ROZDZIAŁ X

1.8K 168 36
                                    

Dla tych, co komentowali, że poprzedni rozdział był słodki, tu nie obejdzie się bez (Waszych)  czerwonych policzków i "lennyfejsuff" Zapraszam do czytania :3

*Ink's p.o.v.*
   Podążałem za nim na drugie piętro posiadłości. Na parterze zostawiliśmy w ogromnym wazonie bukiet, który dostałem od Errora. Doszliśmy przed ładne, dębowe drzwi. Trochę inaczej zapamiętałem wejście od jadalni. Error otworzył drzwi, puszczając mnie pierwszego. Gdy wszedłem, zorientowałem się, że coś tu jest nie tak. Przez ściemnione okna wdzierało się słabe światło słoneczne. Rozejrzałem się. Zobaczyłem ogromne lustro w pięknie rzeźbionej framudze, ogromny dywan i... duże, gładko zaścielone łóżko.
- E-Error, a my n-nie mieliśmy iść n-na śniadanie? - przestraszony niepewnie wyjąkałem. On tylko parsknął ze śmiechu, widząc, o czym pomyślałem. Zrobiło mi się gorąco. Zarumieniłem się na tęczowo.
- Tak, ale zjemy je w najpiękniejszym miejscu na zamku. - odparł, po czym chwycił mnie za rękę. Spiąłem się jak struna. - Spokojnie, czym się przejmujesz? - uśmiechnął się, ukazując ostre kły. Podszedł do okiennicy, po czym otworzył ją na oścież. Okazała się być oszklonymi drzwiami. Moim oczom ukazał się zapierający dech w piersi widok. Czyste, błękitne niebo a w oddali góry z ośnieżonymi grzbietami. Zachwycony wyszedłem na obszerny balkon. Oparłem się o pięknie rzeźbioną balustradę. Otaczały mnie kwieciste, słodko pachnące drzewa. Spojrzałem w dół. Poniżej znajdował się cudowny ogród, a w jego centrum, otoczona licznymi, kwiecistymi krzewami stała stara, zadbana altana. Poczułem obejmujące mnie w pasie ręce i ciepło innego ciała na moich plecach. Momentalnie zesztywniałem.
- W tym zachwycającym miejscu zawsze piłem samotnie poranną herbatę. Ale teraz, dzięki tobie, stało się jeszcze piękniejsze. - wyszeptał. Zarumieniłem się na tęczowo. Nie odważyłem się poruszyć. Czekałem, co zrobi. Po dłuższej chwili poczułem, jak się odsunął. Dalej stałem w miejscu, jak z kamienia, nie wiedząc, jak mam się zachować.
- Dziękuję, Ericu. - usłyszałem głos Errora. Odwróciłem się. Lokaj właśnie wychodził z pokoju. Posłał mi lekki, prawie niewidoczny uśmiech. Ujrzałem, że mały, drewniany stolik jest zastawiony rybą ze szparagami i ciastem malinowym.
- Usiądziesz? - spytał się mnie, stając za krzesłem. Zarumieniony podszedłem do rzeźbionego siedziska. Usiadłem, a Error podsunął mnie do stołu. Sam zasiadł po drugiej stronie. Byłem głodny, więc zacząłem jeść rybę. Kucharze tej posiadłości naprawdę znają się na rzeczy. Error pił tylko swoje czerwone wino z pucharu.
"No tak, przecież on nie musi jeść" - przypomniałem sobie, że wampiry nie potrzebują spożywać ludzkich potraw. Zdziwiłem się, gdy wziął kawałek malinowego ciasta, i zaczął je jeść. Uprzedził moje nasuwające się pytanie:
- To ciasto ma wyjątkowy smak, ma dla mnie także wartość sentymentalną, dlatego je lubię.
- Ja także uwielbiam to ciasto. Też ze względu na wartość sentymentalną. - wziąłem fragment ciasta. Miał w sobie świeże maliny. Po zjedzeniu kawałka, poczułem smak dzieciństwa. To ciasto smakowało tak samo, jak ciasto mojej matki. Zjadłem dwa kawałki. Piłem teraz białe wino, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
*Error's p.o.v.*
   Patrzyłem się na Inka. Mógłbym tak spędzić resztę życia, czyli całą wieczność. Chyba to zauważył, bo zachłysnął się winem. Zaczął kaszleć, rumieniąc się w tęczowe kolory. Parsknąłem śmiechem. Po chwili przestał kasłać, jednak kolor pozostał. Nerwowo się uśmiechnął. Uważałem za stosowne przerwać tą niezręczna ciszę.
- Ink, pamiętasz naszą rozmowę? - zapytałem. Spojrzał na mnie, nic nie mówiąc, jakby bał się udzielić złej odpowiedzi. - Tą o wyjeździe do miasta. - gdy to powiedziałem, momentalnie się rozpromienił. Jego czaszkę delikatnie muskało słońce. Wyglądał pięknie. Cudowny, taki delikatny...
- Kiedy pojedziemy? - jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.
- Ach tak, dzisiaj. Pojedziemy po bardzo ważną osobę, a mianowicie mojego syna, Jaspera. - Ink spojrzał się na mnie zdziwiony. - Ah, zapomniałem ci powiedzieć, przepraszam. Tak naprawdę jest to syn mojego brata i jego żony, ale oboje umarli zaraz po jego narodzinach. Mój brat zginął broniąc swojej żony, która umarła przy porodzie, przed łowcami wampirów. Przed śmiercią obiecałem im, że zajmę się Jasperem jak swoim własnym synem, i nigdy nie powiem mu prawdy. - wbiłem wzrok w talerz.
- Oh. Nie wiedziałem. Przykro mi. - powiedział Ink.
- Niepotrzebnie się zanartwiasz. Wszystko jest dobrze. Jasper uczy się kontrolować swoje umiejętności. Teraz był na miesięcznym wyjeździe do mojego kuzyna. - wstałem z krzesła. Wyciągnąłem do niego dłoń. Gdy ją chwycił, szybkim ruchem pociągnąłem go do siebie. Stracił równowagę i oparł się o moją klatkę piersiową. Poczułem, jak się spiął.
- Wszystko w porządku? - spytałem z uśmiechem. Wyprostował się i odsunął trzy kroki w tył. Dopiero teraz zauważyłem, że nie sięga mi wyżej ramienia.
- Tak... - spojrzał na mnie z dołu. - Może ruszymy już do miasta? - zapytał niepewnie. Popatrzyłem na niego zaczepnym wzrokiem.
- Mamy jeszcze trochę czasu... - przysuwałem się do niego. Ink cofał się aż do barierki. Oparłem się rękoma o poręcz, trzymając Inka pod sobą, uniemożliwiając mu ucieczkę. Nasze ciała się stykały. Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
- Nie, Error, p-proszę... Ja nie chcę... - powiedział cicho, jakby sam do siebie. Wyprostowałem się, dając Inkowi miejsce.
- Rozumiem. - powiedziałem najłagodniej jak potrafiłem, ale tak naprawdę chciałem czegoś więcej. Jednak po ostatnim zdarzeniu nie naciskałem na niego. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Przepraszam. Ja nie jestem na- - nie dokończył, ponieważ mu przerwałem.
- To nie twoja wina. - uśmiechnąłem się. - Przygotuj się, wyjeżdżamy.

Do zobaczenia w następnym rozdziale!  Coraz bliżej do ZUA... Nyehehehehe #pozdrodlakumatych

Komentarze i gwiazdesie mile widziane :3

Krwawy Księżyc (Error X Ink)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz