10. Śpiewanie

424 51 6
                                    


Były takie wieczory, gdy zmęczeni po całym dniu polowań, patroli, zabijaniu martwych i oporządzaniu małego ogródka znajdującego się na terenie dawnego wybiegu więźniów, siadywali w bloku C i rozmawiali.
Czasami planowali kolejne akcje, a czasem, tak jak dziś, wracali do przeszłości, wymieniając się własnymi historiami.
Carl, szczupły chłopaczek z burzą ciemnych włosów, krążył między grupą, kołysząc w swoich ramionach siostrę; Judith przyszła na świat zaledwie dwa miesiące temu, odbierając życie matce.
Rick siedział oparty o ścianę i obracał w palcach rewolwer, słuchając Hershela, najstarszego mężczyzny w całej grupie. Jego dwie córki – Maggie i Beth – dotrzymywały mu towarzystwa, uzupełniając historię o dawnym życiu na farmie, a za starszą z sióstr siedział Gleen, gładząc ją po spiętych ramionach. Była jeszcze Carol, kobieta o sterczących, mysich włosach i Murzyn T-Dog, który działał na Merle'a niczym płachta na byka.
W progu środkowej celi znajdowała się rudowłosa dziewczyna, która towarzyszyła byłemu szeryfowi w magazynie. Zielone, kocie oczy, zerkały w stronę braci i Paili, która siedziała na schodach za Dixonami.
Jak zwykle nie brali udziału w wieczornych spotkaniach, ale tym razem zeszli na dół, zajmując się sobą. Daryl opierał ramię o poręcz, a Merle klął pod nosem, gdy T-Dog skrzyżował z nim nienawistne spojrzenie.

 - Przypierdolę mu – zatrząsł się, ale Daryl szturchnął go butem w kostkę.

 - Wyluzuj. Obiłeś mu mordę trzy dni temu, wystarczy mu na kolejne trzy, a potem możesz poprawić.

 - Jesteście straszni – Pai wychyliła się między ich głowy. – Może zaczęlibyście żyć jak inni?

 - Po co? – Parsknięcie Merle'a opluło jej policzek. Zgorszona uniosła brew, a mężczyzna pchnął ją w tył. – Zajmij się sobą.

 - Przeszkadzam ci?

 - Tak.

 - Mi też obijesz mordę?

 - To propozycja? Bo kusi.

 - Milutki, nie ma co – założyła ręce na piersiach. – Kto ma dziś patrol?

 - Ty i młody – pokazał na brata. – Będziecie mogli ochrzcić strażnice.

 - Och, weź skończ. Zostawiam to tobie.

 - Już to zrobiłem – zaśmiał się triumfalnie, a Daryl przekręcił z niedowierzaniem głowę.

 - Zwaliłeś kapucyna na wieży? – zapytał, robiąc sugestywny ruch ręką. Paili skrzywiła się z niesmakiem na samą myśl, ale Merle pokręcił głową, dumny, że może ich zaskoczyć.

 - Ruda dziecinka mi pomogła – rozłożył się na stopniach i rzucił krótki uśmieszek w kierunku Katii.

 - Oszczędź szczegółów – Pai wstała z miejsca i prześlizgnęła się między nimi.

 - Oszczędzę, bo byś zazdrościła i też chciała.

 - Jasne, z tobą szczególnie – obróciła się przez ramię i wsadziła sobie palec do gardła.

 Dalsza dyskusja nie miała sensu, zresztą nie tylko o to chodziło. Poczuła nutkę zazdrości, gdy Merle przyznał się do numerku z obcą dziewczyną.
I nie chodziło o niego, bo był ostatnim facetem, o którym mogłaby pomyśleć w ten sposób, ale nie zmieniało to faktu, że traktowała go jak swojego. Bo przecież on i Daryl byli jej – to ona pomagała im przez pół roku, jadła z nimi upolowane zwierzęta i opatrywała głębsze rany – a nie obca, co właśnie zmierzyła ją od góry do dołu.
Podeszła do Ricka i oznajmiła, że wychodzi na wartę, a mężczyzna skinął tylko i kazał jej zabrać broń ze składziku. Wchodząc do sąsiedniego pomieszczenia musiała przystanąć.
Beth, drobniutka blondyneczka o bladej cerze i lękliwym spojrzeniu, posiadała cudowny głos, a gdy zdobywała się na odwagę, by zaszczycić ich śpiewem, Pai czuła ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa.
Tak było i tym razem.
Stała pośrodku w ciemnym pomieszczeniu i słuchała melodii, zatracając się w słowach.
Oparła rękę o zimną, kamienną ścianę i jak najciszej wtórowała młodszej dziewczynie, otwierając usta, wprawiając w ruch struny głosowe.

 Dzielisz moje imię i dzielisz moje sny
Nie patrz na inne bądź wierny mi
Lecz trzeba na kogoś zwalić winę swą
Bierz pierwszy telefon i po gliny dzwoń


 Zrobiła kilka kroków i pojawiła się w słabym świetle świec, przy których siedziała grupa.
Patrzyła na Ricka, który wziął córkę i tulił do siebie, na Maggie opartą o pierś Gleena i na dwóch braci, którzy z dziwnym blaskiem w oczach, wsłuchiwali się w płynące słowa.
Merle spoważniał, odpływając we własne myśli, a Daryl zagryzał dolną wargę i przez chwilę wyłapała jego wzrok; spokojny, z widocznym odprężeniem. Posłała mu lekki uśmiech, a potem znów obróciła się do Beth.

 Czy wznosisz się w górę, czy spadasz w dół
Znów palisz swój dom aż po sam grunt
Nie ma nic co zatrzyma cię tu
Pozostawiasz świat a zabierasz ból.


30 Day - Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz