Na polanie przed Mystery Shack robota szła w najlepsze. Pomimo iż wszyscy zostali zagonieni, a raczej zmuszeniu do niej przez Mabel, uśmiechy z ich twarzy wcale nie znikały. Wręcz przeciwnie, wykonywali powierzone im zadania z wielkim zadowoleniem. Co się dziwić? Nareszcie po roku znów byliśmy w komplecie. A raczej prawie. Ze zniecierpliwieniem wyczekiwałem momentu, kiedy dane mi będzie ponownie zobaczyć wujków. Miałem im tyle do powiedzenia, a także sam byłem ciekaw jakie to opowieści przywiozą ze sobą.
Grenda i Candy przysiadły na ziemi przed wielkim kawałkiem płótna, malując na nim jakiś napis czarną farbą. Natomiast Wendy siedziała na małej ławeczce na ganku, pompując kolorowe balony.
- Gdzie Soos? - zapytałem, nie mogąc dostrzec go w okolicy.
- Pojechał do sklepu po przekąski - odrzekła Mabel, zmierzając do środka chaty.
Mając już przekroczyć próg wejścia, przystanąłem i popatrzyłem na Wendy.
- Nie potrzebujesz może z tym pomocy? - spytałem, choć jej robota nie wydawała się szczególnie ciężka. Mimo to chciałem zamienić z nią jeszcze choćby kilka słów. Ugh, Dipper, masz przecież na to całe lato, wyhamuj trochę.
Wendy otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wnet Mabel chwyciła mnie za ramię i pociągnęła do wnętrza chaty. Zaskoczony straciłem równowagę i pewnie wylądowałbym z hukiem na ziemi, gdyby siostra nie podtrzymała mnie w ostatniej chwili.
- Co ty wyrabiasz? - syknąłem, zirytowany jej głupimi pomysłami. Ale kiedy tylko podniosłem wzrok na jej twarz, dostrzegłem na niej wielki uśmiech oraz błyszczące podekscytowaniem oczy. Już wiedziałem co się szykuje - Mabel nie wiem co ci właśnie wpadło go głowy i co za plan się w niej rodzi, ale zatrzymaj to póki możesz.
- Pff... - wywróciła oczami, przysuwając do twarzy swoje splecione dłonie i trzepocząc rzęsami - Jakże bym mogła zatrzymać wciąż kwitnącą miłość w moim ukochanym braciszku - odparła słodko.
Dobrze wiedziałem o co jej chodzi, mimo to zapytałem speszony.
- O czym ty gadasz?
- O tym, że wciąż coś czujesz do We... - nie dokończyła, gdyż szybko zatkałem jej usta dłonią.
- Ciszej...! - wycedziłem szeptem przez zęby, oglądając się na uchylone drzwi - Bo jeszcze usłyszy!
Mabel posłała mi triumfujące spojrzenie, odsuwając moją dłoń od jej ust.
- Ha! A więc jednak!
Kurczę, dałem się złapać na tak banalną sztuczkę! Mabel może momentami sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała co się wokół niej dzieje, ale naprawdę była to tylko przykrywka, by wprowadzać w życie swoje podstępny plany. Szczególnie jeżeli chodziło o takie sprawy jak stosunki damsko-męskie. Ech, czy ona naprawdę nigdy się nie zmieni?
- To nie tak... - rzekłem, lecz natychmiast popełniłem kolejny błąd, spuszczając na sekundę wzrok z twarzy siostry. Tymczasem ona wnet dostrzegła to małe uchylenie z mojej strony i przystąpiła do ataku.
- Dipper, nawet ślepy by to zauważył! Nadal coś do niej czujesz.
- Niby skąd to wywnioskowałaś? Nie można już grzecznie kogoś spytać czy nie potrzebuje pomocy?
- Owszem, można. Ale gdybyś nie był tak zapatrzony w Wendy, zauważyłbyś, że Grenda i Candy faktycznie potrzebowały trzeciej pary rąk do pomocy.
I tu mnie miała. Przez chwilę zamyśliłem się nad dobrym argumentem, lecz wiedziałem, że i tak nie wygram już tej walki. Ostatecznie zdecydowałem się poddać.
- Dobra, wystarczy - odparłem naburmuszony, chowając ręce do kieszeni bluzy - Poznośmy jak najszybciej te krzesła... - szurając nogami, zacząłem wspinać się po schodach.
Zaraz jednak poczułem jak siostra zarzuca mi swoje ramię na szyję. Widocznie nadal mało jej było pastwienia się nade mną.
- Hej, bro! Nie ma co się obrażać - zawołała entuzjastycznie - Zainicjuję wam najlepszą randkę jaką tylko moglibyście sobie wymarzyć!
W bynajmniej niedelikatny sposób zrzuciłem jej ramię z mojej szyi.
- Ale kiedy ja nie chcę żadnej randki!
- Oj, chcesz, chcesz - poklepała mnie zachęcająco po ramieniu - Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Znudzony, wywróciłem oczami.
- Mabel, kiedy ty w końcu dorośniesz?
- Dorosła osoba nie boi się wyznawać swoich uczuć, panie och-patrzcie-jaki-jestem-dorosły - odparła, pokazując mi język.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Jakby na to nie spojrzeć, miała rację.
---
- Ile mam ci podać tych krzeseł? - zawołałem stojąc już na ciemnym, zakurzonym strychu.
- Cztery... Może pięć, jak będzie! - odpowiedziała Mabel stojąc pod wąskimi, składanymi schodami prowadzącymi na strych.
Ogarnąłem wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu składanych siedzisk. A czego tu nie było! Istna skarbnica wspomnień i niepotrzebnych rzeczy. Wszystkie przedmioty stały albo pokryte grubą warstwą kurzu, albo zakryte pożółkłymi przez lata płachtami. Szykuje się zabawa na co najmniej godzinę. Super...
Zacząłem torować sobie drogę do dalszej części pomieszczenia po przez przesuwanie wszystkich rzeczy na bok i tym samym wprawiając cały zaległy na nich kurz w ruch. Kichałem i prychałem niemiłosiernie, narzekając w myślach na moją alergię. Udało mi się już podać na dół Mabel dwa krzesła i właśnie kierowałem się do następnego stojącego w kącie. Postąpiłem pewnie krok do przodu, gdy deska pod moją stopą złamała się z trzaskiem. Przestraszyłem się niespodziewanym spadkiem mojej nogi w dół, ale zaraz zdałem sobie sprawę, że nic poważnego się nie stało. Przysiadłem na podłodze, by wyciągnąć stopę z dziury i gdy to zrobiłem zauważyłem, że znajduje się w niej coś jeszcze. Zaciekawiony sięgnąłem dłonią w głąb zapadliny, wyciągając z niej książkę. Kiedy tylko obróciłem ją przodem do mnie, zdałem sobie sprawę czym tak naprawdę była.
W moich rękach znajdował się właśnie dziennik numer cztery.
CZYTASZ
Do następnego razu || Gravity Falls
FanfictionDipper i Mabel jak co roku przyjeżdżają do Gravity Falls, by spędzić kolejne spokojne, acz udane wakacje. Jednakże te mają okazać się nieco inne. Stan oraz Ford po trzech latach powracają do miasteczka po udanej wyprawie na Ocean Arktyczny. Lecz czy...