Dzień wolny. Jak zwykle cały mój czas poświęcam na rozmyślania o tobie. Nie mogłem już wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu, więc postanowiłem, że powdycham trochę świeżego powietrza. Był akurat okres zimowy i musiałem cieplej się ubrać. Zawiązałem na szyi czerwono-złoty szalik, który uprzednio ci zwinąłem. Nie pasował mi do stroju, ale nie dbałem o to. Ponieważ dopóki to był twój szalik, styl nie miał znaczenia. W drodze na błonia mijałem wiele osób, które proponowały mi wspólne spędzenie czasu. Jednak ja wolałem być w tej chwili sam, więc albo je ignorowałem, albo oschle odmawiałem. Zatrzymałem się, aby popatrzeć na zimowy krajobraz rozciągający się przed moimi oczyma. Pomyślałem, jakby było cudownie, gdybyś w tym momencie stał tu, razem ze mną i pozwolił mi ująć twe zimne dłonie, aby je ogrzać. Oglądalibyśmy tę wspaniałą scenerię i marzlibyśmy od przejmującego mrozu, ale nasza miłość wystarczyłaby, żeby nas ogrzać. W pewnym momencie z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk. Czysty, piękny dźwięk, którym był twój śmiech.
Za każdym razem, kiedy się śmiałeś chłonąłem każdy nieskazitelny dźwięk, który wydobywał się z twoich ust.
Również teraz stoję na mrozie i przymykam oczy, słuchając tej przepięknej muzyki, którą tylko ty potrafisz tworzyć.
CZYTASZ
Za każdym razem {Drarry} (KOMPLETNE)
FanfictionMyśli, które przeleciały przez głowę pewnej osoby, prędzej, niż by chciała. Pragnienia, które nigdy się nie spełnią. Słowa, które nigdy nie zostaną wypowiedziane. Czyny, których nie dane będzie mu wypełnić. W jaki sposób będzie próbował radzić sobi...