12. Oddychaj

573 78 16
                                    

  Nic nie poradzę na to,
kim jestem,
jaki jestem,
i dlaczego taki jestem.
  Mogę po prostu cieszyć sie z tego, jaką wspaniałą osobą się urodziłem oraz z uśmiechem witać każdy dzień.
  Najpierw jednak musiałbym nauczyć się żyć.
  Oczywiście zawsze mogę próbować, nie wątpię, iż mi sie uda.
  Z dnia na dzień z pesymisty może stać sie wiecznie wesoły optymista,
ale czy pasowałoby to do mnie?
  Nie wiem.
  Spójrzmy prawdzie w oczy - od dłuższego czasu nie potrafię się chociażby uśmiechać. Nie potrafię chociaż na chwilę przestać myśleć o okropieństwach tego świata.
  A chciałbym. Chciałbym znowu się śmiać, uśmiechać, chichotać, rumienić. Chciałbym móc cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Lecz czy potrafię?
  Oczywiście, że tak. Najpierw potrzebuje jednak odpowiedniej osoby u boku, która sprowadzi na moje wargi uśmiech.
  Ale jej nie ma.
  A ja jedyne, co mogę jeszcze robić, to oddychać.

  Z westchnięciem odłożył długopis na biurko obok oraz oparł sie o krzesło. Minął tydzień, odkąd Charlie podniósł na niego rękę. Od tamtej chwili nie odezwał sie do niego ani słowem.
  Nadal oczekiwał przeprosin.
  Nadal oczekiwał sms–a z prośbą o spotkanie.
  Nadal oczekiwał próby połączenia.
  Ale on nie przeprosił,
nie napisał,
nie zadzwonił.
  Zniknął. Rozpłynął sie w powietrzu, a czar prysł.
  Wszystko sie skończyło.
  Odszedł, rzucając bruneta w zapomnienie.
  Milczał, przez ten cały czas milczał. Milczał, lecz kto wie, być może ta cisza była głuchym krzykiem dającym więcej niż głośne 'przepraszam'?
  Czasem cisza jest najgłośniejszym krzykiem.
  A krzyk ciszą.
  I cierpiał, naprawdę cierpiał, gdy tamten nawet nie raczył spojrzeć na niego na korytarzu. Ale przecież tego głośno nie powie.
  I mimo wszystko, nikt nie widział jego cierpienia. Bo usta sie śmiały, ale w nocy, gdy wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie i tylko nieliczni przechadzali sie jeszcze uliczkami miasta, te piękne, czekoladowe tęczówki wylewały wodospady łez.
  Z oczu, które nigdy nie powinny płakać, co noc lała sie słona ciecz.
A to wszystko było winą jednego, nic nieświadomego blondyna, który zranił tak kruchą istotkę, jaką był Leondre, następnie zrywając kontakt bez słowa. Dokonał sie takiego bezdusznego czynu, ignorując jego ból oraz cierpienie.
  A następnie odezwał sie,
jakby nic sie nie stało.
  Jakby sytuacja z przed tygodnia wcale nie miała miejsca.
  — Hej — powiedział, uśmiechając sie promiennie. Swoją radością oraz optymistycznym podejściem do życia zarażał wszystkich wokół, lecz nie zagubionego bruneta, który wlepiał w niego pełne bólu  spojrzenie.
  Lecz tym razem Charlie nie widział tego bólu, z tygodnia na tydzień stając sie ślepym na otaczający go świat. Nie chciał widzieć cierpienia w tych idealnych, czekoladowych tęczówkach.
  — Hej — odpowiedział brunet. W tamtej chwili jedyną rzeczą, którą zaprzątał myśli, było
oddychanie.

✔ Homophobia | ChardreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz