Łowca

508 14 8
                                    

-Proszę, zniknij... Proszę, przepadnij... Proszę, zostaw mnie...- Wybuchnąłem śmiechem.- Aż tak źle?- spytała Jola.

Cały wieczór ćwiczyła kwestię do szkolnego przedstawienia. Jako dobry przyjaciel siedziałem i słuchałem zawodzeń czarownicy.

-A jak myślisz?- Szturchnęła mnie. Teraz oboje się śmialiśmy.

-Mam pomysł- powiedziałem po dłuższej chwili.

-Jaki?- zaciekawiła się blondynka.

-Nie powiem.- Spojrzała na mnie z miną "szczeniaczka".

-Okej- mruknąłem.- Tylko przestań się tak wytrzeszczać.

-Wcale się nie wytrzeszczam.- Udała obrażoną.

-Wcale a wcale- przedrzeźniałem ją.

W jej oczach mrugnęły iskierki wesołości.

-Przestań. Muszę ćwiczyć rolę.

Spojrzałem wymownie w sufit.

-Ćwiczysz od trzech godzin. Jeszcze chwila i nauczysz się scenariusza na pamięć.

-Chłopcy...- westchnęła.- To, co wymyśliłeś?- Zżerała ją ciekawość.

-No... bo... Ten... W przedstawieniu brakuje wam ... i... pomyślałem sobie...- Gubiłem się w wyjaśnieniach.

-To świetnie! Idealnie będziesz pasował! Nie mogę się doczekać próby!

-Ale...

-Co?- spytała zdezorientowana.

-Już nic.- Nie chciałem psuć jej radości.

Nie do końca o to mi chodziło, ale była szczęśliwa.

-O rany! Która godzina?- spytałem nagle.

-Osiemnasta.- Posłała mi pytające spojrzenie.

-Muszę lecieć- rzuciłem, biegnąc do drzwi.

-Gdzie...?

-Cześć!- krzyknąłem, wybiegając z domu Jolki.

Może jeszcze zdążę. Autobus odjeżdża o osiemnastej pięć. Muszę zdążyć, bo mama mnie zabije. Przeciąłem na ukos skwerek. Nie udało się. Autobusu nie ma. Odjechał. Głośno dyszałem. Skrzywiłem się na samą myśl o poważnej rozmowie, jaka mnie czeka. Dlaczego to zawsze przytrafia się mnie? Podszedłem do rozkładu jazdy. W stronę mojego domu jechał już tylko jeden. Za piętnaście minut.

-Kurczę- mruknąłem pod nosem.

-Uciekł Ci mały?

Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, do kogo były skierowane te słowa. Do mnie. Na przystanku oprócz mnie stał tylko jeden człowiek. Wysoki mężczyzna z twarzą zasłoniętą chustą. Nie wyglądał, jak ktoś, kogo chciałbym spotkać twarzą w twarz. Był lekko przerażający. Przełknąłem ślinę.

-Nie mogę rozmawiać z obcymi- oznajmiłem.

-Mądrze, mądrze.- Pokiwał głową.

Odwróciłem się w inną stronę, kątem oka obserwując mężczyznę. Nie wykonywał żadnych podejrzanych czynności. Miałem doskonałą okazję, by mu się przyjrzeć. Na jego muskularnej ręce widniały paskudne blizny od ramienia po łokieć. Były grube i nierówne. Jak od pazurów. Coś w rodzaju płaszcza zakrywało resztę ciała. Wystawały spod niego jedynie buty. Ciężkie, okute metalem trapery. Wyglądały na mocno znoszone. Głowę przykrywał mu kapelusz z szerokim rondem psujący nieco efekt. Zdobiła go pojedyncza niezapominajka zupełnie niepasująca do wizerunku. Mężczyzna nie odezwał się już więcej ani słowem. Gdy wsiadałem do autobusu, czułem, jak kamień spada mi z serca. Nie trwało to długo. Dziwny typ również wsiadł. Czułem jego natarczywy wzrok. Wysiadłem i spokojnie ruszyłem do domu. Człowiek najwyraźniej szedł za mną. Przyspieszyłem kroku. Wbiegłem do domykającej się już windy i odetchnąłem. Zgubiłem go. Drzwi znów się otwarły i wsadziłem klucz do zamka. Pociągnąłem za klamkę. Rodzice siedzieli w kuchni, popijając herbatę z... facetem z autobusu. Byli pochłonięci ożywioną rozmową. Patrzyłem z niedowierzaniem na całą scenę.

-Mamo, tato znacie tego... pana?- wykrztusiłem, nie wiedząc jak nazwać niespodziewanego "gościa".

-Kochanie... - Mama spojrzała pytająco na tatę.

-To twój wuj chrzestny- oznajmił z powagą.- Jedziesz z nim do Rumuni polować na smoki.

-Co?!- powiedziałem trochę głośniej, niż zamierzałem.

-Sam bym tego lepiej nie ujął. Choć mogłeś trochę delikatniej Michale- zwrócił się do taty wujek.

- Już Cię spakowałam. Wyjeżdżacie zaraz po kolacji- powiedziała mama, jakby proponowała mi lemoniadę.

-Nigdzie nie jadę!- wrzasnąłem.- Chyba żartujecie?!

- Czas byś nauczył się potrzebnych podstaw. Będzie z ciebie wspaniały łowca.- Wuj poklepał mnie po ramieniu.

Zdębiałem. Oni tak na serio? Strąciłem jego rękę z ramienia. Zamknąłem się w swoim pokoju.

Rozległo się pukanie do drzwi. Weszła mama.

-Aż tak nie chcesz?- spytała ciepło, jak to tylko mamy potrafią.

Pokiwałem głową.

-To tylko na miesiąc- kontynuowała.- Potem wrócisz i w razie potrzeby będziesz umieć się obronić. Jesteś niesamowitym chłopcem, skarbie. Wierzę w ciebie.- Przytuliła mnie- A jak wrócisz, to ugotuję, co tylko będziesz chciał, zgoda?- Wstała.- Przyjdź do nas, kiedy będziesz gotowy.

Zostawiła mnie samego. Wziąłem się w garść. To w końcu tylko miesiąc. Dam radę. Zamknąłem za sobą drzwi. Głęboki wdech i już byłem w kuchni.

-Jestem gotów- oznajmiłem z przekonaniem.

-Świetnie.- Wuj wstał od stołu.- Możemy lecieć.

Wjechaliśmy windą na dach. Było już całkiem ciemno. Mężczyzna zbliżył się do krawędzi i skoczył. Podbiegłem do barierki. Byłem przerażony.

-Na co czekasz? Skacz.- Wuj nie miał już płaszcza. Miał skrzydła. Wielkie, łuskowate, smocze skrzydła. Stanąłem na krawędzi.

-Zwariowałem- powiedziałem i skoczyłem.

Przestałem spadać po mniej więcej dwóch sekundach. Rozłożyłem skrzydła na pełną szerokość. Po tylu latach znowu czułem się naprawdę wolny. Poszybowałem wciąż trochę niezdarnie za wujem. Krzyczałem z radości.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tego to się nie spodziewaliście co?

Krótkie opowiadania dla zabicia nudy |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz