too fast

561 28 7
                                    

Bianca;

- Boże, przepraszam za wczoraj. Nie chciałam zarzygać ci poduszki. - szepnęłam speszona, opierając się o blat. Patrzyłam na niego znad krawędzi szklanki, starając się dostrzec jakieś oznaki zdenerwowania.
- Jest okej, serio. - powiedział i uśmiechnął się szeroko.

Zjedliśmy śniadanie na balkonie. Myślałam, że pomidor ugrzęźnie mi w gardle, gdy usiedliśmy przy stole i okazało się, że podłoga zrobiona jest z cholernego szkła. Z e s z k ł a.

Przez cały ten czas nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Atmosferę budującą się między nami można było ciąć nożem, a zażenowanie, którym wręcz emanowaliśmy, było na pęczki.

- Uh, dziękuje za śniadanie. I za przenocowanie mnie... Nie wiem jak się odwdzięczę. - powiedziałam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, przy czymś, co znałam - przy chłopaku, kakao czy swojej kanapie.
Nagle, z niewiadomego powodu, zaczęłam czuć się nieswojo.
- Możesz zostać, jeśli chcesz. Moglibyśmy zjeść gdzieś lunch. - zaproponował, sprawiając, że ugięły mi się nogi. Co robić, co robić?! - krzyczałam w myślach, zagryzając nerwowo wargę.
- Umm, mama Jace'a przyjeżdża dziś w odwiedziny, muszę ogarnąć dom i, no wiesz, to wymagająca babka. - zaśmiałam się nerwowo, starając się wymigać od kolejnych godzin niezręczności z Harrym.
- A, okej. Rozumiem. Ale może jeszcze kiedyś gdzieś wyskoczymy? Na paintballa czy coś. - rzucił, gdy zbierałam swoje rzeczy. Potaknęłam ze zmieszanym uśmiechem, chcąc zniknąć stąd jak najszybciej.

Wychodząc na ulicę szybko wtopiłam się w tłum, marząc tylko o ciepłej kąpieli w swojej domowej wannie i kanapie.....
Miałam ochotę wyrzucić z siebie cały ten ciężar, który nosiłam odkąd spotkałam Harry'ego. Chciałam pozbyć się każdej związanej z nim myśli, każdego wspomnienia. Chciałam podzielić się z kimś moim szczęściem przeplatanym z bólem, wkurwieniem i wielkim zawstydzeniem.
5 minut pózniej skręciłam w alejkę swojego ulubionego parku z telefonem przy uchu, łącząc się ze swoją przyjaciółką. Kolejne 5 minut później zatrzymałam się w kawiarni, siadając przy pierwszym lepszym stoliku. Monica miała zjawić się lada chwila.
5 kolejnych minut pózniej leniwie zaczęłam oglądać swoje paznokcie, obgryzając sponiewieraną skórkę. Mój obleśny czyn oglądała dziewczynka ze stolika obok. Patrzyła na mnie zza lodów ciemnymi oczami, co chwilę biorąc do ust łyżeczkę z zimnym deserem. Jej mama, blondynka, pochłonięta telefonem zupełnie nie zwracała uwagi na swoje dziecko, które właśnie zbierało się do odejścia. Małą rączką złapała pucharek i zsunęła się z krzesełka, idąc w moją stronę.

- Hej. - przywitała się, parząc mi w oczy.
- Um, hej.
- Czekasz na kogoś? - zapytała, oblizując usta.
- Tak. - odpowiedziałam szybko, nie wiedząc do końca dokąd prowadzi mnie ta konwersacja.
- Mogę się przysiąść? - znów zapytała i nie czekając na odpowiedź postawiła lody na szklanym blacie stolika i wspięła się na krzesełko. Z zainteresowaniem obserwowała jak moja twarz z obojętnego wyrazu przechodzi w ten zdziwiony.
- Jestem Aylinn. - przedstawiła się, wyciągając do mnie rękę.
- Bianca. - uśmiechnęłam się, ściskając jej obsmarkaną i klejącą się od lodów i brudu rękę. Od jej uroczego widoku zrobiło mi się niewiarygodnie ciepło na sercu.
- Wiesz, że tamto drzewo to dąb? A tamto to, umm, eee, drzewo. - powiedziała, dzieląc się ze mną swoją wiedzą.
- Napr...
- Aylinn! Przestań niepokoić ludzi, na litość boską! - przerwała nam blondynka, kurczowo trzymając telefon w dłoni i jednocześnie karcąc dziewczynkę. Ciemnowłosa zgarbiła się nieznacznie, tym razem unikając mojego wzroku.
- Nic się nie stało, było mi bardzo miło. Naprawdę nie musi pani krzyczeć. - starałam się załagodzić sytuację, zerkając na dziewczynkę. Idealnie wyregulowane brwi kobiety uniosły się gwałtownie do góry, popychając skórę czoła jeszcze wyżej. Następnie fuknęła głośno, zabierając dziecko i pusty już pucharek. Odprowadziłam wzrokiem ich drobne postury, które sekundy później znikły za rogiem kawiarni.

Westchnęłam cicho, zerkając na zegarek. 13:12.

O 13:34 Monica kłapnęła na krzesełko, opierając łokcie o stolik. Zmęczona spojrzała na mnie wzrokiem "wiem co czujesz, gurl"

- Wyglądasz jak mops. Co się stało? - powiedziała pół żartem pół serio. Wywróciłam oczami, zaczynając swój monolog.
- Byłam dziś u Harry'ego. - wykrztusiłam z siebie. Monica najpierw mocno wywróciła oczami, a później głęboko zaciągnęła się powietrzem.
- Kontynuuj.
- Było... Zgarnął mnie z jakiejś imprezy, po której zgonowałam, uwaga, w jego łóżku.
- nIE ZROBIŁAŚ TEGO! - prawie krzyknęła, unosząc się lekko na łokciach.
- Jezu, Monica, tylko w nim spałam. On przeniósł się na kanapę, ale sama nie wiem czy tego chciałam. - powiedziałam, patrząc na swoje palce. Zsunęłam się z krzesełka, dotykając kolanami jej kolan. - Dzisiaj rano było między nami tak niezręcznie... Ledwo co się odzywaliśmy, było tak cholernie niepokojąco, że miałam ochotę się porzygać. Nie wiem, co się stało, ale zachowywałam się jak moja matka.
- Jesteś antyspołeczna i nie wiesz, czego tak dokładnie chcesz. Historia się powtarza kochanie, teraz wszystko zależy od tego, czy jesteś gotowa na to, by znów się otworzyć. Zagmatwałaś sobie życie przez własne, debilne według mnie wybory i wylądowałaś po uszy w gównie. Albo się z niego wyrwiesz albo polecisz z wirem. - powiedziała moja przyjaciółka, patrząc na mnie zmęczonym, ale mimo wszystko współczującym wzrokiem.
Pierwsze łzy poleciały mi po policzkach. To po prostu... Dziwne. Jeszcze niedawno byłam przekonana i "oczyszczona", wiedziałam, co mam zrobić i czego chcę.

Bałam się. Bałam się, że nie jestem warta chłopaka, którym jest Harry. Że tak naprawdę on zaraz zniknie. Bałam się zaangażowania, zranienia, porzucenia.

Potarłam oczy, rozmywając cały makijaż. Słowa Moniki szumiały mi w głowie, gdy stałam pod prysznicem. Zrozumiałam, że to wszystko stało się zbyt szybko. Zbyt szybko nabrałam przypływu odwagi, zbyt szybko uznałam, że jest okej. Zbyt szybko to się potoczyło. Zbyt szybko...

- Hej.
- Hej.
- Jak twój dzień? - zapytałam Jace'a, wychodząc z łazienki w majtkach i jego koszulce.
- Dobrze, a twój? - usiadłam mu na kolanach, opierając głowę o jego ramię. Objął mnie ramionami, gdy cicho wymruczałam:
- Chujowo.
Zaśmiał się. Oparłam ucho o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w bicie jego serca i drgania towarzyszące jego śmiechowi. Zaczął mówić o swoim dzisiejszym dniu. O pracy, o obiedzie i o koszmarnej sałatce, którą zjadł po wyjściu z pracy. W połowie historii opatulił mnie szczelnie kocem, a pod koniec zaniósł do łóżka. Leżeliśmy obok siebie, ramię w ramię, rozmawiając o tym jak zmęczeni jesteśmy, ale jak miło nam się rozmawia i znów, jak bardzo nie chce nam się iść jutro do pracy, która nas czeka. Postanowiłam nie mówić mu o Harrym. Jeszcze nie teraz.

Za szybko. Za szybko...

+++

Oczywiście nie mogło sie obejść bez spóźnieniaXD! wybaczcie spóźnienie, właściwie to, ze cały czas dodaje zbyt późno i w ogole. Naprawde srednio mam ostatnio czas na cokolwiek, wiec jakos tak wychodzi ze rzadko kiedy w ogole siadam do wattpada.

Tak czy siak, mam nadzieje ze jeszvze o mnie nie zapomnieliscie, tak samo o tej historii, a rozdział sie podoba! Buziaki x

spring; harry stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz