Część II

935 43 0
                                    


Hermiona zamarła. Nigdy się nie lubili, ale nie życzyła mu źle. No i jak to możliwe, że nic nie napisali w gazetach? Fakt, Prorok - dzięki innej ekipie redakcyjnej - stał się o wiele rzetelniejszą gazetą, ale Malfoy'ów znał każdy.

- Czy... Czy Pan Draco... - nie wiedziała jak go nazywać, w końcu nigdy nie mówili sobie po imieniu.

- Nie - zaprzeczyła gwałtownie Narcyza. - Draco jest tutaj ze mną.

Hermiona odetchnęła głęboko - choć sama nie wiedziała dlaczego - jednocześnie będąc w jeszcze większym szoku, niż poprzednio. Jednym chlustem wypiła wodę ze szklanki stojącej na biurku, a potem gwałtownie opadła na swój fotel zbierając myśli. Malfoy ma rodzeństwo, to niesamowite! - myślała. Gdyby była jakąś pustą i nieczułą plotkarą zapewne od razu wysnułaby z milion teorii, dlaczego pani Malfoy pozbyła się swojego dziecka, zaczynając od tej, że dziecko było charłakiem. Ona jednak wiedziała, że sprawa ma głębsze znaczenie.

- Zapłacę ile pani zażąda, ale proszę mi pomóc. - Narcyza korzyła się przed brunetką, by ta tylko się zgodziła.

- Oczywiście, że zrobię co w mojej mocy - pośpieszyła z odpowiedzią.

Narcyza odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się delikatnie. Hermiona sięgnęła do intercomu i powiedziała:

- Megi, przynieś nam, proszę, dwie kawy. - Zaraz potem zwróciła się z powrotem do Narcyzy. - Może, zanim przyjdzie, porozmawiamy o czymś trochę innym. - Kobieta kiwnęła jej głową na znak, że słucha. - Dlaczego przyszła pani do mnie, a nie do aurorów?

- Aurorzy... Chyba za nami nie przepadają, poza tym, oni nie zajmują się takimi sprawami. Widzi pani, zastanawiam się, czy gdyby nie Draco i Lucjusz zdecydowałabym się do pani przyjść. - W Hermionie coś drgnęło, gdy usłyszała te słowa. Te i te po nich. - W końcu nie ma pani żadnego powodu, by mi pomóc.

Wtedy weszła dziewczyna z kawą. Ze srebrnej tacy zdjęła porcelanowe filiżanki z czarnym, mocnym płynem, cukiernicę i mleczko do kawy. Efektu przepychu i elegancji dopełniały srebrne łyżeczki. Megi uśmiechnęła się i wyszła.

Hermiona wyciągnęła teczkę, kartki i czerwone, samopiszące pióro. Narcyza z niepokojem spojrzała na przedmiot, a potem na wielkie okno za plecami Hermiony, przez które widać było tłumy zmierzających w przeróżnych kierunkach mugoli.

- Spokojnie, zadbałam o to - uspokoiła Hermiona. - A więc, - zaczęła, a notujący przedmiot zawisł nad kartką. Sama Hermiona zaś oparła ręce na biurku, by lepiej przysłuchać się jakże intrygującej sprawie. - Proszę mi opowiedzieć o dziecku, które mam znaleźć. Tylko bardzo proszę, od samego początku - zaznaczyła.

Narcyza wzięła bardzo głęboki oddech i zaczęła:

- Tak naprawdę do teraz nie rozumiem jak to się mogło wydarzyć. To... irracjonalne. Szłam jedną z ulic, było południe i o dziwo, to nie była magiczna część miasta. Był 3 października '79 roku, a różdżkę miałam w ręce. Jednak kiedy poczułam ten przeszywający ból, po prostu zemdlałam. Teraz wiem, że był to paralizator.

Hermiona wzdrygnęła się w duchu kiedy wyobraziła sobie, jak przez jej ciało przebiega prąd elektryczny.

- Różdżka wypadła mi z ręki. Kiedy przyszłam tam następnej nocy nadal tam leżała... - Narcyza sięgnęła po filiżankę z kawą. Gdy wcześniej mówiła, słodziła swoją kawę i rozcieńczała ją mlekiem, później dokładnie mieszając. A Hermiona wiedziała, że kobieta zbiera się w sobie, by powiedzieć to, co powiedzieć musi. - Mój napastnik nie wykorzystał mego braku świadomości. Wolał mieć pewność, że będę świadoma kiedy mnie gwałcił... Może miał nadzieję, że wezmę czynny udział w jego zabawie? - Narcyza chciała wypowiedzieć to z ironią, ale przez ból w jej głosie i szept jakim opowiadała jedną z najgorszych historii swego życia, nie udało jej się. - Wiem, że mogłam jakoś spróbować się bronić bez różdżki, ale byłam tak bardzo obolała, zmarznięta i przerażona... Nikt, nigdy nie podniósł na mnie ręki...

Przerwała na dłuższą chwilę, a pozorny obserwator mógłby stwierdzić, że delektuje się kawą. Naprawdę jednak ciągle zmagała się z demonami własnej przeszłości. Hermiona, również sącząc swoją kawę, przyglądała się zapisanym papierom. Wiedziała, że nie musi o nic pytać, że jej klientka sama dokończy tę straszną opowieść.

- Ten człowiek musiał być chory psychicznie, bo najpierw przystawił mi nóż do gardła, a potem stwierdził, że mam „zbył ładną buźkę, by mnie zabić" i po prostu zostawił mnie w tej ruderze, do której mnie zaciągnął. A przecież widziałam jego twarz. Mogłam go znaleźć. - Narcyza upiła ostatni łyk swojej kawy. - To był pierwszy raz, kiedy chciałam zabić. - Narcyza przyjrzała się Hermionie. Ta nawet nie drgnęła, słuchała tylko uważnie, by zapamiętać jak najwięcej emocji pojawiających się na twarzy kobiety. - Kiedy... Kiedy już wróciłam do domu, pobijana i potargana, nie miałam siły, by wracać do tej historii, więc wsadziłam swoje wspomnienia do myślodsiewni i pokazałam je Lucjuszowi... Nigdy nie był tak wściekły, chciał dopaść mojego oprawcę i torturować tak długo, aż ten, zmęczony błaganiem o litość, nie wyzionie ducha. Skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że to było kuszące, jednak nie zgodziłam się i prosiłam, by tego nie robił. Wydaje mi się, że mnie posłuchał, jednak nigdy potem już o to nie pytałam, więc nie wiem czy ten człowiek żyje. Kilka godzin wcześniej zaszłam w ciążę z Draco. - To zdziwiło Hermionę, no bo końcu, ile jest takich przypadków? - Kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży byłam przerażona, nie miałam pojęcia czyje jest to dziecko i czy będzie potrafić czarować. Kiedy poszłam do magomedyka okazało się, że są to bliźniaki. - Narcyza nadal nie mogła uwierzyć w to, co mówi. - Starałam się to zaakceptować, nauczyć się żyć z tym, że jedno z moich dzieci będzie owocem największej krzywdy jaką mi wyrządzono. I... i prawie, prawie mi się to udało. A mimo to i tak wiedziałam, że Draco będzie tym lepszym dzieckiem... I właśnie, dla tamtego dziecka, przez te ponad 8 miesięcy, nie wymyśliłam nawet imienia. A potem, kiedy je urodziłam okazało się, że ono ani trochę nie jest do mnie podobne. Wahałam się, ale w końcu zgodziłam się je oddać. - Twarz Narcyzy wykrzywił ból. - To była dziewczynka.

Zapadła cisza. Hermiona postanowiła dać Narcyzie chwilę czasu, by ta doszła do siebie, a potem zapytała czy nie zechciałaby trochę wody. Hermiona podała jej napój, a dopiero potem zadała pierwsze, tego dnia, pytanie w sprawie, która tak bardzo ją pochłonęła, choć dopiero się o niej dowiedziała.

- Powiedziała pani, że oddała pani swoje dziecko. Jak?

- Najpierw chciałam zrobić to sama, potem jednak stwierdziłam, że nie jestem w stanie. Chciałam wysłać Lucjusza, w końcu jednak poprosiliśmy skrzata. Mimo wszystko chciałam, by miało jakieś szanse na normalną rodzinę, więc powiedziałam mu, by zostawił dziecko pod drzwiami jakiegoś sierocińca w Londynie. Nie zapytałam go gdzie zostawił moją córkę, a potem nie było już jak, bo skrzat ze starości zmarł - potem mieliśmy Zgredka. Kazałam oddać dziecko 6 czerwca 1980. Dzień po narodzinach.

Hermiona trochę zasmuciła się na myśl o wspomnianym skrzacie. Był taki dobry, taki lojalny... Ale w pracy nie ma czasu na sentymenty.

- Tak więc: kobieta, bez... Malfoyowskich genów..., zostawiona w Londyńskim sierocińcu, lat 20, może być mugolką. 6 czerwca. Czy wszystko się zgadza? - Narcyza przytaknęła. - Czy chce pani brać czynny udział w poszukiwaniach? - Kobieta znów kiwnęła głową. - Czy mogę rozmawiać z pani mężem lub synem?

- Oczywiście.

- Dobrze więc. Jutro postaram się o informacje na temat dzieci. Czy chce się pani wtedy spotkać?

- Tak, jeśli jest taka możliwość, to tak.

- Czy jeśli zaproponuję 5 po południu wykażę się nietaktem?

- Nie, 5 jest dobrą porą. Mam przyjść tutaj?

- Tak. Hymnn... To chyba wszystko. Dziękuję więc, postaram się zrobić co w mojej mocy, by odnaleźć pani córkę.

Narcyza wstała i uśmiechając się delikatnie podała rękę Hermionie. Ta odpowiedziała tym samym, a później odprowadziła ją do drzwi. Gdy je otworzyła jej wzrok napotkał syna jej klientki, właśnie wstawał. Podszedł do matki i objął ją delikatnie, przyglądając się czy wszystko z nią w porządku. Wiedział jakie dla niej to wszystko jest bolesne. Spojrzał na Hermionę. Stwierdziła, że Draco właściwie się nie zmienił. Stał się tylko bardziej męski - wyprzystojniał.

Nie wiedzieli jak się wobec siebie zachować, więc tylko skinęli sobie głowami. Potem Malfoyowie wyszli, a Hermiona wróciła do swojego gabinetu.

Szukajcie a znajdziecie - Dramione✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz