ROZDZIAŁ XIII

1.6K 152 56
                                    

Na końcu jest mój rysuneczek. Jakby co, to ma 7 cm. Zapraszam do czytania :3 #nakońcubędziesłodko

*Jasper p.o.v.*
   Jak zwykle, biegałem po całym zamku. Wywróciłem trzy wazony i strąciłem żyrandol, gdy się na nim uwiesiłem. Po całej posiadłości rozległ się odgłos bitego szkła. Miałem powbijane odłamki w dłonie. Drżące, przycisnąłem je do siebie. Siedziałem na ziemi wśród pozostałości z żyrandola, łzy napłynęły mi do oczu. Rozwodnionym wzrokiem ujrzałem biegnącego do mnie Erica. Przyklęknął przy mnie.
- Paniczu Jasper, proszę pokazać dłonie. - powiedział zachowując kamienny spokój.
- Strasznie boli... - wyjąkałem, wyciągając przed siebie trzęsące się ręce. Lokaj obejrzał je z każdej strony.
- Znowu skakał panicz po żyrandolach? - zapytał gniewnie.
- T-tak.
- Na trzy, wyciągnę szkło. Teraz będzie boleć. Paniczu, proszę odliczać. - powiedział, chwytając kawałek szkła.
- Raz... Dw- - nagle poczułem przeszywający ból w dłoni. - AUAA! - wykrzyknąłem na cały hol.
- Proszę się uspokoić. Jeszcze dwa. - powiedział Eric. - Naprawdę, nie wiem, po co panicz wiesza się na tych żyrandolach... - rzucił mi oskarżające spojrzenie. Złapał za dwa pozostałe kawałki na lewej dłoni. - No to teraz te.
Już chciałem znowu zacząć liczyć, ale Eric po prostu wyszarpnął szkło z mojej ręki. Moim ciałem wstrząsnęła fala bólu a po policzkach spłynęły łzy. Lokaj oderwał swój jedwabny rękaw, po czym owinął moje dłonie
- Już po wszystkim. - przytulił mnie. - Za chwilę powinno nie być śladu po całym incydencie.
   Od razu poczułem, że ból odpływa. Jako wampir mam niezwykłą zdolność regeneracji. Po chwili Eric pomógł mi wstać.
- Panie. - powiedział krótko ze skinieniem głowy. Obejrzałem się za siebie i ujrzałem tatę.
- Przepraszam tato. - powiedziałem ze skruchą. Uśmiechnąłem się do niego, lecz niestety nie zadziałało. Dalej był wściekły.
- Jesteś za to odpowiedzialny, Jasper? - zapytał ostrym głosem. Spojrzałem na niego. Jedyne, co mogłem zrobić, to wziąść całą winę tak, jak przystało.
- Tak. - powiedziałem patrząc ojcu prosto w oczy. - I dlatego... Przepraszam.
Chwycił mnie za zawinięte dłonie, po czym spojrzał gniewnie na frak Erica.
- To nie jego wina! - stanąłem między nim a kamerdynerem, zasłaniając lokaja rękoma. - Zrobił to, co musiał! Nie krzycz na niego! - szybko powiedziałem.
- Po pierwsze, nikt nie ma zamiaru na nikogo krzyczeć. - spojrzał na mnie. - A po drugie to wiem, że to nie jest wina Erica, tylko twoja. - wskazał na mnie palcem. - Ach, co ja mam z tobą zrobić?
Uśmiechnąłem się do niego ładnie.
- Dobrze, po prostu idź już do swojej sypialni i nie zniszcz niczego do końca dnia. - oznajmił zrezygnowany. Szybko pobiegłem do swojego pokoju.
*Error's p.o.v*
   - Ericu, zajmij się proszę tym bałaganem. - powiedziałem do lokaja.
- Oczywiście, panie. - potaknął.
    Ruszyłem do gabinetu. Usiadłem za drewnianym biurkiem, rozkładając kartkę papieru. Zamoczyłem pióro w kałamarzu. Zacząłem pisać w imieniu Rady Wampirów. Potrzebowaliśmy zebrania radnych poszczególnych rodów z tego regionu. W większym, mającym duże znaczenie mieście zaczęli pojawiać się egzorcyści i łowcy wampirów.  Z dnia na dzień słyszę o śmierci coraz to innych wampirów, od najstarszych aż po małe dzieci. Aby móc działać, potrzebowaliśmy zgody większości Rady. Nawet jako Jeden z Trzech nie mogłem sam o tym zadecydować. Wysyłałem od dłuższego czasu listy w związku z ogłoszeniem Rady. Do spotkania miało dojść w moim zamku, za pięć dni. Pisałem właśnie ostatni list, gdy usłyszałem pukanie do gabinetu.
- Proszę. - odpowiedziałem. Widok wchodzącej osoby mnie zaskoczył.
"Czego chciałby ode mnie Ink... Ink! Co ja zrobię z Inkiem, gdy przyjadą wampiry? Ale o tym później..." - pomyślałem.
- Nie przyszedłeś na obiad. - powiedział do mnie. - A co gorsza, nie spędzasz z synem czasu. To jest podłe. - zarzucił mi. Mimo tego, że wiedziałem, że ma rację, uniosłem się.
- Nie powinieneś się wtrącać! - zamachnąłem się ręką, zrzucając ze stołu papiery i kałamarz. Atrament wylał się na podłogę. Spojrzałem wściekle na Inka. Właśnie dlatego, że powiedział prawdę, tak mnie poniosło. Ink skulił się przy ścianie, przymykając oczy. Spojrzałem, co zrobiłem. W lustrze naprzeciw ujrzałem siebie - nie, nie, to nie byłem ja, tylko wściekły potwór. Otrząsnąłem się z gniewu. Popatrzyłem na wystraszonego Inka.
- Ink, ja nie chciałem... - wstałem. Ink drgnął. Podniosłem rozrzucone kartki i położyłem je spowrotem na biurko. - Poniosło mnie. Przepraszam. Masz rację. - podszedłem do niego. - Naprawdę, bardzo cię przepraszam.
- Wporządku. Przeprosiłeś, a to jest najważniejsze. - przytulił mnie. Bardzo mnie to zaskoczyło. Objąłem go. Był bardzo drobnej budowy. Wyglądał przy mnie jak dziecko. Nie mogąc się opanować, przesunąłem palcami po jego kręgosłupie. Wzdrygnął się, ale mimo tego nie przestałem. Złapałem jego obie dłonie i przytrzymałem za swoimi plecami tak, aby nie mógł się ruszyć. Zarumienił się na tęczowo, ale nie stawiał oporu. Zamknął oczy.
- Kocham cię, Ink. - wyszeptałem, po czym delikatnie go pocałowałem. Poczułem, jak wiotczeje w moich ramionach. Zamknąłem oczy. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Od teraz Ink należał tylko do mnie.

A tutaj mamy Sansa tak, zgadza się!  W podwianej wiatrem ślicznej sukience z kokardą X3

A tutaj mamy Sansa tak, zgadza się!  W podwianej wiatrem ślicznej sukience z kokardą X3

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Do następnego, paa :3

Krwawy Księżyc (Error X Ink)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz