nie pojawi się nawet za dwa lub trzy dni.
   Bardzo dziękuję.

   Jestem w trakcie tworzenia rysunku całej posiadłości Errora. Ukaże się ona najprawdopodobniej pod następnym rozdziałem.

   Pamiętajcie, im więcej pozostawicie komentarzy z propozycjami lub życzeniami co do przyszłej akcji, tym szybciej powstaną nowe super rozdziały.
   Każdy nowy Czytelnik jest dka mnie na wagę złota.

   Przypominam, że możecie się ubiegać o to, abym specjalnie, z dedykacją dla Was, napisała alternatywne zakończenie danego rozdziału. Wystarczy napisać w komentarzu który i jak ma się skończyć.

   Dziękuję za poświęcony mnie i mojej powieści czas.

~ DarkSkeleton666

Krwawy Księżyc (Error X Ink)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz