14. Słaby

488 85 12
                                    

  — Ryby i Leondre głosu nie mają! — krzyknął rozwścieczony ojciec, ciskając w swojego wystraszonego syna porcelanową miską. W swojego syna. Swoje dziecko.
  Nie zdążył sie odsunąć. Nie miał na to siły. Mógł po prostu stać tam tak i obserwować, jak z wskazującego palca, w który wbił sie kawałek szkła, kapie krew wprost na podłogę. W głowie co chwilę przemykało mu ciche 'dlaczego ja?', bo przecież to wszystko nie było jego winą. Chciał przecież z tym walczyć, lecz nie potrafił. Starał sie, starania nic nie dały. Terapia oraz wieczne poniżenia także nie. Jaki był sens istnienia w świecie, w którym każdy ma do ciebie jakiś problem? Żaden. Gdyby był odważny już dawno nie byłoby go na tym świecie, jednak bał sie. Bał sie śmierci, jak każdy zdrowy na umyśle człowiek. Strach nie jest niczym złym, każdy go odczuwa. Nawet ci, którzy chwalą sie tym, iż niczego sie nie boją, chowają sie gdzieś w kątach swojego umysłu, nie chcąc dopuścić do siebie okrucieństwa tego pustego, szarego miejsca. Strach przychodzi w różnych postaciach, niektórzy boją sie pająków, inni ciemności. Jednak każdy ma obsesję na tej jednej rzeczy — śmierci.
  Jaki ma sens nasze istnienie, skoro i tak kiedyś umrzemy? Odejdziemy w zapomnienie, nikt nas nie zapamięta ponieważ osoby które by nas znały z czasem także odejdą z tej ziemi. Z prochu powstaliśmy, w proch sie zmienimy.
  Leondre nie raz zastanawiał sie nad odejściem z tego świata, jednak nie potrafił wykonać tego ostatecznego cięcia. Bał sie. Chociaż nie, miał nadzieję. Miał nadzieję, że znajdzie sie ktoś, kto go uratuje, pokaże mu piękno tego świata, wprowadzi do raju niczym Adam Ewę. Pomoże mu cieszyć sie życiem oraz będzie wiecznie trwał.
  Tak naprawdę nie chciał umierać. Chciał, aby ktoś go uratował.
  I ta osoba pojawiła sie, lecz tak szybko, jak sie pojawiła, tak i zniknęła, odeszła w zapomnienie. Charlie — blondyn o tęczówkach barwy oceanu, pomógł mu sie przełamać. Pokazał mu tą lepszą stronę życia, udowodnił, iż ma ono sens. Pomógł, był, trwał.
  Lecz po co robił to wszystko, by później ot tak to zepsuć? Ten mur, który wokół nich tak zawzięcie budowali?
  Mur był teraz pomiędzy nimi.
  Uderzył. Raz, drugi.
  Ale przecież przeprosił, a jego przeprosiny zostały przyjęte.
  Lecz i to nie powstrzymało go, do dalszego krzywdzenia przyjaciela. Pomimo, iż wiedział w jakim on jest stanie i może, ale tylko może domyślał sie, co dzieje sie u niego w domu, za zamkniętymi drzwiami, gdy nikt nie patrzy.
  Cierpi.
  Cierpi w każdej godzinie, minucie, sekundzie, w każdej setnej swojego życia.
  Cierpi, siedząc na krawędzi mostu oraz wylewając ocean łez. Spogląda na wodę oraz na zwisające w dół nogi oraz przysuwa sie do krawędzi, tak, że tylko jego pupa jej dotyka, lecz po chwili odsuwa sie, zeskakuje z murku i zaczyna jeszcze bardziej płakać.
  Nie potrafi skoczyć.
  Jest słaby.

✔ Homophobia | ChardreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz