Dzień przed meczem quidditch'a. Stałem na stadionie, wydzierając się na zawodników i co chwila masując swoje skronie. Wszystko mnie denerwowało począwszy od radośnie świecącego słońca, a kończywszy na niezawiązanych sznurówkach Blais'a. Nie mogłem dłużej znieść tego całego harmidru, więc udałem się do szatni. W sumie nie ćwiczyłem za dużo i mogłem się po prostu przebrać, lecz poszedłem pod prysznic. Zimna woda niestety nie pomogła mi pozbyć się napięcia. Jeszcze bardziej zirytowany przekroczyłem wrota zamku. Uczniowie unikali mojego wzroku i uciekali mi z drogi. Niektórzy nieuważni dostali za swoje, ale nie będę o tym mówić. Z głębokim westchnieniem usiadłem na swoim miejscu w Wielkiej Sali. Przymknąłem powieki. Nawet nie wiem na co czekałem, ale pamiętam, że siedziałem tak dosyć długo. A przynajmniej na tyle, żeby Pansy zaczęła wypytywać się, co jest. Zbyłem ją wymówką o badziewnym treningu. Oczy pozostawiłem już otwarte. Ujrzałem bowiem, że uczniowie już się zbierają, więc zacząłem cię wypatrywać. No nie powiem, trochę czekałem, ale opłacało się. Wkroczyłeś na salę razem ze swoimi przyjaciółmi, uśmiechając się od ucha do ucha. O Merlinie... to chyba najcudowniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem.
Za każdym razem, kiedy widziałem twój uśmiech pragnąłem, by on był dla mnie.
Spojrzałeś na mój stół i mina od razu ci zrzedła.
CZYTASZ
Za każdym razem {Drarry} (KOMPLETNE)
FanfictionMyśli, które przeleciały przez głowę pewnej osoby, prędzej, niż by chciała. Pragnienia, które nigdy się nie spełnią. Słowa, które nigdy nie zostaną wypowiedziane. Czyny, których nie dane będzie mu wypełnić. W jaki sposób będzie próbował radzić sobi...