ROZDZIAŁ XXX

1.5K 116 51
                                    

   Moi Drodzy. Doczekaliśmy się już rozdziału XXX. Sama nie wierzę, że ten shit ma prawie siedem tysięcy wyświetleń. Czyli piszę lepiej niż myślałam...

   Wracając do tematu. Jak pewnie zauważyliście w poprzednim rozdziale, skupiłam się nie tyle co na samej akcji, co urozmaiciłam tekst licznymi, rozbudowanymi opisami. Mam nadzieję że nikomu to nie przeszkadza, bo od teraz będzie ich więcej. Osobiście uważam, że takie opisy nadają opowieści klimatu.

Error's p.o.v.
   Biegłem mijając drzewa i wszelakie krzewy. Zwinnie przeskakiwałem ponad głazami i konarami obrośniętymi mchem oraz grzybami.
"O nie." - przemknęło mi przez myśl. Dzięki swojemu wyostrzonemu ponad ludzkie wyobrażenie słuchowi doskonale odbierałem dźwięki wydawane przez zbliżającą się bandę.
   Przez światło słoneczne moja siła i prędkość były znacznie ograniczone, a ci bandyci nie wyglądali na początkujących w ich fachu. Musiałem jak najszybciej wyprowadzić stąd Inka wraz z Ericiem.
   Wyskoczyłem spomiędzy drzew, wprost na kamienistą drogę. Ink spojrzał na mnie zmartwiony.
- Coś nie tak? - spytał. W tym momencie wziąłem go na ręce i szybko posadziłem na czarnego niczym noc ogiera. - Co się dzieje?!
   Nie odpowiadając na jego pytanie, zwróciłem się do Erica:
- Natychmiast ruszajcie do dworu Underfell. Jedźcie najszybciej jak potraficie. - oznajmiłem. Do naszego pierwotnego celu podróży było znacznie bliżej niż do mojego zamku. Postanowiłem więc, że Ink wraz z Ericiem nie wrócą, tylko ruszą dalej.
   Nie mogłem jechać z nimi, ponieważ musiałem zatrzymać lub chociaż spowolnić tych rozbójników. Chciałem być pewien, że szybko nie ruszą ich śladem i ich nie złapią.
   - Error co tu się wyrabia?! - Ink zapytał poirytowany.
- Nie ma czasu na zbędne tłumaczenia. Ericu, ruszajcie! Natychmiast!
   Lokaj pogonił czarne jak smoła konie, zmierzając w kierunku dworu. Spojrzałem za nimi, aż w końcu zniknęli mi z oczu. Tętent kopyt cichł, z kolei odgłosy szajki stawały się coraz głośniejsze i wyraźne. Stanąłem plecami do wywróconej karety aby nie mogli mnie zajść od tyłu i zaskoczyć. Byłem w stanie rozróżnić już słowa bandytów.
   Nagle wyskoczyli zza drzew. Gdy tylko mnie ujrzeli, od razu zostałem przez nich okrążony. Herszt grupy wyszedł na wprost mnie, a pozostali zacieśnili wokół nas półokrąg, który domykała kareta. Spojrzałem na wysoką, niebieskoskórą kobietę o rdzawych włosach. Spod jej opaski wychodziła duża, okropna, wyblakła już z resztą blizna. Słoneczne refleksy tańczyły na jej wypolerowanych naramiennikach, rozświetlając migotliwym blaskiem otoczenie.
- No proszę. - oznajmiła pełnym pogardy, niskim i chrapliwym głosem. - Co my tutaj mamy?

Jasper's p.o.v.
   Aktualnie byłem u końca mojej podróży do rodziny. Ponoć znacząca część z nich jest ludźmi. Ta informacja bardzo mnie ucieszyła. Od zawsze chciałem bliżej poznać ludzi i ich zwyczaje, a teraz mam do tego niepowtarzalną okazję. Pozytywnie nastawieni do wampirów ludzie są rzadkością.
   Kareta właśnie stanęła przed dosyć sporym dworkiem. Wysiadłem z powozu, lokaj wziął moje walizki. Zostałem ciepło przywitany przez całą, bardzo liczną rodzinę. Wszedłem do ogromnego domu. Zostałem oprowadzony przez bardzo miłą kobietę imieniem Shall.
- Tutaj jest twój pokój. - oznajmiła, wskazujac na ładne, białe drzwi. - W naszej rodzinie są trzy wampiry, mój mąż i dwóch synów. Liczę, że się dogadacie. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Od razu wzbudziła we mnie zaufanie.
   Usiedliśmy wszyscy w ogromnym salonie urządzonym w ciepłe, delikatne barwy takie jak pomarańcze i brązy. Wszyscy członkowie rodziny po kolei mi się przedstawili. Wampirami był człowiek - jaszczur oraz dwoje 'ludzi' podobni z wyglądu do zajęcy. Wszyscy byli bardzo uprzejmi i ze sobą zżyci. Dogadywali się i w ogóle nie kłócili.
   Dzień mijał mi spokojnie. Poznawałem talenty ludzi, a oni poznawali moje. Opowiadałem im o życiu na zamku oraz o moim niesamowitym przyjacielu na służbie mojego ojca - Ericu.

Ink's p.o.v.
   Nasze czarne ogiery galopowały w pełnym pędzie. Drzewa szybko migały mi przed oczyma gdy z dużą prędkością mijaliśmy coraz to bardziej przerzedzony las. Nagle moim oczom ukazał się jasny, otoczony ładnym ogrodem zamek. Był on zbudowany z jasnego kamienia, przez co w porównaniu z posiadłością Errora był niezwykle delikatny.
   Nasze konie wgalopowały na plac wyłożony drobnymi, szarymi kamieniami. Eric szybko zeskoczył, po czym ujął oba konie i zaczął prowadzić przez dziedziniec. Podbiegła do nas służba dworu. Zszedłem z czarnego rumaka, po czym dołączyłem do mojego lokaja. Po chwili z dużych, frontowych drzwi wykonanych z jasnego drewna wyszły dwa szkielety: pierwszy z nich ubrany w karmazynowy frak a drugi, niższy w ładną, niebieską koszulę i szare spodnie.
   Podeszli do nas, po czym powitali.
- Witam na dworze Underfell. - oznajmił wyższy z przybyłych. - Jestem Fell, lord tego zamku. To jest Blue. - wskazał na niższego ze szkieletów.
Wyciągnąłem w jego stronę dłoń, po czym przedstawiłem się.
- Jestem Ink. To jest mój lokaj, Eric. Miło nam poznać.
Po chwili lord Fell zadał pytanie. - Dziwi mnie jednak, że zjawiliście się na koniach, bez jakiegokolwiek ekwipunku. Gdzie jest lord Error?
- Mieliśmy drobny problem na drodze, mianowicie w naszej karocy koło uległo znacznemu uszkodzeniu, uniemożliwiając dalszą jazdę. Gdy mój pan poszedł się rozejrzeć za czymś w lesie, miałem spróbować naprawić koło, jednakże nie powiodło mi się. Po pewnej chwili mój pan powrócił, każąc mi zabrać panicza jak najszybciej na dwór Underfell. Lord Error został na miejscu, lecz nie wiem z jakiego powodu. Dlatego też nie mamy przy sobie żadnych skrzyń. - w skrócie opowiedział całą akcję Eric. Lord Fell pokiwał głową, po czym skinieniem przywołał do siebie dwóch służących.
- Przydzielcie komnaty nowo przybyłym. - wydał krótkie polecenie.
   Wraz z Ericiem zostałem zaprowadzony do zamku, gdzie podążając za służbą przez ładne, ozdobione licznymi rzeźbami, obrazami i draperiami hole doszliśmy do naszych nowych komnat.
   Po odprawieniu służby usiadłem na łożu, pogrążony w myślach. Nie wiedziałem jakiego rozwoju wydarzeń mogłem się  spodziewać. Z tego apatycznego stanu wyrwał mnie głos Erica:
- Może zechciałby panicz rozegrać partię szachów?

   Miejmy nadzieję, że Sansik - pokojówka z poprzedniego rozdziału się podobał...

W końcu! Doczekaliśmy się mojej OC! Nazywa się DarkSkeleton666 (unikatowo, to wcalenie tak, że to moja nazwa z Watt, w ogóle), wszyscy mówią DS (czytając je jak angielskie litery). Poniżej zdjęcie go przedstawiające:

 Poniżej zdjęcie go przedstawiające:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Do następnego rozdziału.

   Liczę na Wasze komentarze. Kocham je czytać i wypełniają mnie determinacją.

   Do zobaczenia.

Krwawy Księżyc (Error X Ink)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz