Opowieść pełna niepojętych emocji i zmagań bohaterów w średniowiecznej scenerii. (UWAGA: może (na pewno XD) pojawić się tam yaoi) Serdecznie zapraszam do czytania. :3
No... to teraz akcja sprowadzać się będzie do tego wyczekiwanego balu na dworze Underfell, o który zapytania pojawiały się w komentarzach. Mam nadzieję że się spodoba. Zapraszam.
*Error's p.o.v.* Po wspólnym śniadaniu, no dobrze, po tym, jak patrzyłem jak Ink je, zacząłem się zastanawiać nad przygotowaniami do balu. Jasper nie zostanie przez te trzy dni sam na zamku, nie ma nawet takiej możliwości. Jest o wiele zbyt młody, w razie problemów lub niebezpieczeństwa ze strony łowców nie poradziłby sobie, a do tego nie mogłem dopuścić. Swoją drogą, Ink nauczył się tańczyć. Okazało się, że jest do tego wprost stworzony. Potrafi zatańczyć walca, poloneza i wiele innych tańców towarzyskich. Niestety, lecz po ostatnim zdarzeniu zesztywniał i nie idzie mu najlepiej. Ink nie wiedział nawet jakie stroje zabierze na bal. Ja na całe szczęście miałem przygotowane dwa fraki z jaskółczym ogonem i ciemnozielony garnitur. Eric, jako główny lokaj mojej posiadłości, miał jechać z nami. Jasper wyjeżdżał do mojej dalszej rodziny, a mianowicie kuzynostwa. Spora część to ludzie, jednakże prowadzą oni życie razem z wampirami, więc są zupełnie nieszkodliwi. Jasper dzięki temu wyjazdowi lepiej pozna zwyczaje śmiertelników. Wyjdzie mu to na dobre. Z resztą, przez cały czas mój przybrany syn stara się utrzymać jak najwięcej kontaktów z nie-wampirami. Ink przebywał teraz z pokojówkami, które pomagały mu wybrać odpowiednie stroje. Dzięki temu miałem trochę czasu na samotny spacer po moich ogrodach i rozmyślanie nad tym, czy Rada się co do niego nie myli. Wyszedłem z zamku jednym z tylnych, ogromnych, choć nie tak jak te frontowe, drzwi. Zacząłem powoli przechadzać się po alejkach wypełnionych słodkim zapachem wielokolorowych, kwitnących kwiatów. W nielicznych miejscach ogrodnicy zajmowali się pielęgnowaniem ogrodu. Przycinali krzewy, zcinali opadłe, niedoskonałe kwiaty i nawadniali donice. Stanąłem na malutkim mostku przebiegającym nad wąskim, powolnie płynącym strumykiem. Oparłem się o drewnianą, rzeźbioną balustradę, pochylając się lekko i obserwując prąd wody. Ciche szemranie strumyczka działało kojąco na moje rozbiegane, niepoukładane myśli. "Minęło już tyle czasu... A Rada ciągle nie ma żadnego tropu, czy Ink napewno jest Nim. To, że zlecili mi pilnowanie go na wszelki wypadek, co wiązało się z tym, że musiałem go porwać, było nieprzyjemnym dla Inka, lecz koniecznym dla całej rasy wampirów posunięciem. Starałem się, aby jego pobyt w tym miejscu był dla niego jak najmniej przerażający i przytłaczający, jednakże zawiodłem. Najlepiej moją porażkę pokazują wydarzenia ostatnich tygodni. Niestety, ale czasu nie cofnę, mimo, że tak bardzo bym chciał." Śpiew ptaków zamieszkujących koronę kwitnących drzew był piękny, brzmiał bardzo delikatnie, wręcz krucho. Pogrążony w zamyśleniu zacząłem myśleć nad Ericiem i jego przemianą w wampira. Nagle, niczym grom z nieba dotarło do mnie, do czego doszło. Nie wiedziałem, co o tym sądzić. W pierwszej chwili byłem okropnie zły, wręcz wściekły. Nim jednak dotarłem w furii do wrót zamku lepiej to przemyślałem. Przecież i tak nie mógłbym im tego zabronić, zawsze znaleźliby sposób na jakikolwiek kontakt. "Może zamiast się temu sprzeciwiać, zacznę to popierać?" Nie byłem już pewien co do swoich intencji. Z jednej strony, przecież Jasper ma po mnie objąć władzę, więc nie chciałbym, aby zajmował się teraz czymś innym niż edukacja w tym kierunku, jednak z drugiej strony... sam nie wiem.
Nadszedł dzień wyjazdu. Siedziałem wraz z Inkiem w czarnej, drewnianej karocy, którą Eric powoził. Z początku naszej podróży Ink nie był zbyt rozmowny. Unikał kontaktu wzrokowego, wszystkie moje próby rozmowy zbywał krótkim potaknięciem lub wzruszeniem ramion. Jedyne co zrobił, to utkwił swój wzrok za oknem. Nagle karoca gwałtownie podskoczyła i szarpnęła, przechylając się na lewą stronę. Złapałem Inka nim upadł, po czym ostrożnie wyprowadziłem go z karocy. Gdy stał już na ziemi, zwróciłem się do próbującego uspokoić konie Erica: - Co się stało? Łapiąc wierzchowca i przytrzymując go za uzdę odpowiedział: - Wygląda na to, panie, że konie się czegoś przestraszyły i szamocząc się sprowadziły karocę na rów drogi, przez co jedno z kół uległo zniszczeniu. Spojrzałem na uszkodzenia. Na krótką chwilę ogarnęła mnie furia, ale błyskawicznie została zastąpiona obawą, gdy kątem oka dostrzegłem nienaturalnie ciężki ruch pośród drzew. - Eric, zaczekajcie tu na mnie. Spróbuj coś zrobić z kołem. - po tych słowach ruszyłem w stronę wcześniejszego ruchu. Przechodziłem między drzewami, szukając sam nie wiem czego. Starałem się zbytnio nie oddalać, aby w każdej chwili móc szybko wrócić. Brnąc dalej przez gęsty bor, zacząłem czuć zapach zbiorowisko koni, psów i ludzi. Nagle moim oczom ukazało się małe obozowisko. Nie byli to jednak wędrowcy czy kupcy. To byli rozbójnicy, którzy bynajmniej nie wyglądali na niedoświadczonych w swoim fachu. Naliczyłem ich dwunastu - każdy uzbrojony po zęby, potężnie zbudowany mężczyzna. Nagle z wozu wyszła wysoka, umięśniona, niebieskoskóra kobieta odziana w lekką, skórzaną zbroję z metalowymi naramiennikami i nagolennikami. Miała krwistoczerwone z rudym blaskiem włosy związane w kitkę, a jej głowa była wygolona po bokach. U pasa zwisał jej krótki, półtoraręczny miecz i całe stadko ostrych jak brzytwa, sierpowatych noży. Blizna na jej twarzy przechodząca przez lewe, zakryte czarną przepaską oko nie świadczyła bynajmniej o jej łagodności. Zaczęła krzyczeć i doprowadzać do porządku całą bandę. Najwyraźniej była tam hersztem. Nagle podszedł do niej jeden ze zbójów i z tego co usłyszałem, mówił o łatwym łupie nieopodal. "O nie." - przemknęło mi przez myśl, po czym rzuciłem się pędem przed siebie słysząc, że szajka szykuje się do ataku.
Dziękuję za uwagę i do następnego, XXX już rozdziału.
A tu mamy Sansa, i proszę o nie zgłębianie tajnik jego ubioru. Po prostu autor ma niepokolei w głowie, ot co. (Wersja z kolorem i bez):
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.