Wielkimi krokami nadchodziła Wielkanoc. Na samą myśl o wizycie u moich rodziców, a potem u Jace'a rodziców dosłownie czułam płynące ze mnie siuśki.
Przetarłam oczy, znów wracając do ekranu laptopa. Bolało mnie ucho i głowa, ale po prostu nie mogłam nie czekać na wyniki tego konkursu. Tak, wzięłam udział w konkursie projektanckim za namową mojej profesorki. Co prawda jestem na cholernym dziennikarstwie, ale zawsze warto było spróbować, prawda?
Było już porządnie po północy, gdy w końcu udało mi się otworzyć stronę, uzyskać kod i w końcu wpisać go na stronę z wynikami. W napięciu czekałam aż strona się załaduje. I wtedy zadzwonił telefon.
- Halo? - spytałam z lekką chrypą, nadal wpatrując się w wciąż ładującą się stronę.
- Dobry wieczór, mówi doktor Jason Miller ze Szpitala pod wezwaniem Św. Franciszka. - do cholery, czemu dzwonią do mnie ze szpitala? Przymknęłam ekran laptopa. - Uh, był wypadek. Pani numer był na szybkim wybieraniu.
- O co do cholery chodzi? - prawie krzyknęłam, budząc Jace'a leżącego obok. - Chyba mnie pan z kimś pomylił. - Pani Bianca O'Hare, prawda?
- Tak. Mogę w końcu dowiedzieć się co się dzieje?
- Chodzi o pana Stylesa.
Na chwilę zatrzymało mi się serce. Wszystkie moje wnętrzności na chwilę się zatrzymały - mój oddech, moja ochota na sikanie, mój stres przed wynikami.
- S...Um, słucham?
- Pan Harry Styles, rozumiem, że się znacie?
- Tak.
- Uległ wypadkowi dziś rano. Ma złamaną nogę i parę żeber, lekki wstrząs mózgu i poobijaną twarz, jako, że to pani została wpisana jako kontakt szybkiego wybierania prosiłbym o przyjechanie do szpitala. Zaraz podam pani adres, musimy ustalić parę formalności. - powiedział, po czym pożegnał się i rozłączył.
Siedziałam z komputerem na kolanach i telefonem w ręku, nie rozumiejąc co się dzieje. Jace coś do mnie mówił, ale dosłownie nic do mnie nie docierało. Byłam nieosiągalna w swoim wariactwie i zostawianiu narzeczonego dla zioma, który złamał mi serce 5 lat temu. Szybko założyłam buty i w dużym dresie i ogromnej koszulce pognałam do samochodu, czując jak z każdym krokiem kluczyki coraz mocniej wpijają mi się w dłoń. Przebiegłam parking najszybciej jak mogłam, prawie wskakując do samochodu i odjeżdżając z piskiem opon. Jadąc przez ulice Nowego Jorku dawno nie przekroczyłam tak bardzo prędkości. Widziałam i słyszałam dzwoniący telefon - zapewne Jace starał się ze mną skontaktować. Miałam mokre oczy, zamazywał mi się obraz, huczało w głowie od nadmiaru emocji, miałam problemy z oddychaniem. Kurwa, zaraz to ja ulegnę wypadkowi.
Dojechałam do szpitala w 10 minut, nawet niecałe. Biegiem pognałam do szpitala i do recepcji. Wręcz wymusiłem od pielęgniarki informacje o sali, w której znajdował się Harry. Czy ten cholerny doktor nic nie powiedział tej głupiej ziomuwie w białym kurwa wdzianku?!
Znów biegłam po schodach i czułam, jak moje nogi wymiękają. W końcu znalazłam salę z numerem, który na zawsze zapamiętam. Złote cyferki 2 i 9 wyryły się w moim mózgu już na zawsze tej nocy. Lekko pchnęłam drzwi widząc najgorszy widok w moim życiu.
- Harry. - szepnęłam drżącym głosem, podbiegając do szpitalnego łóżka. Od tych wszystkich kabli i pikania przeróżnych urządzeń zrobiło mi się niedobrze. - Mój Boże, Harry.
- Bianca? Co do chuja?!
![](https://img.wattpad.com/cover/73009296-288-k556811.jpg)
CZYTASZ
spring; harry styles
FanfictionMinęło 5 lat. 5 lat zbierania się i ścisłego dążenia do wyznaczonego celu. 5 lat ciężkiej pracy na sukces. 5 lat odpoczywania od jego twarzy i myśli, że została wykorzystana dla zakładu. 5 lat zrujnowane przez niego, stojącego teraz naprzeciwko niej...