11. Obiecał

598 92 29
                                    

  Obiecał.
  Obiecał, że będzie.
  Że wróci.
  Że nie zostawi.
  Kłamał.
  Kłamał i to bolało.
  Wystawił go.
  Dla swojego wroga.
  Miał w dupie jego cierpienie.
  Najzwyczajniej w świecie sie nim zabawił. W chwili, w której Leondre zaczynał mu ufać.
  A zaufania tak łatwo nie odbuduje. Te pierdolone 'przepraszam' nie poskłada tysiąca szklanych kawałeczków, które pozostały z jego serca.
  Fakt. Może i poprawi humor. Ale nie zagoi rany, która pojawiła sie gdzieś w klatce piersiowej.
  To tak samo, jakby przykleił plaster do pobitej szyby. Zagoiła by sie?
  Oczywiście, że nie.
  To samo było z odbudowaniem zaufania. Mógł przepraszać. Mógł błagać na kolanach i obiecać, że to ten ostatni raz. Mógł wylać morze łez, ale i tak nie sklei ze sobą tysiąca kawałeczków. Mógł błagać na kolanach, ale i tak nie otrzyma drugiej szansy. Nie ujrzy tego szczerzego, pełnego radości uśmiechu. Nie zobaczy iskierek w oczach. Nie odzyska go. Nigdy.
  Ponieważ go zranił. Nawet, jeżeli zrobił to nieświadomie — zranił go.
  Mógł nie wiedzieć, nie musiał przecież wiedzieć o takich rzeczach. Ludzie popełniają błędy, a blondyn także był tylko człowiekiem. Nie chciał, nie zrobił tego świadomie.
  Chciał mu pomóc, lecz został zmuszony do sprawienia mu krzywdy. Grożono mu.
  Nie chciał tego robić. Ale przecież nie cofnie czasu, prawda? Nie cofnie także wypowiedzianych słów oraz wykonanych gestów. A chciałby. Nawet bardzo.
  Czy żałował? Oczywiście. Zranił tą małą istotkę i nie miał pojęcia, jak ją przeprosić. Nie miał pojęcia, jak sie do tego zabrać. Zranił osobę, która ufała tylko jemu, która nie miała nikogo innego, kto by sie nią interesował.
  Drwił z niej, by następnie ją uderzyć. Tak, cholera. Uderzył go. Pomimo iż obiecał sobie, że nigdy nie podniesie na jego ręki.
  Dałby sobie dłoń uciąć, byle tylko brunet zyskał szczęście.
  Ale zjebał. Wszystko zjebał i czuł sie winny. Bo był winny. Uderzył go, wyśmiał. To wystarczyło, aby zaczął wstydzić sie swojego zachowania, swoich czynów.
  Niby był taki męski.
  Dobroduszny.
  Silny.
  Kochany.
  A zranił najdelikatniejszą osobę na świecie i nie potrafił jej przeprosić.
  Chociażby chciał.
  Te słowo nie potrafiło wyjść z jego ust.
  A gdy już wydobywało się z warg, bruneta nie było w pobliżu.
  Lecz to nie wszystko.
  Pozwalał, na sprawianie mu krzywdy.
  Na wytykanie palcami.
  Na zaczepki.
  I widział ból oraz strach w jego oczach,
ale nie podszedł.
  Nie mógł. Nie potrafił zrobić chociażby jednego kroku.
  Mógł tylko przyglądać sie poczynianiom jego kolegów z klasy i ignorować to.
  Starać sie nie widzieć. Nie zwracać na to uwagi.
  Ale chciał pomóc i dlatego czuł sie przyrośnięty do ziemi.
  Bo pozwalał cierpieć takiej delikatnej osobie.
  I nie reagował.
  Pragnął być znowu ślepym na świat,
lecz nie potrafił.
  Codziennie widział cierpienie innych, lecz nikomu nie potrafił pomóc.
  Wszystkim, co robił, było ranienie takich osób jak Leondre.
Czuł sie z tym okropnie.
  Był bezużyteczny.
  Był potworem.

✔ Homophobia | ChardreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz