Rozdział 8

13 6 0
                                    

- Nie, nie jestem.

- Jak to nie jesteś?

- To długa historia.

- Opowiadaj, nigdzie mi się nie spieszy.

- Więc urodziłam się 11 lat wcześniej od ciebie. Nasi rodzice kochali mnie najbardziej na świecie, zawsze kupowali mi najdroższe i najpiękniejsze rzeczy. Pewnego razu, gdy mamy i taty nie było w domu do naszej posiadłości wkradli się pewni ludzie. Porwali mnie, zawieźli do lasu, tam zgwałcili i zamordowali. Tak zginęłam w wieku sześciu lat.

- Jak cię zamordowali?

- Jak? - zamilkła na chwilę, jakby coś sobie przypominając, po chwili znów zaczęła mówić - Uderzyli mnie sporym kawałkiem drewna w głowę, poderżnęli gardło i schowali w krzakach. Hm, mogli mnie już zostawić po przywaleniu mi  tą gałęzią. Już wtedy byłam martwa. A zapach mojej krwi przyciągnął tylko policyjnego psa. Tak znaleziono moje zwłoki. Zbrodniarzy też wkrótce złapali, bo ci idioci zostawili razem ze mną w krzakach nóż, na którym oczywiście znaleźli ich odciski palców.

    Przyglądałam się mojej siostrze z rosnącą ciekawością, wydawało mi się że w środku jest już w pełni dojrzałą kobietą, tylko zbyt wczesna śmierć uniemożliwiła jej dalszy rozwój fizyczny.

- Powiedz mi. - zaczęłam w końcu - Jak masz właściwie na imię?

- Melania Violetta Greem.

- Byłaś przy mnie cały ten czas?

- Oczywiście. Widziałam wszystko, obesrwowałam cię. Chciałam przygotować cię przygotować do spotkania ze mną. Wiedziałam, że to będzie dla ciebie szok.

- To ty wydrapałaś ten napis na ścianie?

- Pewnie, że ja.

- Potem wszytsko zrzuciłaś we śnie na mnie?

- Dokładnie.

- Dlaczego?

- Cóż... Jakbyś mnie znała dłużej, wiedziałabyś, że jestem wymagająca i szybko się nudzę. Chciałam się również z tobą pobawić, wprowadzić cię w ostateczne zakłopotanie, zmusić cię do myślenia.

- Czyli kontrolowałaś mój sen?

- Ktoś to musiał robić, maleńka. Sama byś sobie nie poradziła, tym bardziej, że ten chłopak wszytsko zepsuł.

- Chodzi ci o Bena?

- Tak, mogę kontrolować twoje sny, ale nie mogę ich całkiem zmieniać, znaczy zmieniać ich sensu. Twój kolega był jedną ze znaczejszych postaci. Usunięcie go spowodowałoby zmianę  całej idei twojego snu, te rzeczy musiały się tam pojawić. Inaczej ty byś już kompletnie straciła równowagę. ... O ile jeszcze ją masz...
  Przerwała nagle. Spojrzała w stronę drzwi. Można było usłyszeć kroki.

- To nie jest istotne i tak mnie nie zobaczą.

   Nie odpowiedziałam nic. Po prostu dalej siedziałam pod ścianą i obserwowałam Melanię.
   Do mojej celi wszedł tylko jeden człowiek, jednak z głosu nie rozpoznałam ani Lucasa, ani Hadsona, więc byłam ciekawa kto mnie jeszcze odwiedził. Mężczyzna podszedł do mnie, kucnął i chwycił mnie za podbródek zmuszając tym samym do popatrzenia na niego. To było kompletnie bezpodstawne, tak czy inaczej cały czas go obserwowałam o własnych siłach. Facet spojrzał mi w oczy i rzekł.
- Samantho moja droga... Nie bój się mnie, jestem tu, by ci pomóc.
   Mówiąc to zbliżył się na niebezpieczną odległość i kontynuował. - Kochana, rozuźnij się, nie musisz się niczego obawiać. - Nagle zaczął mnie obejmować a talii.
   To już było dla mnie z dużo. Splunęłam na niego i zaczęłam kopać. W tamtej chwili tak bardzo żałowałam, że mam na sobie ten pieprzony kaftan. Mężczyzna w odpowiedzi na moje bezczelne splunięcie nie powstrzymał się od wymierzenia mi porządnego liścia w twarz. Czułam jak moja skóra piecze i pulsuje po tym uderzeniu, zignorowałam jednak to uczucie. I rzuciłam się z czystą furią na bruneta. Zaczęła mnie bardzo głowa boleć i nie wiem dlaczego, ale dalszą część walki widziałam i słyszałam już tylko przez ,,mgłę", w końcu zemdlałam.
    Gdy się ocknęłam w mojej celi leżały zwłoki nieszczęśnika, który ośmielił się pomyśleć, że tak łatwo mu się oddam. Miał wokół swojej szyi kałużę krwi. Poczułam wilgoć w okolicy ust, ale nie było luster w moim małym pokoiku. Pomyślałam, że skoro ściany są wysadzane białymi ,,poduszkami", to mogłabym przyłożyć do jednej z nich twarz. Tak też zrobiłam. Na materiale zostały czerwone plamy, a ja nie miałam już wątpliwości, że to właśnie krew mojego niedoszłego oprawcy.
   W kącie stała Melania i z szerokim uśmiecham na ustach klaskała w ręce.
- No Sami, jestem z ciebie dumna. To było genialne, jak wbiłaś zęby w jego szyję!
  Na prawdę byłam zdolna zrobić coś tak okropnego?
  Po chwili jak na złość do mojej celi wszedł Hadson i stanął jak wryty, gdy zobaczył tą niecodzienną scenkę. 

Kiedy szukasz prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz